W środku zmaltretowanej stolicy Rumunii powstał pomnik pychy dyktatora. Dziś przewodnicy epatują turystów kosztownością i skalą budynku, podobno drugiego na świecie, gdy liczyć w metrach sześciennych.
Wyobraźcie sobie dyktatora, który rezyduje, dajmy na to, przy Krakowskim Przedmieściu i z nikim prócz żony nie musi konsultować swoich decyzji. Owszem, żona ma własne zdanie. Zdarza im się pokłócić w obecności doradców, którzy dyskretnie milcząc, słuchają sporu o to, pod jakim kątem nowa ulica ma przeciąć park Skaryszewski. Zwykle jego opinia przeważa, choć otoczenie szepcze, że on jest pod pantoflem. Prezydent rządzi dekretami, Sejm zbiera się, aby oklaskiwać jego mowy. Ostatnie dekrety ułatwiają skracanie rejestru zabytków, wywłaszczenia oraz wyburzenia. Ciężarówki i spychacze suną ku Saskiej Kępie. Tam miało miejsce nieszczęście: powódź uszkodziła wiele domów. Para prezydencka chodziła wśród wykrotów i ruin, w szpitalach pochylała się na dziećmi. Dostrzegła też szansę na przemianę stolicy, nie dość monumentalnej: gmach Sejmu jest mały, Sala Kongresowa przestarzała, Muzeum pęka w szwach. W ratuszu i stowarzyszeniu