Przed chwilą siedziałam na ławce i czytałam, gdy podeszła do mnie starsza pani. „Przepraszam – zagadnęła mnie. – Czy mogłaby mi pani pomóc z zakupami?”.
Natychmiast się rozpromieniłam. Oczywiście, że mogłabym jej pomóc z zakupami! „Dawać mi tu natychmiast te wielkie, ciężkie torby!” – miałam ochotę krzyknąć, jako że jestem wspaniałą osobą oraz entuzjastyczną pomocniczką potrzebujących. Niestety, okazało się, że wcale nie chodziło jej o dźwiganie zakupów, tylko o zakupy… jako takie. Dopiero się na nie wybierała. Nie targałam z dumą na przystanek dwóch toreb z Lidla, jak to sobie wyobrażałam – zamiast tego musiałam po nie jechać!
Czterdzieści pięć minut później moja szczwana staruszka (która do tego czasu zdążyła już wyłudzić ode mnie trzy funty i wymienić kilka uwag, które określiłabym jako co najmniej bigoteryjne) poinformowała mnie, że mieszka w bloku na ostatnim piętrze, ale „nie martw się, kochaniutka, to tylko półtora kilometra stąd!”. I mimo iż ta wyprawa zajęła mi całe popołudnie, nadal czuję się zadowolona, że jej pomogłam (nawet jeśli od tamtej pory jej unikam).
Dobre uczynki uważa się z reguły za bezinteresowne, ale często wcale takie nie są – wiele dobrych uczynków wymaga minimalnego wysiłku, jednak podejmujemy go, bo zwycięża poczucie samozadowolenia. Ale jeśli już, to chyba raczej czyste wyrachowanie – a temu daleko do altruizmu (ma się rozumieć, zdarza się i tak, że przechodzimy samych siebie w pomaganiu innym, nieważne, za jaką cenę; mogę przytoczyć wiele sytuacji, w których przyjaciele z całego świata, niezależnie od dnia i godziny, robili dla mnie naprawdę wszystko, co w ich mocy).
Jednak w większości przypadków wyświadczenie uprzejmości to coś, co kosztuje nas bardzo niewiele, ale dla innych może mieć ogromne znaczenie. Nastolatka miotająca się rozpaczliwie w obcym mieście, która pyta o drogę albo potrzebuje pożyczyć telefon. Znoszenie czyichś walizek po schodach w metrze lub dźwiganie wspólnie dziecięcego wózka wraz z matką zasiadającego w nim rozkrzyczanego delikwenta o umorusanej buzi. Klepnięcie w ramię bardzo zaaferowanego biznesmena, żeby zwrócić mu jego portfel.
Naprawdę jestem święcie przekonana, że cały świat zawaliłby się bez tych pozornie drobnych czynów czy też, używając amerykańskiego slangu: paying it forward – „przekazywania (dobroci) dalej”. W istocie nie trzeba być wcale dobroczyńcą ani odbiorcą tych gestów, aby dawały one przyjemność. Samo czytanie o nich bywa pokrzepiające. Zrób dzisiaj zatem jakiś dobry uczynek – nawet jeśli będzie to jedynie przytrzymanie komuś drzwi – a ja zrobię to dla kogoś innego. To znaczy o ile nie będą to całotygodniowe zakupy: tych nigdy więcej!
Fragment książki Hannah Jane Parkinson Drobne przyjemności, czyli z czego się cieszyć, gdy życie nie rozpieszcza, wyd. Znak Literanova, Kraków 2022.