
W rozmowie opublikowanej w wiosennym numerze kwartalnika „Przekrój” z 2019 r. Olafur Eliasson wyjaśnił, dlaczego nie zorganizował swojej cyklicznej akcji artystycznej „Ice Watch” polegającej na obserwowaniu topniejącego lodowca podczas 24. COP (czyli Konferencji Stron Ramowej Konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie Zmian Klimatu). Powodem były problemy ze znalezieniem finansowania oraz odpowiedniego miejsca w Katowicach. W efekcie artysta pojechał do Londynu, a lód topniał obok Tate Modern, gdzie w lipcu Eliasson otwiera retrospektywną wystawę swojej twórczości. Społeczne zaangażowanie duńsko-islandzkiego twórcy sprowokowało nas do rozmowy o ważnych dla niego ideach.
Jan Pelczar: Ze szczytu klimatycznego w Katowicach wyniknęło coś dobrego?
Olafur Eliasson: Jedno – wiele oczu zwróciło się na Polskę. Szeroko opisano paradoks zorganizowania COP 24 w zagłębiu węglowym kraju, który jest liderem zanieczyszczeń. Polska bardzo powoli odchodzi od brudnych źródeł energii, ale też trzeba przyznać, że jej sytuacja jest bardzo złożona. Współczesny wzrost gospodarczy przydarzył się jej dość późno, to zaledwie ostatnie 30 lat. W trzy dekady Polska przeszła transformację, na którą kraje Europy Zachodniej miały cały wiek. Nie zgadzam się z podejściem władz Polski