W Internecie krąży mem pt. Test na wiek – pod zdjęciem kasety magnetofonowej i ołówka sześciokątnego pojawia się pytanie: „Co łączy te dwie rzeczy?”. Pokolenie postmilenialsów (czy jak kto woli – pokolenie iPhone’a) raczej szuka w tej zagadce podstępu, niż kojarzy dawną metodę przewijania taśmy. I nie ma się czemu dziwić, bo generacja kultury streamingu na swoich półkach zgromadziła w latach dziecięcych co najwyżej kilka, obecnie kurzących się, płyt CD z twórczością idoli. Dziś całą bibliotekę dźwięków ma dosłownie na wyciągnięcie ręki w swoim telefonokomputeroaparatokameroodtwarzaczu.
Młode pokolenie może nigdy nie nawinęło wkręconej taśmy, ale za to coraz chętniej wybiera poprzednika plastikowej kasety – winyl. Doskonale znana ich rodzicom czarna płyta długogrająca (choć jeśli wziąć pod uwagę, że współcześnie można tworzyć niekończące się playlisty, nazwa ta wydaje się nieadekwatna) od kilku lat przeżywa renesans. Dlaczego akurat ten nośnik upodobali sobie współcześni audiofile? Hipotezy można snuć, poczynając od tego, że młodzi ludzie po prostu powiększają odziedziczone po wujkach kolekcje, a kończąc na bardziej technicznych aspektach. Po latach słuchania idealnych cyfrowych nagrań „z chmury” ucho ciągnie do – bliższej percepcji człowieka – techniki analogowej, czyli drobnych usterek dźwiękowych, trzasków i delikatnych szumów. Również konkurencyjne ceny gramofonów sprawiają, że taki sprzęt coraz częściej pojawia się nawet w studenckich mieszkaniach.
Producenci oraz wytwórnie dwoją się i troją, aby czarny longplay był dziełem kolekcjonerskim, a nie tylko zwykłym środkiem rozpowszechniania nagrań muzycznych. Bonusy w postaci plakatów czy grawerowanych dedykacji, kadzidła mające potęgować doznania dźwiękowe, różnobarwne płyty, ekologiczne winyle produkowane ze śmieci – to tylko niektóre hity.
Ta retromania ma jeszcze jedną zaletę, która szczególnie uwypukliła się w czasie pandemii i niejednemu artyście pozwoliła przetrwać kryzys w branży. Z relacji Keitha Ingrama, właściciela sklepu z winylami w Edynburgu, wynika, że słuchacze odcięci od koncertów czy choćby playlist puszczanych w siłowniach chętniej zapełniali wirtualne koszyki płytami gramofonowymi. Czymś w końcu trzeba było zająć uszy i ręce.