Co łączy dobrą sztukę z dobrą polityką? Połączenie informacji z emocją Co łączy dobrą sztukę z dobrą polityką? Połączenie informacji z emocją
i
Olafur Eliasson i Ai Weiwei "Moon" 2013, strona internetowa © 2013 Olafur Eliasson
Przemyślenia

Co łączy dobrą sztukę z dobrą polityką? Połączenie informacji z emocją

Jan Pelczar
Czyta się 8 minut

W rozmowie opublikowanej w wiosennym numerze kwartalnika „Przekrój” z 2019 r. Olafur Eliasson wyjaśnił, dlaczego nie zorganizował swojej cyklicznej akcji artystycznej „Ice Watch” polegającej na obserwowaniu topniejącego lodowca podczas 24. COP (czyli Konferencji Stron Ramowej Konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie Zmian Klimatu). Powodem były problemy ze znalezieniem finansowania oraz odpowiedniego miejsca w Katowicach. W efekcie artysta pojechał do Londynu, a lód topniał obok Tate Modern, gdzie w lipcu Eliasson otwiera retrospektywną wystawę swojej twórczości. Społeczne zaangażowanie duńsko-islandzkiego twórcy sprowokowało nas do rozmowy o ważnych dla niego ideach.

Jan Pelczar: Ze szczytu klimatycznego w Katowicach wyniknęło coś dobrego?

Olafur Eliasson: Jedno – wiele oczu zwróciło się na Polskę. Szeroko opisano paradoks zorganizowania COP 24 w zagłębiu węglowym kraju, który jest liderem zanieczyszczeń. Polska bardzo powoli odchodzi od brudnych źródeł energii, ale też trzeba przyznać, że jej sytuacja jest bardzo złożona. Współczesny wzrost gospodarczy przydarzył się jej dość późno, to zaledwie ostatnie 30 lat. W trzy dekady Polska przeszła transformację, na którą kraje Europy Zachodniej miały cały wiek. Nie zgadzam się z podejściem władz Polski

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Pierwszy stoik Pierwszy stoik
i
kadr z filmu „Pierwszy człowiek”
Opowieści

Pierwszy stoik

Piotr Stankiewicz

Nie ma chyba na Ziemi ludzi, którzy nie słyszeliby o lądowaniu na Księżycu (słyszeli o nim nawet ci, którzy uważają je za ustawkę, a może zwłaszcza oni).

Film o Armstrongu ma prawo zainteresować każdego, w czyim imieniu „wielki krok dla ludzkości” był zrobiony – a więc każdego z nas. By go docenić, nie trzeba być fascynatem rakiet i dalekich lotów. Film proponuje perspektywę „humanistyczną”, opowiada nie tyle o dokowaniach, orbitach i impulsach właściwych, ile o ściśle ludzkiej stronie programu „Apollo” (i o jego ludzkich kosztach). Czym jest ta „ludzka strona”, to nie jest zaskoczeniem. Życie rodzinne zostało wyeksponowane bardziej niż astronautyczne, dużo jest o ciągłym napięciu, w jakim żyją bliscy astronautów – pod tym względem wszystko jest tak, jak należy się spodziewać po świeżutkim filmie o „Apollu”.

Czytaj dalej