Moja fascynacja stoicyzmem nigdy nie była jednostronna. Od samego początku interesowały mnie zarówno sposoby, jakimi stoicy mogą nam pomóc w naszym życiu doczesnym i codziennym, jak i, z drugiej strony, problemy, ograniczenia i wyzwania tej wizji świata. W czym stoicyzm może pomóc, a w czym już nie? Jeżeli chcemy, by pomógł, czy jest jakaś cena, którą musimy zapłacić? Czy jest coś, z czego musimy zrezygnować?
Jednym z wyzwań dla stoicyzmu jest właśnie twórczość artystyczna: jak wypadnie skonfrontowana ze stoicyzmem? Czy te dwa wielkie modele życia, stoicki i twórczy, da się łączyć? Jest dużo materiału biograficzno-anegdotycznego, który sugerowałby, że się nie da. Istnieje przecież mnóstwo opowieści o wszelkiej maści artystach, którzy wiedli życia biegunowo odmienne od tego, jak wyobrażamy sobie życie stoickie. Jest intuicyjnie oczywiste, że żywoty Amy Winehouse czy Siergieja Jesienina miały niewiele wspólnego ze stoicyzmem. Pierwszy przykład jest na YouTubie, a drugi w książce: „…usiłował wyskoczyć przez okno na klatce schodowej. Isadora [Duncan] […] kazała zmoczyć mu głowę zimną wodą. Kiedy to nie pomogło, związano Jesienina […] sznurem do suszenia bielizny. […] Jesienin stawiał opór, wyzywał starających się go uspokoić […] krzyczał, że poskarży się na nich Trockiemu, wołał: »Ukrzyżujcie mnie!«”. A to tylko wierzchołek góry lodowej. Jest tych wątpliwości dużo więcej, są głębsze i bardziej tajemnicze.
I teraz się (niestoicko) pochwalę. Napisałem o tym wszystkim książkę, która wyszła w ostatnich tygodniach w wydawnictwie Vernon Press. Jest to ważne dla mnie, tym bardziej że po pierwsze, napisałem ją i wydałem po angielsku, co jest niewątpliwie ważnym krokiem dla polskiego autora. Po drugie, jest to – jak potwierdzają recenzenci – pierwsza w ogóle książka konfrontująca ze sobą te dwa wielkie porywy ludzkiego ducha, stoicyzm i twórczość artystyczną.
Oczywiście, ta rubryka jest zbyt wąska, żeby wszystko streścić, zwłaszcza że wynik moich rozważań jest – jak to w filozofii – jednoznacznie ambiwalentny. Niektóre z ujęć twórczości artystycznej okazują się możliwe do uzgodnienia ze stoicyzmem, a niektóre nie. Zaczynając od rzeczy oczywistej: stoik nie będzie – rzecz jasna – tworzył dla sławy i chyba nie trzeba tłumaczyć dlaczego. Są też jednak rzeczy subtelniejsze. Nie będzie bowiem tworzył, by – mówiąc Gałczyńskim – ocalić coś od zapomnienia. W stoickim świecie, przynajmniej w jego ortodoksyjnej, klasycznej wersji, nie ma to specjalnego sensu, bo nic nie ginie i nie jest zapominane samo z siebie. Świat się przecież ciągle powtarza, kołowrót – jakże nudnego z punktu widzenia artysty – wiecznego powrotu trwa.
Z drugiej zaś strony nie ma, moim zdaniem, przeciwwskazań do tego, by stoik artysta tworzył dla… pieniędzy. Stoicyzm to bowiem nie to samo co ascetyzm i nie ma żadnego mocnego powodu, który wykluczałby stoika z funkcjonowania w rzeczywistości ekonomicznej. Podobnie twórczość rozumiana jako narzędzie do poznawania albo objaśniania świata – tutaj nie ma sprzeczności, bo stoicyzm jest sztuką życia opartą na wiedzy. Tej wiedzy może dostarczyć nauka, ale może też sztuka – oba źródła mówią nam, jak działa świat, i oba będą bardzo pożyteczne dla stoika.
I jeszcze à propos rzeczywistości ekonomicznej: mam nadzieję, że felieton, który nie zdradza nawet wprost tytułu książki, a o niej samej mówi głównie tyle, że brak w niej jednoznacznej konkluzji, trudno uznać za nachalną reklamę. Zapraszam jednak do zanurzenia się w te głębie znacznie ciemniejsze i mniej oczywiste, niż chcieliby głosiciele płaskiego stoicyzmu, którzy twierdzą, że wszystko to jest jasne, proste, że jest miękką kompetencją z podręcznika amerykańskiej psychologii. Nie jest. Jest wiek XXI, a nie III przed Chrystusem – świat nie jest już młody, sprawy dawno przestały być proste.