Dla mojego syna wojna to zwyczajna sytuacja. Kiedy się zaczęła, miał cztery lata. Teraz ma 10 i całe swoje świadome życie przeżył ze świadomością, że rosyjska okupacja nie daje spokoju Ukrainie. Czy on się tym przejmuje? On po prostu nie wie, że może być inaczej – mówi ukraiński pisarz Artem Czech, autor Punktu zerowego.
Łukasz Saturczak: Idziesz do wojska, masz jechać na wojnę, wsiadasz do pociągu i… co dalej?
Artem Czech: Cztery miesiące przed wyjazdem spędziłem na poligonach blisko Krymu, w obwodzie chersońskim, i ten czas pozwolił mi „oswoić” wojnę. Już dość dobrze nosiłem broń, miałem przyjaciół, pozbyłem się wynikającego z nieświadomości strachu, który męczył mnie przez pierwsze tygodnie służby. Gdy dojechaliśmy pociągiem bliżej frontu, byłem przygotowany chyba do wszystkich trudności. Pamiętam, że Donbas przywitał nas przenikliwą ciszą, bo pierwsze tygodnie na froncie były podejrzanie spokojne. Myślę, że po prostu dostaliśmy psychologiczne fory i przed tym, jak zaczął się ostrzał, moralnie przywykliśmy do bycia na wojnie. Miałem w tym czasie wiele pierwszych razów – pierwszy raz na poligonie, pierwszy raz na pozycji, pierwszy raz w gotowości bojowej. Przy każdym pierwszy razie czujesz się tak samo zagubiony. Badasz teren, ciężko wzdychasz, ale w końcu bierzesz się do roboty.
Punkt zerowy zaczyna się od przyjazdu do ośrodka szkoleniowego dla żołnierzy – o twoim życiu sprzed wojny wiemy niewiele – mieszkałeś w Kijowie, masz żonę, od wielu lat śni ci się, że powołują cię do armii, co się właśnie spełnia. Piszesz: „będę bohaterem albo tchórzem”. A gdzie wątpliwości? Nie chciałaś uciekać, kiedy dostałeś list z powołaniem? Nie bałeś się?
O powołaniu dowiedziałam się od teścia. Powiedział mi o tym spokojnie, gdy odpoczywaliśmy na daczy: „wiesz, myślałem, żeby ci nie mówić, ale przyszło wezwanie”. Tak, oczywiście mogłem udawać, że nic się nie stało. Mogłem się nie zgłosić i kontynuować swoje kijowskie życie: skończyć książkę, jeździć do biura i pracować nad nudnymi tekstami reklamowymi. Oczywiście, że myślałem, żeby nie iść na wojnę. Bałem się, przestraszyła mnie niepewność. To przecież rok spędzony nie wiadomo gdzie, nie wiadomo z kim. Nigdy w życiu nie trzymałem w rękach broni, nie mówiąc o celowaniu do kogoś – na co mi to? Czy po to się urodziłem? Taki los był