Europa stopniowo zmienia kolor – rozmowa z Jackiem Borcuchem Europa stopniowo zmienia kolor – rozmowa z Jackiem Borcuchem
i
Na planie filmu "Słodki koniec dnia", zdjęcie: Sonia Szóstak
Przemyślenia

Europa stopniowo zmienia kolor – rozmowa z Jackiem Borcuchem

Mateusz Demski
Czyta się 7 minut

Mateusz Demski: Słodki koniec dnia zaczyna się od mikroskali. Jesteśmy w toskańskiej Volterze, widzimy grupę miejscowych rybaków, która wraca z połowu. Co tak właściwie sprawiło, że wspólnie ze Szczepanem Twardochem postanowiłeś już po raz drugi poszukać filmowych historii na południu Europy?

Jacek Borcuch: To wynik moich podróży po Włoszech, zachwytu nad pięknem kraju, który jest centrum dziedzictwa naszej cywilizacji. Na początku nie byłem pewny, czego tak właściwie tam szukam. Pomysłów było kilka, ale wpadła mi w ręce gazeta, a w niej artykuł o Ezrze Poundzie – wielkim amerykańskim poecie, artyście przeklętym, twórcy poezji modernistycznej, który był autorytetem dla takich pisarzy, jak Hemingway, James Joyce czy T.S. Eliot. Jednocześnie Pound sympatyzował z Mussolinim, obsesyjnie propagował antysemityzm. Ta dwuznaczność skupiła moją uwagę – podziw dla twórcy i potępienie dla

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

„Robi swoje i nic innym do tego”* „Robi swoje i nic innym do tego”*
Przemyślenia

„Robi swoje i nic innym do tego”*

Anna Wyrwik

Gdy 11 września 2001 r. Oriana Fallaci, pochodząca z toskańskiej Florencji, ale mieszkająca wówczas w Nowym Jorku pisarka i jedna z największych dziennikarek XX w., stanęła w obliczu zamachu na World Trade Center, to tak się wkurzyła, że napisała Wściekłość i dumę, książkę, a może bardziej esej, apel, współczesne J’accuse…!. Oskarżyła w nim Europę o zaniechania, o to, że pozwoliła rozpanoszyć się imigrantom po swoich klasycznych placach, murach i budynkach, imigrantom facetom, którzy na co dzień kobiety trzymają pod chustami i kluczem, a tu cmokają na Europejki, którzy nie szanują ani europejskiej historii, ani kultury, ani prawa. Oskarżyła Europę o pozwolenie im na przywiezienie swoich własnych praw, o budowę meczetów, dawanie kolejnych zasiłków i akceptowanie poruszania się bez dokumentów, o to, że robi tym imigrantom dobrze, podczas gdy oni robią jej źle, ale nie chce nic z tym zrobić, bo to wbrew jej otwartej i tolerancyjnej naturze. Dla Europy to było za wiele i Wściekłość i dumę zmieszano z błotem, a Fallaci nazwano starą wariatką. Gdy kilkanaście lat później – nie wiadomo dokładnie kiedy, bo rzecz dzieje się fikcyjnie w filmie fabularnym – Maria Linde, pochodząca z Polski, mieszkająca od początku lat 80. w toskańskim miasteczku Volterra poetka i laureatka Nagrody Nobla, staje w obliczu zamachu terrorystycznego w centrum Rzymu, to przy okazji odbierania nagrody od burmistrza wygłasza przemówienie, apel, współczesne J’accuse…! Oskarża w nim Europę o zaniechania, o to, że jej tolerancja to tylko fasada, za którą kryją się politycy wyposażeni w setki stereotypów straszących obywateli obcymi, o to, że obozy dla uchodźców nie rozwiązują problemu, podobnie jak wszechobecna korupcja i rozbudowana biurokracja. Oskarża Europę o to, że dla zaspokojenia swojego sumienia udaje, że robi tym imigrantom dobrze, podczas gdy tak naprawdę robi źle i im, i sobie. Niby o 180º inaczej, ale dla Europy to też jest za wiele.

Akcja Słodkiego końca dnia umieszczona jest we Włoszech, kolebce Europy, a jej bohaterowie to rodzina będąca połączeniem Europy Zachodniej (Włoch Antonio grany przez Antonia Catanię) i Europy Wschodniej (Polka Maria Linde grana przez Krystynę Jandę fantastycznie, ale tego domyśli się każdy, kto zna wartość nagród w Sundance). Rodzina z przeszłością – w postaci ciężaru faszyzmu, komunizmu, Holokaustu i przyszłością – w postaci dzieci (Anna grana przez Kasię Smutniak) i wnuków poruszających się swobodnie w obu sferach językowych. To taka dzisiejsza Europa w skali mikro. Spokojny, toskański klimat pełen wina, drewna i zieleni z muzyką Daniela Blooma sprawia, że film Jacka Borcucha w tle sobie przepływa, ale na pierwszym i drugim planie wybuchają kolejne pytania o Europę, o tę Europę, po której łąkach biegają pijani winem i dyskutujący o ideach i poezji Europejczycy, jeżdżą sobie kabrioletami po jej pagórkach, zamożni i szczęśliwi jak nigdy, a na jej obrzeżach budują ogrodzone obozy dla uchodźców.

Czytaj dalej