Co po kwarantannie?
i
Jack Kerouac/Flickr
Doznania

Co po kwarantannie?

(Czyli jak zejść ze szczytów rozpaczy)
Łukasz Muniowski
Czyta się 6 minut

25 czerwca 1956 r. Jack Kerouac rozpoczął tygodniowy kurs na strażnika leśnego. Pisarz miał wówczas 34 lata, a z ośmiu napisanych przez niego powieści ukazała się tylko jedna. Sfrustrowany niemal dekadą odrzuceń i niezrozumienia, postanowił odseparować się od problemów i spędzić samotne lato w chatce wybudowanej na Desolation, jednym ze szczytów Gór Kaskadowych niedaleko kanadyjskiej granicy.

Jego praca polegała na wypatrywaniu pożarów i zdawaniu raportów innym strażnikom. Kerouac opisuje ten okres w pierwszej części swojej powieści Desolation Angels (Anioły rozpaczy). Doświadczane przez bohatera izolacja, narastający głód życia i skutki usilnych prób nadrobienia straconego czasu po powrocie do „normalności” czynią z tej wydanej w 1965 r. książki zajmującą lekturę w czasie i po pandemii.

Kerouac planował przez tamto lato pracować nad „dziełem swojego życia” – liczącą niemal tysiąc stron powieścią The Beat Generation, szybko jednak górę wzięły nuda i poczucie pustki. Zamiast pisać powieść, prowadził dziennik, na którym oparł pierwszą z trzech części wspomnianej Desolation Angels. Jak zauważa Maurice Blanchot, „dziennik pisze się często z obawy i trwogi przed samotnością, którą

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Książki mówią do nas po imieniu
i
Jean-Baptiste-Camille Corot, „Kobieta czytająca w studiu”, 1868 r. National Gallery of Art, Washington, domena publiczna
Wiedza i niewiedza

Książki mówią do nas po imieniu

Tomasz Wiśniewski

Po cichu, na głos, samotnie lub w grupie. Na stojąco, siedząco czy leżąco. Znamy mnóstwo sposobów lektury, choć jako gatunek oddajemy się jej od niedawna. Argentyński eseista i bibliofil Alberto Manguel sięga do źródeł historii czytania.

Jak to możliwe, że wydrukowane na białej kartce czarne znaczki potrafią wywołać w naszych umysłach obrazy, sprawiając, że widzimy słyszymy wydarzenia, o których traktuje tekst, fizycznie w nich nie uczestnicząc? Przez nasze oczy śledzące zapisane słowa może wniknąć historia, która wzruszy, wzbudzi gniew, a nawet wywoła emocje, których nigdy nie zapomnimy. Czytający nie tylko odkodowuje pewien komunikat; lektura sprawia również, że treść staje się częścią jego tożsamości. Na ile też to, co dzieje się z nami podczas lektury, ma związek z „zewnętrznym” tekstem, a na ile z „wewnętrzną” wyobraźnią? Inaczej mówiąc: czy źródłem znaczeń jest tekst, czy jego odbiorca? Czy czytanie to nasza naturalna umiejętność, czy pewien „wynalazek”? Biorąc pod uwagę fakt, że pismo i jego rozumienie pojawiają się późno w historii naszego gatunku, wydawałoby się, że mamy do czynienia z czymś nienaturalnym. Ale jeśli tak, dlaczego nasz mózg to w ogóle potrafi? A skoro potrafi, to dlaczego ta umiejętność pojawiła się tak późno?

Czytaj dalej