Czy szczęście pisze białym tuszem? Czy szczęście pisze białym tuszem?
i
Nieznany artysta, ok. 1800–1805, ze zbiorów The Metropolitan Museum of Art
Opowieści

Czy szczęście pisze białym tuszem?

Piotr Stankiewicz
Czyta się 4 minuty

Moja fascynacja stoicyzmem nigdy nie była jednostronna. Od samego początku interesowały mnie zarówno sposoby, jakimi stoicy mogą nam pomóc w naszym życiu doczesnym i codziennym, jak i, z drugiej strony, problemy, ograniczenia i wyzwania tej wizji świata. W czym stoicyzm może pomóc, a w czym już nie? Jeżeli chcemy, by pomógł, czy jest jakaś cena, którą musimy zapłacić? Czy jest coś, z czego musimy zrezygnować?

Jednym z wyzwań dla stoicyzmu jest właśnie twórczość artystyczna: jak wypadnie skonfrontowana ze stoicyzmem? Czy te dwa wielkie modele życia, stoicki i twórczy, da się łączyć? Jest dużo materiału biograficzno-anegdotycznego, który sugerowałby, że się nie da. Istnieje przecież mnóstwo opowieści o wszelkiej maści artystach, którzy wiedli życia biegunowo odmienne od tego, jak wyobrażamy sobie życie stoickie. Jest intuicyjnie oczywiste, że żywoty Amy Winehouse czy Siergieja Jesienina miały niewiele wspólnego ze stoicyzmem. Pierwszy przykład jest na YouTubie, a drugi w książce: „…usiłował wyskoczyć przez okno na klatce schodowej. Isadora [Duncan] […] kazała zmoczyć mu głowę zimną wodą. Kiedy to nie pomogło, związano Jesienina […] sznurem do suszenia bielizny. […] Jesienin stawiał opór, wyzywał starających się go uspokoić […] krzyczał, że poskarży się na nich Trockiemu, wołał: »Ukrzyżujcie mnie!«”. A to tylko wierzchołek góry lodowej. Jest tych wątpliwości dużo więcej, są głębsze i bardziej tajemnicze.

I teraz się (niestoicko) pochwalę. Napisałem o tym wszystkim książkę, która wyszła w ostatnich tygodniach w wydawnictwie Vernon Press. Jest to ważne dla mnie, tym bardziej że po pierwsze, napisałem ją i wydałem po angielsku, co jest niewątpliwie ważnym krokiem dla polskiego autora. Po drugie, jest to – jak potwierdzają recenzenci – pierwsza w ogóle książka konfrontująca ze sobą te dwa wielkie porywy ludzkiego ducha, stoicyzm i twórczość artystyczną.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Oczywiście, ta rubryka jest zbyt wąska, żeby wszystko streścić, zwłaszcza że wynik moich rozważań jest – jak to w filozofii – jednoznacznie ambiwalentny. Niektóre z ujęć twórczości artystycznej okazują się możliwe do uzgodnienia ze stoicyzmem, a niektóre nie. Zaczynając od rzeczy oczywistej: stoik nie będzie – rzecz jasna – tworzył dla sławy i chyba nie trzeba tłumaczyć dlaczego. Są też jednak rzeczy subtelniejsze. Nie będzie bowiem tworzył, by – mówiąc Gałczyńskim – ocalić coś od zapomnienia. W stoickim świecie, przynajmniej w jego ortodoksyjnej, klasycznej wersji, nie ma to specjalnego sensu, bo nic nie ginie i nie jest zapominane samo z siebie. Świat się przecież ciągle powtarza, kołowrót – jakże nudnego z punktu widzenia artysty – wiecznego powrotu trwa.

Z drugiej zaś strony nie ma, moim zdaniem, przeciwwskazań do tego, by stoik artysta tworzył dla… pieniędzy. Stoicyzm to bowiem nie to samo co ascetyzm i nie ma żadnego mocnego powodu, który wykluczałby stoika z funkcjonowania w rzeczywistości ekonomicznej. Podobnie twórczość rozumiana jako narzędzie do poznawania albo objaśniania świata – tutaj nie ma sprzeczności, bo stoicyzm jest sztuką życia opartą na wiedzy. Tej wiedzy może dostarczyć nauka, ale może też sztuka – oba źródła mówią nam, jak działa świat, i oba będą bardzo pożyteczne dla stoika.

I jeszcze à propos rzeczywistości ekonomicznej: mam nadzieję, że felieton, który nie zdradza nawet wprost tytułu książki, a o niej samej mówi głównie tyle, że brak w niej jednoznacznej konkluzji, trudno uznać za nachalną reklamę. Zapraszam jednak do zanurzenia się w te głębie znacznie ciemniejsze i mniej oczywiste, niż chcieliby głosiciele płaskiego stoicyzmu, którzy twierdzą, że wszystko to jest jasne, proste, że jest miękką kompetencją z podręcznika amerykańskiej psychologii. Nie jest. Jest wiek XXI, a nie III przed Chrystusem – świat nie jest już młody, sprawy dawno przestały być proste.

 

Czytaj również:

Absolutna abstynencja Absolutna abstynencja
i
Młodzieniec pijący wino, Jan van Bijlert
Promienne zdrowie

Absolutna abstynencja

Piotr Stankiewicz

W natłoku ostatnich wydarzeń prywatnych i publicznych zapomniałem o paru rocznicach, które sobie w swojej duszy obchodzę. Na pierwszy rzut niewprawnego oka mogą się one wydawać absurdalne, ale pozwólcie, że wymienię jeszcze kilka, a potem wyjaśnię. 24 września minęły trzy lata, od kiedy nie piję coca-coli, 19 października – siedem lat bez Red Bulla, a 13 listopada – trzy lata bez jedzenia orzeszków solonych.

Zaczęło się oczywiście od największego przeciwnika, a więc od alkoholu. 31 stycznia 2010 r. o godzinie 20.30 ostatnie piwo w pociągu relacji Szklarska Poręba–Warszawa Centralna i na tym szlus, nic więcej, null, niente. Spytacie czy redukowanie alkoholu do bezwyjątkowego zera to jedyna możliwa droga? Są różne szkoły, niektórzy mówią o umiarkowaniu, niektórzy o piciu kontrolowanym. Ja zaliczam się do tej szkoły, w której króluje absolutne zero.

Czytaj dalej