
Pierwszy klaps w studio filmowym Barrandov padł w styczniu 1935 r. Założone przez braci Havlów (ojca i stryja późniejszego prezydenta Czech, Václava Havla) gościło nie tylko czeskich, lecz także amerykańskich i polskich reżyserów. To tutaj kręcono „Casino Royale” i to tu była Narnia.
Wzgórze dzieli od centrum niecałe 10 km, najszybciej dojechać tramwajem numer pięć, podróż trwa dwadzieścia parę minut. Niby względnie niedaleko, żadna odległość, ale pod pewnymi względami to nie ta sama Praga – odnosi się wrażenie, że zamiast w czeskiej stolicy jest się w Hollywood. Od 1931 r. na wzniesieniu stoi studio filmowe, największe w środkowej Europie i jedno z największych na świecie. Teren ma 120 ha, całości nie da się objąć wzrokiem, tak samo, jak nie da się objąć jego 90-letniej historii. „Fabryka Snów nad Wełtawą”, „wzgórze filmowej magii”, „instytucja pamięci” – tak mówi się na Barrandov.
– Ten kompleks to dowód – mówi mi Mira Haviarová, 80-latka, która zna dobrze Barrandov i jego historię, bo jeszcze za komuny przychodziła tu doglądać pracy atelierów, jako szefowa Instytutu Kinematografii Czechosłowackiej. Teraz Haviarová jest konsultantką studia ds. kinematografii Europy Środkowo-Wschodniej, Kaukazu i Rosji.
– Dowód na co? – pytam.
– Że marzenie o tworzeniu kina może czasem przybrać nieprawdopodobną formę.
Barrandov: miasto marzeń
Haviarová uważa, że Barrandov od początku był wyrazem miłości do kina, ale pierwotny plan zakładał przede wszystkim budowę „miasta ogrodu” – nowoczesnej, willowej dzielnicy.
W 1927 r. ziemię pod miastem kupuje Václav M. Havel, przedsiębiorca budowlany, ojciec późniejszego prezydenta. Po kilku latach rusza budowa. Najpierw wyrastają okazałe domy, zaraz potem kompleks restauracyjny, najnowocześniejszy w całej Czechosłowacji,