Czułość, nie natarczywość
Przemyślenia

Czułość, nie natarczywość

Sylwetka Heinricha Bölla
Agnieszka Drotkiewicz
Czyta się 11 minut

„Co to za staroć!” – powiedziała bibliotekarka w wypożyczalni podając mi tomik w jasnofioletowej okładce. Utracona cześć Katarzyny Blum Heinricha Bölla wydana w Polsce w 1979 roku w słynnej serii Czytelnika „Nike” (pierwsze wydanie w Niemczech w 1974). Podtytuł tej noweli brzmi: „Jak powstaje przemoc i do czego może doprowadzić”. Czy  rzeczywiście jest to staroć?

Katarzyna Blum to młoda kobieta, która pracuje jako wykwalifikowana pomoc domowa, pomocnica przy urządzaniu przyjęć i kelnerka. Podczas karnawałowego przyjęcia poznaje Ludwika, dezertera podejrzewanego o prowadzenie działalności terrorystycznej. Zakochuje się w nim od pierwszego wejrzenia, spędzają razem noc, o świcie Katarzyna pomaga mu wymknąć się z jej mieszkania. Niedługo potem służby specjalne policji wyważają drzwi do jej mieszkania, Katarzyna zostaje zabrana na komisariat i zaczyna się brutalne śledztwo. W śledztwie tym kluczową rolą odegra nie tyle policja, co korzystający z policyjnych informacji brukowiec. O tym właśnie jest ta książka: „o zalegalizowanej przemocy słowa, uprawianej – czasem dla czystej sensacji, częściej dla określonych celów politycznych – przez prasę brukową”. Böll opatrzył tę książkę słowami: Osoby i akcja niniejszego opowiadania są całkowicie zmyślone. Jeśliby natomiast przedstawione w nim pewne praktyki dziennikarskie przypominały praktyki gazety „Bild”, nie jest to ani zamierzone, ani przypadkowe, lecz nieuniknione”.

Historyczny kontekst tej książki to skomplikowany czas przełomu lat 60. i 70. XX wieku w Niemczech Zachodnich – czas gwałtownego upolitycznienia młodego pokolenia, czas rozliczenia się z niedawną nazistowską przeszłością kraju, czas „generacji bez ojców”, czas rządów „wielkiej koalicji” CDU i SPD oraz ruchu Opozycji Pozaparlamentarnej APO, czas morderstwa politycznego Benno Ohnesorga podczas manifestacji przeciwko wizycie szacha Persji Rezy Pahlawiego w Berlinie oraz zamachu na życie przywódcy studentów Rudiego Dutschke. Młodzież studencka, inteligencja i artyści (w tym pisarze) zajmują w tym czasie wyraźnie lewicowe pozycje. Rozpoczyna się gwałtowny konflikt między nimi a mieszczańsko-konserwatywnym wydawnictwem Axela Springera z jego flagowym tytułem, brukowcem „Bild”, który codziennie na swoich łamach brutalnie ich krytykuje i oczernia. Równolegle władze Niemiec starają się wykorzystać przytłaczającą większość w Bundestagu, aby wprowadzić do konstytucji zmiany („Notstand Gesetze”), umożliwiające wprowadzenie dotkliwie ograniczającego wolności obywatelskie stanu wyjątkowego na terenie RFN, które to wydarzenie Böll tematyzuje w swojej powieści z 1979 roku: „Opiekuńcze oblężenie”.

Konwencje i moralność społeczeństwa mieszczańskiego, jego konsumpcjonizm pochodzący jeszcze z czasów „Cudu Gospodarczego” lat 50. połączony z brakiem zainteresowania rozliczeniem się z nazistowską przeszłością spotyka się z ostrą krytyką lewicy. Pasywność nowo powstałej klasy średniej zderza się także z akcjami terrorystycznymi RAF (Rote Armee Fraktion), której założycielami są między innymi Andreas Baader i Gudrun Ensslin. Jedną z ich pierwszych akcji są nocne podpalenia w dwóch frankfurckich domach towarowych w ramach protestu przeciw wojnie w Wietnamie. Po aresztowaniu i osadzeniu Baadera w ucieczce z więzienia pomaga mu redaktorka lewicowego czasopisma „konkret” Ulrike Meinhof, która podczas tej akcji spontanicznie dołącza do RAF. Prasa koncernu Springera, w szczególności „Bild” publikuje wówczas często niesprawdzone, lub wręcz wyssane z palca informacje na temat działalności RAF-u. Grupie przypisuje się tam wszelkie morderstwa i napady na banki w RFN. Takiemu postrzeganiu sprawy przeciwstawia się Heinrich Böll w sławnym, opublikowanym 10 stycznia 1972 na łamach „Der Spiegel” artykule. Analizuje on w nim mechanizmy manipulacji: „Tytuł «Banda Baader-Meinhof nadal morduje» jest wezwaniem do linczu. Miliony, dla których «Bild» jest jedynym źródłem informacji, otrzymują w ten sposób informacje fałszywe”. Böll, jak i większość lewicy, nie był bynajmniej apologetą terroru, w tym samym artykule zwraca się on do członków RAF-u o przemyślenie swojej strategii. Przez wrogo nastawioną prasę springerowską artykuł ten został odczytany jednoznacznie i zapoczątkował wielomiesięczną nagonkę na Bölla. Nazywano go: „sympatykiem lewicowego faszyzmu”, „ojcem terroryzmu”, doradzano jak najszybszą emigrację. Bombardowany był przez anonimowe pogróżki, podobnie jak powieściowa Katarzyna Blum. Na wystawie w Goethe Institut Warschau można zobaczyć zdjęcie jednego z tych anonimów, który otrzymał już po publikacji noweli, początkowo drukowanej na łamach „Der Spiegel”: Kto ma tyle na sumieniu, co ojciec Katarzyny Blum, ten powinien trzymać gębę na kłódkę, tym bardziej, że jest wspólnikiem Baadera. Bogu dzięki, że mamy jeszcze wolność prasy. Demokrata.”

Informacja

Z ostatniej chwili! To ostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Szafowanie hasłem „wolność prasy”, sposoby pozyskiwania informacji oraz manipulowania nimi są jednym z ważniejszych tematów tej książki Bölla oraz powstałego rok później filmu Volkera Schlöndorfa i Margarethe von Trotta pod tym samym tytułem. W finałowej scenie, na pogrzebie pracownika GAZETY, jeden z jego współpracowników wygłasza płomienne „kazanie” ku czci „wolności prasy”, reprezentując zarazem medium manipulujące wszelkimi odcieniami fałszu, odwołujące się do lęków, zawiści, rozgoryczenia swoich czytelników. Wydaje się, że temat książki Bölla jest nadal szalenie aktualny.

Utracona cześć Katarzyny Blum jest najlepiej sprzedającą się książką Bölla – sam nakład wydania kieszonkowego przekroczył dwa miliony egzemplarzy; podobnie film Schlöndorfa był jednym z większych sukcesów powojennego kina niemieckiego. W jednej ze scen Katarzyna podczas przesłuchania bardzo pilnuje, by jej słowa były zapisane zgodnie z jej intencją, przesłuchanie ciągnie się długo, gdyż dochodzi do dyskusji na temat definicji słów: Katarzyna twierdziła, że czułość jest czymś obustronnym, a natarczywość jednostronnym, tam zaś chodziło właśnie o tę jednostronną natarczywość. Na uwagę prokuratorów, że to wszystko nie jest przecież takie istotne i Katarzyna sama jest winna temu, iż przesłuchanie ciągnie się dłużej niż zwykle, oświadczyła ona stanowczo, że nie podpisze protokołu, w którym zamiast natarczywość zostanie użyte słowo czułość”. Wobec słów Heinrich Böll zachowywał ogromny szacunek. Miał świadomość tego, jaką niosą siłę: „Ledwo wypowiedziane lub napisane, zmieniają się i obarczają tego, kto je wypowiedział lub napisał odpowiedzialnością, której pełne brzemię rzadko można udźwignąć; kto napisze lub wypowie słowo „chleb”, nie wie, co tym samym czyni. O to słowo toczono wojny, mordowano się wzajemnie, ciąży na nim potężne dziedzictwo i pisząc to słowo, należy wiedzieć, jakie to dziedzictwo i jakim może podlegać przemianom.” – mówił w przemówieniu z okazji otrzymania nagrody miasta Wuppertal. Robił wszystko, by uciec od patosu, by nie żerować na dramatyzmie opisywanych historii. W wydanej w 1971 roku powieści Portret grupowy z damą, za którą otrzymał rok później literacką Nagrodę Nobla, jako pierwszy pisarz niemiecki po II Wojnie Światowej, ucieka się do pięknego zabiegu literackiego – zaznacza, że uważa się za osobę „niezdolną medytować na temat łez”, przywołuje więc definicje ŁEZ, PŁACZU, ŚMIECHU, SZCZĘŚCIA z encyklopedii.

Heinrich Böll w 1983 r. – fot. Marcel Antonisse / Anefo (Wikimedia Commons)
Heinrich Böll w 1983 r. – fot. Marcel Antonisse / Anefo (Wikimedia Commons)

„Był pisarzem konkretu” – pisze o nim Norbert Honsza w książce Heinrich Böll – niepokorny humanista. Wobec konkretu był niezwykle czuły, a także niezwykle czujny. W świecie jego powieści ważnymi konkretami są: chleb, kawa i papierosy. Potrafił z nich wyczytać bardzo dużo. Jeden z moich ulubionych cytatów z jego książek, to ten z Portretu grupowego z damą – „Dla Leni była to rzecz sama przez się zrozumiała, by poczęstować filiżanką kawy kogoś, kto nie miał ani kawy, ani filiżanki. Ale (…) jakie to było polityczne: podać Rosjaninowi [w 43 roku] filiżankę kawy 1:3, która swoim aromatem biła na głowę lurowate mieszanki! (…) Swoim odważnym czynem Leni uczyniła po prostu Borysa człowiekiem.” Cytat ten poprzedza opis wojennego niedoboru, w którym kawa była produktem deficytowym, pijano jedynie mieszanki, prawdziwą można było dostać z narażeniem życia na czarnym rynku. Innym z kluczowych słów był „chleb” – głód to najdotkliwsza z konsekwencji wojennej gospodarki, „ceny chleba są zawsze za wysokie”. Motyw chleba pojawia się w tytule wczesnej noweli Bölla: Chleb najwcześniejszych lat, przewija się także w powieściach Niestrzeżone progiZwierzenia klauna.

Dziś, 21 grudnia 2017 r. obchodzimy setne urodziny Heinricha Bölla. Urodził się w Kolonii, jako szóste dziecko stolarza Viktora (którego drewniane rzeźby zdobią wiele kolońskich kościołów) i jego żony Marii. Rodzina Bölla była wyznania katolickiego, wyemigrowała z Anglii kilka wieków wcześniej, uciekając przed represjami, jakie Henryk VIII stosował wobec katolików. Jako chłopiec Böll bawił się w znajdującym się nieopodal jego domu parku powstałym jeszcze z czasów cesarstwa rzymskiego. Kolonia – miasto położone na szlaku krzyżujących się kultur, otwartość kolończyków na przybyszów z innych kultur, innych religii wpłynęły na życie i na twórczość Bölla. Po objęciu władzy przez Hitlera w 1933 także w Kolonii szaleje terror, publicznie palone są książki. Rodzina pisarza jest zdecydowanie przeciwna nazistom. Po zdaniu matury w gimnazjum humanistycznym Böll podejmuje pracę w antykwariacie w Bonn, zaś jesienią 1938 odbywa przymusową służbę w hufcu pracy (jest to warunek konieczny dla przyszłych studentów). Studiów nie zdąży jednak rozpocząć, bo zostaje powołany do Wehrmachtu. W czasie wojny kilkakrotnie ranny, choruje na tyfus. Przez cały czas zabiega o zwolnienie z wojska – ryzykuje rozstrzelanie przez policję wojskową: symuluje choroby, fałszuje karty urlopowe. Podczas jednej z przepustek w 1942 r. żeni się z Annemarie Cech.

Po wojnie wraca do Kolonii, która leży w gruzach. Wraz z żoną żyją na granicy przetrwania, ich pierwszy syn umiera wkrótce po urodzeniu. Böll wysyła opowiadania do gazet, wraz z żoną debiutują jako tłumacze z angielskiego – esejem o W. H. Audenie i poetach lat 30-tych. W 1951 r. jego opowiadanie Czarne owce przynosi mu laur nagrody Grupy 47 – zainicjowanej przez Hansa Wernera Richtera grupy zaangażowanej społecznie i piętnującej nazizm. Pierwszym finansowym sukcesem Bölla staje się wydana w 1953 powieść I nie odezwał się ani słowem. W połowie lat 50. po raz pierwszy podróżuje do Irlandii, która stanie się jego letnim domem, miejscem regeneracji, a zarazem intensywnej pracy. „Swoją” Irlandię opisze w Dzienniku irlandzkim. Böll publikuje kolejne książki: Bilard o wpół do dziesiątej (pokazujący najnowszą historię Niemiec przez pryzmat historii rodziny architektów); Zwierzenia klowna (powieść o odwadze bycia outsiderem, kryzysie artysty-błazna), zbiorowy tom esejów i opowiadania (książka rozeszła się w nakładzie 100 tysięcy egzemplarzy).

Równolegle, w myśl własnych słów: „wtrącanie się to jedyny sposób na pozostanie realistą” – angażuje się w rzeczywistość – w 1956, wraz z Albertem Camusem, Pablo Picasso i Jean-Paulem Sartre podpisuje apel przeciwko interwencji Związku Radzieckiego na Węgrzech. W 1968 r. odwiedza Czechosłowację a stłumienie Praskiej Wiosny opisuje w sprawozdaniu dla „Spiegla”. To w jego domu schronienie znajduje wyrzucony ze Związku Radzieckiego Aleksander Sołżenicyn. Böll obok Eliasa Canettiego, Friedricha Dürennmata i Maxa Frischa jest sygnatariuszem listu do generała Jaruzelskiego z prośbą o uwolnienie Jacka Kuronia i Adama Michnika. Mimo złego stanu zdrowia bierze udział w manifestacjach pacyfistycznych, w tym w tej największej w historii RFN, która odbyła się 10 października 1981 r.

Zmarł 16 lipca 1985 r., na cmentarz odprowadzali go czytelnicy, pisarze, politycy – z prezydentem Richardem von Weizsäckerem na czele. Jak pisze Norbert Honsza był „szlachetnym wolontariuszem, uczestniczącym w wyartykułowanej literacko świadomości historycznej własnego narodu. Był też niewątpliwie czujnym sejsmografem wzlotów i upadków tego narodu, od czasów pogardy począwszy, poprzez czas cudu gospodarczego, aż po okres niepokojów politycznych i następnie niejako „rewaloryzacji” niemieckiej obecności na kulturalnej i politycznej mapie Europy.” Czego dziś możemy uczyć się od Bölla? Myślę, że wrażliwości, empatii, docenienia pamięci – wyciągnięcia wniosków z historii, z tego, że oportunizm, choć popłaca na krótszą lub dłuższą metę, w ostatecznym rozrachunki jest destrukcyjną orientacją życiową. Dla mnie bardzo ważny u Bölla jest jego łagodny optymizm. To, że pisząc o tak dramatycznym okresie historii zawsze zachowywał nadzieję i dawał ją czytelnikowi.

 

W ramach obchodów 100-lecia urodzin Heinricha Bölla – Instytut Goethego w Warszawie zorganizował szereg wydarzeń, w tym pokaz filmu Volkera Schlöndorfa Utracona cześć Katarzyny Blum połączony z dyskusją prowadzoną przez Biankę Mikołajewską.

Czytaj również:

Słychać wycie
i
Franz Marc, „Pies leżący na śniegu”, 1911 r., źródło: domena publiczna
Wiedza i niewiedza

Słychać wycie

Henryk Biegeleisen

Ponoć przeczuwa śmierć i ma moc widzenia zmarłych. A gdy wyjada trawę ze ścierniska, zwiastuje głód na przednówku. Pies w ludowych wierzeniach wielu kultur był pierwszym pomocnikiem złego ducha.

Śmierć – podobnie jak przeznaczenie – ma w wyobrażeniu naszego ludu i społeczeństw pierwotnych charakter mistyczny. Nastanie czy zjawienie się jej oznajmiają sny albo nadzwyczajne zdarzenia w życiu domowym, osobliwsze zachowanie otoczenia itp. A zapowiedzi te otrzymuje chory i zdrowy lub ich otoczenie – bezpośrednio lub pośrednio przez środowisko. Przez całe pasmo żywota snują się te niezliczone oznaki śmierci, a dostarczają ich zwykłe i świąteczne dni, domowe i polne zajęcia, pogoda i słota itp. Śmierć zapowiadają nie tylko osoby „przeczuciami”, ale także zwierzęta, żywa i martwa natura – „świat duchów” napomnieniem i groźbą daje znać o „bliskości zewsząd czyhającego wroga”. W takim stanie duszy „wszystko, co gdziekolwiek wydarzy się niezwykłego, daje do myślenia”. Aby więc uniknąć niebezpieczeństwa albo nie wywoływać „wilka z lasu”, przestrzegają różnych środków ostrożności. Takie wyobrażenia o przeczuciach, wróżbach i forpocztach śmierci mają nie tylko Słowianie (tak Małopolanie, jak i Wielkopolanie, Mazurzy, Ślązacy-Czesi, Morawianie, Słowacy, Bułgarzy, Serbowie, Ukraińcy, Rosjanie), ale także szczepy germańskie (Anglia, Skandynawia, Fryzja, Westfalia, Brandenburgia, Styria, Tyrol, Szwabia) i romańskie (Bretania, Rumunia), Szwajcarzy, Siedmiogrodzianie, Węgrzy, Estończycy, Finowie i inni. Paralele do owych zapowiedzi śmierci na ziemiach polskich odnaleźć można we wszystkich częściach świata, a zgodność ta zwyczajów głęboko zakorzenionych w duszy ludzkiej uczy nas, iż ogólnoludzkie węzły są równie silne jak cechy narodowe i że życiem ludzkim kierują prawa obowiązujące wszystkich, a tak niezachwianie jak prawa w naturze.

Czytaj dalej