Czy to mogłam być również ja? Czy to mogłam być również ja?
Przemyślenia

Czy to mogłam być również ja?

Anna Wyrwik
Czyta się 6 minut

Towar Brunona Gascona to jeden z tych filmów, podczas których oglądania myśli się o tym, jaki świat jest strasznie popieprzony, bo gdy my siedzimy w wygodnych kinowych fotelach z biletami po dwie dychy i z kubkami piwa albo innego napoju w dłoniach, albo w jeszcze wygodniejszych fotelach w domach przed ekranami laptopów z wykupionymi streamami (internet 24h/7 dni w tygodniu tryliard Gb/s), z zamówionymi przez aplikacje pizzami, z perspektywą wieczornych spotkań z przyjaciółmi potem i wspomnieniami pysznej porannej kawy przedtem w kubku termicznym w samochodzie w korku w drodze z muzyką ze Spotify albo do gazety czytanej na czytniku (złe wiadomości, łyk), w domowym ubraniu markowym albo wyjściowym (jeansy z Zalando, płaszcz z galerii, wygodne wszystko i dobrej jakości), bo gdy my to wszystko robimy, to gdzie indziej na świecie dzieją się tragedie, a inni ludzie mają aż tak bardzo, tak o 180 stopni inaczej. I co my mamy wtedy w tych fotelach zrobić? Bać się, krzywić, czuć niesprawiedliwość? Ból? Wstyd? Mamy się cieszyć z siebie czy płakać nad innymi? Mamy się zadręczać?

Bruno Gascon daje nam gotową odpowiedź na to pytanie. Akcja filmu Towar dzieje się w Portugalii. Grupa uciekinierów i uciekinierek z Europy Wschodniej trafia w ręce przemytników dowodzonych również przez ludzi z Europy Wschodniej, a konkretnie z Rosji. Pierwsza połowa filmu jest tak pełna brutalności i okrucieństwa, że śmiało może stawać w konkury z filmami Aleksieja Bałabanowa (znacie Ładunek 200?), a ciężar z każdą sekundą jest coraz cięższy i staje się nie do wytrzymania. Gascon prezentuje nam dziki świat, który upadla wszystkich jak leci: i te kobiety gwałcone i ładowane do busów na rozwózkę po europejskich burdelach, i tę Wiktorię do takiego losu przeznaczoną (w tej roli polska aktorka Michalina Olszańska), i tego poczciwca Antónia, co jeździ tirem dla przemytników dla kasy, ze strachu i łzami w oczach, i tych przemytników też oraz ich żołnierzy. Wszyscy mają ciężko, tylko że jedni mają ciężej od drugich, bo to jest hierarchia, w której im większym jesteś skurwysynem, tym wyżej wyleziesz i możesz buciorami innych przydeptywać, a ci jeszcze wyżej od ciebie na tobie odciskają ślady podeszew i tak to jest. I tylko wypatruje się jakiegoś choćby małego promyczka człowieczeństwa w tej całej historii, coś tam niby widać, ale ciężko.

Oglądałam to i myślałam, że o takim filmie nie powinno się pisać, że to będzie jakieś takie strasznie cyniczne zajęcie, bo jakżeż pisać o scenach, które jedyne, co na myśl przywodzą, to obrazy z II wojny? Jakżeż to pisać na tej czystej, zdezynfekowanej klawiaturze w czystym pokoju w kamienicy w mieście eleganckiego świata UE, tego fajnego świata, o którym tylu marzy i tyle poświęca i życie ryzykuje, by się tu tylko do niego dostać? Jak pisać o takim filmie, gdy handel ludźmi jest jednym z najbardziej opłacalnych biznesów planety i gdy tysiące ich żyje w niewoli, bo tak, to jest współczesne niewolnictwo? Jak to pisać, gdy się gwałci te kobiety, gdy to robią ci europejscy mężczyźni, gdy może polityk, na którego głosowałam, to robi, albo prezes banku, w którym mam konto, to robi, albo jakiś manager firmy, z której mam laptop, na którego klawiaturze miałabym pisać, też to robi?

I nagle na końcu tej całej historii Bruno Gascon uświadamia swoich widzów, że w momencie, gdy czytają te słowa – bo uświadamia nas w formie napisów w finale – że wtedy właśnie, w tej chwili „W sieci przemytników wpadają ludzie na całym świecie. Nie wszyscy przeżyją” i na końcu końca zaznacza jeszcze: „Zawsze pamiętaj: to mogłeś być również ty”. I wtedy powiedziałam „stop!”. Szanuję pana Gascona za to, że zajął się takim tematem i ludziom – niewolnikom poświęcił swój film, ale tym końcowym tekstem walnął mnie sierpowym, jakbym mało razy obuchem oberwała podczas całego seansu. Tak, żeby nie było wątpliwości, że zrozumiałam? Cały ten Towar z tym moralitetem na końcu zdaje się być stworzony jako film niekomentowalny, bo komentowanie go to jak komentowanie ogromnej tragedii, więc może trochę nie wypada, może można tak tylko delikatnie i bezkrytycznie. A ja go właśnie skomentuję subiektywnie i bez ogródek: jest dobrze nakręcony, kamera wolno płynie przez mroczne, niebiesko-szarawe, wyraziste kadry z industrialnych, wilgotnych wnętrz oraz piękne, sepiowe portugalskie krajobrazy, co podkreśla dopasowana muzyka. I tyle. Średnie aktorstwo i scenariusz zostały przytłoczone przez ciężar tematu. Swoją drogą wcale nie nowego i nie odkrywczego.

Tyle było już dyskusji o granicach między sztuką a społeczną działalnością, aktywnością, no pewnie, że sztuka zabiera głos, że walczy, że się buntuje, oczywiście, że artyści się angażują, ale sztuka to przede wszystkim sprawa estetyczna. Temat może być ważny do bólu, ale nie powinien zabierać wartości sztuki samej w sobie i film to film, a nie dokument ani reportażowa fotografia. Nie wystarczy godzina wrzasków, jęków, płaczów, skowytów, sińców, krwi, przemocy w stylu mafii i to tej rosyjskiej, a nie włoskiej, czy oblechów rozpinających portki nad zmasakrowanymi ciałami młodych dziewczyn, to nie wystarczy, by odpowiednio walnęło, walnie na chwilę, bo jak ma nie walnąć, każdego człowieka o podstawowej wrażliwości walnie, emocjonalnie i nagle, wykorzystując czułość i empatię, ale tyle. Przyszło – poszło. Sztuka wali inaczej. Gdyby tak miała walić, to po co by nam była? Wystarczyłby „Super Express”.

Film Towar ukazał poważny problem, z którego istnienia pewnie większość z nas zdaje sobie sprawę, ale nie ma też co się oszukiwać, bo świat jest miałki i większość z nas zaraz o tym problemie zapomina, tak jak zapomina o głodzie afrykańskich dzieci, trzęsieniu ziemi na Haiti czy najnowszej aferze związanej z rządzącą partią. I niestety Bruno Gascon swym filmem nic nie wniósł. Miał szansę pokazać historię, która uczyniłaby problem ważnym, po raz kolejny, ale zawsze, a w zamian oskarżył wszystkich z góry na dół i dowalił tak, by poczuli się winni. Milczenie jest przyzwoleniem? Tak, wiemy to. Kolejny raz system zawodzi, świat zawodzi, ludzkość zawodzi, człowieczeństwo zawodzi. Tak. Tyle że nie zgadzam się z panem Gasconem, bo to nie mogłam być również ja. Dlaczego? Z takiego prostego powodu, że urodziłam się w kraju bez wojny, mam paszport, z którym wpuszczają mnie do większości miejsc na świecie, i pieniądze na bilety lotnicze. To taka cyniczna i smutna prawda, ale tak jest. I to nie mógł być również pan Gascon. Ani miliony ludzi z wielu krajów, z Polski, Czech, Litwy, Słowenii, Francji… Domyślam się, że reżyserowi chodziło o coś innego, o to, że mogliśmy się gdzie indziej urodzić, jako kto inny, jasne. Tyle że w taki sposób to można załatwić każdą sprawę. Hotel Ruanda – „Zawsze pamiętaj: to mogłeś być również ty”, Miasto Boga – „Zawsze pamiętaj: to mogłeś być również ty”, Rozdzieleni – „Zawsze pamiętaj: to mogłeś być również ty”, Ładunek 200 – „Zawsze pamiętaj: to mogłeś być również ty”… Bez przesady. Tak się sztuką nie załatwia się tak ważnych problemów.


Jeśli podoba Ci się to, co robimy – wesprzyj nas!​​​​​​​
​​​​​​​Fundacja PRZEKRÓJ

 

 

Czytaj również:

Humor z zeszytów greckich Humor z zeszytów greckich
i
Giuseppe Maria Crespi, „The Wedding at Cana”, 1686 r., Wirt D. Walker Fund (domena publiczna)
Dobra strawa

Humor z zeszytów greckich

Łukasz Modelski

Wytrawne wino to w wielu językach wino „suche”. Dania ostre są „hot”, czyli gorące, rybę skrapiamy cytryną, powolnych nazywamy flegmatycznymi, a gwałtownych – cholerykami. Te przekonania, nazwy i obyczaje zawdzięczamy greckim dietetykom, którzy definiując właściwości pokarmów, ustalili kulturowe kody.

Piąte i czwarte stulecie przed Chrystusem było w Grecji okresem szczególnego intelektualnego fermentu i myślowym skokiem w nowoczesność. Podczas gdy jońscy filozofowie przyrody mieli nadzieję na odkrycie uniwersalnej zasady rządzącej rzeczywistością dzięki obserwacji świata zmysłowego, Sokrates – uznając te poszukiwania za jałowe – skoncentrował się na badaniu ludzkiej duszy (psyche). Niemal równolatkiem Ateńczyka był Demokryt, pochodzący z niezbyt wówczas popularnej trackiej Abdery. Według niego świat składał się z niepodzielnych atomów, a struktura przedmiotów oraz ich cechy – w tym smak – miały zależeć od ich kształtu i ułożenia. Słodycz na przykład zapewniały atomy gładkie, gorycz zaś chropawe. Niezależnie od słuszności ich teorii wiedza wynikała już z rozumowania, a nie doświadczenia, co stanowiło zapowiedź nowych czasów.

Czytaj dalej