
Transport jest jedynie szkłem powiększającym, które pozwala mi się przyjrzeć, jak jesteśmy podzieleni i jak sobie z tym radzimy – mówi Olga Gitkiewicz, autorka książki Nie zdążę. O wykluczeniu komunikacyjnym, o tym, dlaczego 14 milionów Polaków się na nie godzi i kogo ono najmocniej doświadcza pyta Paulina Małochleb
Paulina Małochleb: Mówi się, że twoja książka opowiada o transporcie w Polsce. Ja natomiast odnoszę wrażenie, że to książka o pogardzie.
Olga Gitkiewicz: Mówię, że to książka o transporcie, bo to łatwiejsze do wyrażenia, od razu odsyła do konkretnego tematu, ale to duże uproszczenie. Przede wszystkim opowiadam o wykluczeniu i nierównościach. Transport jest jedynie szkłem powiększającym, które pozwala mi się przyjrzeć, jak jesteśmy podzieleni i jak sobie z tym radzimy.
Ale nierówności mają wyraźną temperaturę emocjonalną, są podszyte pogardą. Cytujesz nienawistne komentarze z Internetu – wszyscy je znamy, ale tutaj jakoś mocniej uderzają. A później wcale nie jest lepiej, bo notujesz pogardę mieszkańców dużego miasta wobec ludzi z małych miejscowości, pogardę kierowców wobec pieszych…
Myślę, że naszym, polskim problemem jest odwieczny konflikt. Musimy mieć jakiegoś przeciwnika, wtedy czujemy się dobrze. A przynajmniej: naturalnie.
W twojej książce, zatytułowanej Nie zdążę, ten konflikt ma przede wszystkim wymiar praktyczny, dotyczy poruszania się po drogach.
Tak, ale nie byłby on możliwy, gdyby nie wbito nam do głowy, że jesteśmy wolni i sami stanowimy o sobie jako jednostki. Uwierzyliśmy w to, że wspólnota nie ma sensu. Zamiast