Europa wyobrażona, ale realna Europa wyobrażona, ale realna
i
Most Przyjaźni łączący Cieszyn oraz Český Těšín, zdjęcie: M. Rusinov / Wikimedia Commons (CC BY 3.0)
Przemyślenia

Europa wyobrażona, ale realna

Paulina Małochleb
Czyta się 11 minut

Łukasz Galusek, architekt i dyrektor ds. programowych Międzynarodowego Centrum Kultury w Krakowie, opowiada o swojej Europie Środkowej: miastach podzielonych, prywatnych podróżach, poszukiwaniu transgresji i trwałości.

Paulina Małochleb: Co widzi architekt, kiedy rusza na południe od Krakowa?

Łukasz Galusek: Gdyby via Carpatia nie pozostawała w nieustannych planach, droga na południe byłaby łatwa. A tak trzeba kluczyć. Najlepiej przez Spisz lub Orawę. Albo obok malowniczego Zamku Orawskiego, który w filmie Herzoga udawał transylwańskie zamczysko Nosferatu, albo obok Zamku Spiskiego, który niczego nie udawał, bo starcza mu własnego majestatu. Zachwycające są spiskie miasta po słonecznej stronie Tatr: Lewocza, Kieżmark, Sobota, Biała – z kasztelem Medňanskiego, który jak nikt inny czuł spiski pejzaż, tatrzańskie światło. Potem, za górami, patrycjuszowskie Koszyce, lamentujący Márai. I katedra. Istny cud, jasny, strzelisty, kamienny gotyk tak głęboko w Karpatach! Minąwszy Tokaj, jedzie się jak po stole. Przez wschodnie Węgry z ich Genewą – Debreczynem – i wielką świątynią matką węgierskich kalwinistów, biały, racjonalny klasycyzm. Pora odbić nieco na wschód. Wielki Waradyn, dziś rumuńska Oradea, która jest secesyjną bramą do „krainy za lasem”, Transylwanii. Niezwykłej krainy. Rumuńsko-węgiersko-niemieckiego kłębka, pięknego i trudnego, gdzie każda miejscowość ma trzy nazwy ciągle w użyciu. Z gotykiem co krok, miejskim, wiejskim, nietkniętym. Trzymamy nadal południowy kurs, lecz Karpaty obiegły nas łukiem i znów stanęły na drodze. Mur Alp Transylwańskich jest dłuższy i wyższy od Tatr. Wielkie piękno. Przeciskamy się na drugą stronę. Czy to już Południe? Spalona słońcem równina Wołoszczyzny? Jest i Bukareszt, fatamorgana, przewrotny „Paryż Wschodu”. Ze zmurszałą belle époque, świetnym art déco,

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Bez planu i pod prąd Bez planu i pod prąd
i
Katsushika Hokusai, „Views of Mount Fuji”, domena publiczna via Wikimedia Commons
Ziemia

Bez planu i pod prąd

Szymon Drobniak

Nawet w najbardziej turystycznych miejscach można podróżować tak, by poczuć pradawnego ducha eksploracji i przygody. Czasami wystarczy tylko skręcić w pustą uliczkę.

Rozglądam się w poszukiwaniu znajomych twarzy moich współtowarzyszy. Z trudem trzymam fason – mój układ nerwowy dawno już osiągnął punkt, w którym bodźce po prostu przelatują przeze mnie, nie dotykając po drodze żadnej piękniejszej myśli. Zresztą w tym momencie niewiele chcę rejestrować i zapamiętywać. Tkwię w jednolitej, mozolnie pełznącej pod górę masie. Nie ma mowy, żebym mógł stanąć w miejscu i poczekać – mieniący się wszystkimi kolorami jęzor owej dziwnej substancji nieprzerwanie płynie w kierunku pagody Kiyomizu-dera Sanjunoto, ciasno wypełniając wąską ulicę. Przez chwilę przywodzi mi na myśl lodowiec, tyle że buntujący się przeciw grawitacji, upstrzony tysiącem nieustannie kręcących się głów i najeżony kolcami selfie sticków, bez wytchnienia kiwających się na wszystkie strony jak czułki niemrawego cielska sondujące zapach powietrza.

Czytaj dalej