Droga jak pusta kartka, podróż jak powieść
i
Ken Kesey w autobusie Merry Pranksters (Wikimedia Commons)
Opowieści

Droga jak pusta kartka, podróż jak powieść

Łukasz Muniowski
Czyta się 5 minut

Ken Kesey mówił o sobie, że był za młody, by zostać bitnikiem i za stary, by być hippisem. Autor Lotu nad kukułczym gniazdem za osiągnięcie swojego życia uważał uczestnictwo w kulturowej rewolucji lat 60. jako członek Merry Pranksters – grupki szaleńców i wyrzutków przemierzających Amerykę kolorowym autobusem.

Przez pierwsze dwadzieścia lat życia Kesey nie zapowiadał się na rewolucjonistę, którym w końcu się stał. Zanim poświęcił się pisaniu, wiódł raczej typowy żywot amerykańskiego jocka (wysportowanego chłopaka, będącego ulubieńcem dziewczyn i obiektem zazdrości innych uczniów). Dorastał na farmach w Kolorado i Oregonie, a dzięki niesamowitej tężyźnie fizycznej święcił triumfy jako zapaśnik oraz futbolista. Sukcesy na macie zapaśniczej zapewniły mu stypendium sportowe na Uniwersytecie Oregonu, który ukończył ze stopniem licencjata. Podczas studiów sport zaczął ustępować miejsca innym jego zainteresowaniom – literaturze oraz teatrowi. Naukę kontynuował

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Jedziemy!
Przemyślenia

Jedziemy!

Dziś urodziny Jacka Kerouaca
Anna Wyrwik

5 września 1957 r. Gilbert Millstein napisał na łamach „The New York Times” recenzję powieści W drodze Jacka Kerouaca, w której nazwał ją „autentycznym dziełem sztuki” oraz „jak dotąd najpiękniej wykonaną, najczystszą i najważniejszą wypowiedzią pokolenia, które sam Kerouac nazwał beat, i którego jest on głównym wcieleniem”.

Jean-Louis Lebris de Kerouac, bo tak go ochrzczono, wychowany w Lowell (Massachusetts) we francusko-kanadyjskiej i katolickiej rodzinie. Przyjechał do Nowego Jorku w 1939 r. jako siedemnastolatek ze stypendium futbolisty Uniwersytetu Columbia w kieszeni i z marzeniami o zostaniu pisarzem w głowie. Wkrótce doznał kontuzji, pokłócił się z trenerem i ruszył w wir miasta tanich kin, gwarnych barów i tętniących szaleństwem dzielnic. Poznał Allena Ginsberga, Williama Burroughsa, Johna Clellona Holmesa, Neala Cassady’ego, którzy wkrótce mieli stać się legendami tych czasów i amerykańskiej literatury. Podczas jednej z rozmów nazwał swoje pokolenie – pokolenie młodych ludzi szlajających się bez celu po powojennej Ameryce w poszukiwaniu wolności i oddechu od tradycyjnych norm – Beat Generation. Słowo beat oznaczające „pobity”, „skończony”, „wyczerpany”, które do Nowego Jorku przywiózł hipster i ćpun z Times Square, Herbert Huncke (Im beat – powtarzał często), idealnie pasowało do tego krajobrazu tworzącego się fermentu, który z pełną siłą miał wybuchnąć w latach 60.

Czytaj dalej