Dzieci to nie zabawki ani nie projekt, ani nie dopełnienie naszego życia. Dzieci to żywe, myślące istotny, zupełnie od nas niezależne – ze swoimi emocjami, problemami, własnym spojrzeniem na świat.
Chcemy im zapewnić szczęście, ale boimy się pomóc w myśleniu, chcemy dać im bezpieczeństwo, ale boimy się dać im samodzielność. Chcemy, żeby nas słuchały, ale oczekujemy też, żeby umiały mówić „nie”. Wychowujemy je najczęściej zgodnie z rolami społecznymi – a te w Polsce nie spełniają już swoich funkcji.
Żebyśmy ocaleli jako wspólnota i żebyśmy się rozwijali jako społeczeństwo, chłopcy muszą być trochę bardziej wrażliwi, a dziewczynki trochę bardziej bojowe. Natomiast wszyscy bez wyjątku musimy być czuli na otoczenie, na przyrodę, na biedę, na wykluczenie.
Są książki dziecięce, które mówią do takich dzieci, pomogą rodzicom spełniać sprzeczne, wykluczające się zadania.
Dlatego powstał ten cykl.
Melanie Rutten, Mój las, tłum. Jacek Mulczyk-Skarżyński, Wytwórnia 2019
Doświadczeniem każdego dziecka, którego rodzice się rozstają, jest poczucie porzucenia, niekochania, opuszczenia oraz związane z nimi gniew i kłopoty w zachowaniu. Rutten w swojej książce nie łagodzi tych emocji, ale – za pomocą fantastycznej opowieści – wchodzi w nie głęboko. Bohaterem jest żołnierz (dziecko rozwodzącej się pary), który całe dnie spędza w lesie, wśród dzikiej przyrody i w hełmie na głowie. Walczy z otoczeniem, wyrządza roślinom i zwierzętom krzywdę, kłóci się, bije się (do krwi), niszczy. Dopiero gdy poznaje inne zwierzęta, magicznego, mówiącego Królika, Kota i Kanarka, rozmawia z Książką, Lasem – stopniowo zaczyna wychodzić ze swojej skorupy, porzuca hełm i miecz. I nagle Żołnierz zamienia się w Tosię.
Mój las to historia opuszczenia, walki i oswajania własnych emocji, przepracowywania ich. Rutten nie opowiada o wymuszaniu łagodności, lecz o przeżyciu gniewu i odrzucenia, o przestrzeni dzikiej i fantastycznej, w której skrywa się Tosia-Żołnierz, by znaleźć jakieś schronienie w czasie domowego kryzysu. Jest tu jedna, szczególnie piękna scena, gdy Żołnierz szwenda się po lesie i wchodzi weń tak głęboko, że nie widzi światła ze swoich dwóch domów. I właśnie ta metafora zaprasza do dyskusji, do wyciągania z lasu naszych poranionych dzieci.
Aleksandra i Daniel Mizielińscy, Którędy do Yellowstone, Dwie Siostry 2020
Nie dość, że jest to książka do czytania i oglądania, a nade wszystko do gadania i szperania za kolejnymi informacjami, to przede wszystkim jest to doskonale wyważona (emocjonalnie i informacyjnie) opowieść ekologiczna. Mizielińscy niby mówią o parkach narodowych, rzucają dzieciakom, a także ich rodzicom tony zabawnych i ważnych ciekawostek przyrodniczych, malują nieskończenie wiele gatunków zwierząt oraz roślin, żartują ze swoich trochę niechlujnych i kłótliwych głównych bohaterów. Ale w tle, co zobaczy każde dziecko trochę starsze, rysuje się wielka opowieść o skutkach ludzkiej ekspansji na kolejne kontynenty oraz o tym, jakie konsekwencje przynosi ze sobą intensywna hodowla, przeszczepianie gatunków w inne miejsca albo regularny odstrzał. Z Dzikiego Zachodu znikają bizony, na Nową Zelandię wraz z kolonistami przybywają szczury i myszy, które niszczą uprawy, w Chinach wycina się lasy bambusowe i zmusza pandy do poszukiwania nowych terenów.
Mizielińscy podróżują nie tylko po parkach narodowych, ale też po historii ludzkiego zagospodarowywania planety i robią to w świetny sposób.