
Pierwszy ledwo zaczął rapować, a już został klasykiem gatunku. Drugi przez długie lata działał w drugim obiegu, by stać się jednym z najbardziej rozchwytywanych producentów. Włodi i 1988 opowiadają o płycie „W/88”, pracy w czasie pandemii i raperskim zobowiązaniu. A także o hip-hopowym Ursynowie, filmie „Proceder” oraz dokumencie poświęconym kultowemu debiutowi Molesty.
Jan Błaszczak: Przeprowadziłeś się do Warszawy. Dokładniej: na Ursynów. I pierwsze, co tu zrobiłeś, to zacząłeś nagrywać płytę z Włodim. To trochę tak, jakbyś wyjechał do Nowego Jorku i dzień po rozpakowaniu walizek dostał angaż u Woody’ego Allena.
1988: Coś w tym jest, choć wyjaśnijmy, że nie przeprowadziłem się na Ursynów z tego powodu (śmiech). Mój przyjazd do Warszawy na pewno ułatwił nam współpracę, bo mieszkamy niedaleko siebie, a poza tym mamy tu studio nagrań. Niemniej takie czynniki zewnętrzne, pozamuzyczne są dla mnie bardzo ważne jako dla twórcy. A za każdym razem, kiedy przejeżdżam na rowerze obok ścian Toru Służewieckiego, gdzie powstało wiele klipów, które odtwarzałem za małolata, wywiera to na mnie silne wrażenie. Albo trasa przy Kopie Cwila znanej z teledysków Molesty, to robi mi coś z głową. Dla mnie takie rzeczy są ważne: obejrzeć dobry film, wyjść na spacer do miejsc, które mnie stymulują. Czuję, że muzyka, która wtedy powstaje, nabiera szczególnego klimatu. Odbiorca może tego nie czuć, a na pewno nie w takim natężeniu, ale dla mnie takie sytuacje dodają smaku temu, co robię. Dodają przyjemności z tworzenia. Ostatnio często bywam na spacerach w miejscach, które znam z hip-hopowych klipów i – masz rację – w jakimś stopniu czuję się, jakbym mieszkał w Nowym Jorku i nagrywał z Nasem.
Album W/88, który ukaże się we wrześniu, to nie