Dokładnie sto lat temu z lwowskiego Dworca Głównego w kierunku Warszawy wyruszył nocny pociąg pospieszny z przedziałami sypialnymi o nazwie „Żalny”. Pociąg nigdy nie dojechał do Przemyśla, a jego zaginięcie (po raz ostatni widziany był na stacji w Brzuchowicach) pozostaje jedną z największych zagadek w historii polskiego kolejnictwa. Udało nam się dotrzeć do zaginionej listy pasażerów, którzy owego wieczora wsiedli do feralnego pociągu…
Liczymy na to, że lista wraz z informacjami dotyczącymi podróżujących – odtworzonymi na podstawie źródeł policyjnych, medycznych i literackich, a także fantazji autora – pozwoli z czasem odkryć prawdę o losie zaginionego pociągu. Zwraca uwagę fakt, że gros pasażerów to mężczyźni, a zdecydowana większość z nich pracowała niegdyś na kolei. Może czytelnikom „Przekroju” uda się zrekonstruować przebieg wydarzeń owej demonicznej nocy.
Pierwszą część listy opublikowaliśmy tydzień temu.
CZĘŚĆ DRUGA
Według odnalezionej listy pasażerów w kolejnym wagonie „Żalnego” miejsca wykupili:
Wagon nr 232, Przedział 1
Bytomski – kolejarz, naczelnik stacji w Trenczynie, z zamiłowania badacz katastrof kolejowych. W swoich studiach, obejmujących ponad 20-letni okres wypadków na kolei, doszedł do wniosku, że we wszystkich katastrofach pozostaje pewna reszta: „owo niewyjaśnione nigdy ‘coś’ niedające się podciągnąć pod żadną kategorię przyczyn i powodów”. Badał też rolę przypadku, ślepego trafu, nieprzewidzianego zbiegu okoliczności. Autor ambitnej, acz nigdy niedowiedzionej, teorii fałszywych alarmów (wyrażonej wzorem na parabolę y² = 2 – px). Teoria ta miała według Bytomskiego wyjaśnić wszystkie zarówno przeszłe, jak i przyszłe katastrofy, do jakich regularnie dochodziło w okolicy. Nie uchroniła go jednak przed kraksą kolejową, do jakiej doszło na jego stacji w 1881 r. (słynne zderzenie expressu z Podwyża i osobowego nr 25 z Krotoszyna). Wkrótce po emeryturze przeprowadził się na odludzie i zamieszkał pomiędzy Gańczarami a Mogilanami, gdzie wiódł pustelniczy żywot. Widywany bywał w okolicach torów, gdzie, włócząc się, zbierał zioła i wykreślał na żwirze dziwne linie. [Fałszywy alarm]
Wiadomo, że w tym samym przedziale znalazł się także niegdysiejszy asystent Bytomskiego, niejaki Żadurski; niestety brakuje informacji, w jakich stosunkach pozostawali. Mało też wiemy o ich relacjach z trzecim pasażerem, którym był nieznany z imienia Rudawski – dawniej naczelnik Bieżawy, w 1881 r. obciążony odpowiedzialnością po katastrofie kolejowej, do jakiej doszło na jego zmianie. Oprócz tej trójki w przedziale jechali: S. Kaczmarski, W. Węborski oraz nieznany z imienia Radłowski – o nich wszystkich wiadomo, że w owym czasie pracowali na rozsianych po okolicy stacjach. [Fałszywy alarm]
Wagon nr 232, Przedział 2
Wawera Szymon – inwalida kolejowy i emerytowany konduktor (o którym to zawodzie zwykł mawiać: „konduktor – człek-tułacz wieczysty”). Spensjonowany po wypadku (karambol pod Wolą), w którym stracił nogę. Wiadomo, że przed wypadkiem Wawera miał żonę i dzieci (żona odeszła, dzieci zmarły). Przez parę lat po spensjonowaniu pracował jako posługacz przy magazynach na dworcu towarowym, potem jako pomocnik ślusarski na stacji w Zbąszynie. „Zawsze przy kolei, zawsze w pobliżu ukochanych wagonów, maszyn i przestrzeni”, w ostatnich latach na własną prośbę opiekował się zamkniętym, 12-kilometrowym odcinkiem torów pomiędzy Orszawą a Byliczem (wyłączonym z ruchu po tym, jak pociągi puszczono szybszą magistralą). Jako budnik „głuchej przestrzeni” samodzielnie wyremontował zaniedbany odcinek, łącznie z infrastrukturą kolejową. Według słów jego przyjaciela, w tym czasie coraz częściej cierpiał na kolejową nostalgię. Mówił podobno: „Tu wszędzie żyją te wspominki; wałęsają się dla oka ludzkiego niewidoczne pomiędzy ścianami tego jaru, tłuką się po tych szynach, włóczą hen, po całej przestrzeni. Tylko trzeba umieć patrzeć i słuchać”. Według tego samego informatora miał Wawera w tym czasie wierzyć nawet w możliwość reaktywowania przeszłości – materializacji dawnego ruchu kolejowego. Czynił ku temu nawet jakieś bliżej nieokreślone zabiegi. Mówił: „Czy to możliwe, żeby po tym wszystkim nie zostało nic!”. „Wspomnienia nie giną” – powtarzał. [Głucha przestrzeń]
Luśnia – przez większą część życia zawodowego kowal w ogrzewalni stacyjnej w Byliczu. Jak ustalono, w ostatnich latach przyjaciel i powiernik Wawery, któremu pomagał przy remoncie stacji „na głuchej przestrzeni”, w tym restytucji odgałęzienia toru. Jak później zeznawał, w mroźny grudniowy poranek natknął się na dróżnika Wawerę przed budką „w postaci służbowej z wyciągniętą w górę ręką i zagasłą latarką w skostniałych palcach”. Zamarzniętego złożyć miał w budce na tapczanie. Jak dotąd nie udało się potwierdzić faktu zgonu Wawery, a jego obecność na liście pasażerów zdaje się zadawać temu kłam… [Głucha przestrzeń]
Wagon nr 232, przedział 3
Szatera Ludwik – naczelnik stacji w Zakliczu. Według psychiatry zajmującego się Szaterą w czasie przymusowej hospitalizacji, cierpiący na chorobliwą nostalgię, która nie pozwalała mu się pogodzić „z wieczystem mijaniem ludzi, zdarzeń i rzeczy”: „Każda chwila zapadająca nieodwołalnie w przeszłość miała dlań wartość bezcenną, nieprzepłaconą i każdą żegnał z uczuciem niewysłowionego żalu” – czytamy w notatkach głównego psychiatry szpitala w Kulparkowie. Według tej samej dokumentacji, z czasem nabrał podobno przekonania, że „nic na świecie nie ginie, że żadne choćby najbłahsze zdarzenie nie przepada i nie rozwiewa się bez śladu”. Po katastrofie, do której doszło na jego stacji 8 lipca 1920 r., ukuł teorię, która – zdaniem lekarza – miała być sposobem ocalenia przeszłości. Według niej „zdarzenia rzeczywiste, rozegrawszy się na arenie świata widzialnego, prawdopodobnie wsiąkają w przestrzenie wymiaru czwartego, by tu utrwalić swój obraz na kliszy astralnej”. Szatera był przekonany, że owe „wizerunki chwil i spraw ubiegłych”, nazywane przez niego „engramami”, rejestrowane są „tam gdzieś w sferze zaświatowej, niby jakieś metafizyczne fotografie i plansze”. Według psychiatry niewykluczone, że Szatera wierzył, że engramy te mogą w szczególnych okolicznościach się aktywizować lub wręcz zostać „wywołane” poprzez ludzkie uczucia, myśli i wspomnienia. [Engramy Szatery]
Droń – przyjaciel Szatery, kierownik stacyjki odległej zaledwie o 4 km od Zaklicza, „cicha, dobra dusza i gorliwy urzędnik”. [Engramy Szatery]
Przetokowy Jaksa – nie wiadomo, jakim cudem nazwisko przetokowego Jaksa znalazło się na liście pasażerów „Żalnego”. Jak bowiem wynika z kartoteki policyjnej, przetokowy, a prywatnie znajomy Szatery, „wskutek własnej nieostrożności dostawszy się pod koła osobowego z Wygnanki, zginął poszarpany na strzępy. Z pogruchotanego nielitościwie ciała pozostała tylko ręka wyrzucona przez pociąg na tor pierwszy, tuż przed peronem” – czytamy w dokumentacji koronera. Epizod ten pojawia się też w dokumentacji pochodzącej od lekarza opiekującego się Ludwikiem Szaterą: „Ten krwawy szczątek człowieczy przyodziany w rękaw służbowej bluzy, z pięciu rozczapierzonemi palcami i z wysterczającą trupiobladą drzazgą kości zarył się głęboko w pamięć Szatery. I chociaż służba stacyjna usunęła skwapliwie ślady wypadku i zasypała świeżym piaskiem miejsce, gdzie leżała ręka Jaksy, naczelnik Zaklicza miał ją wciąż przed oczyma krwawą i drapieżną…”. [Engramy Szatery]
W tym samym przedziale miejsce zarezerwował asystent Derwicz, o którym jednak niewiele wiadomo.
14 sierpnia przedstawimy Państwu listę pasażerów z kolejnego wagonu "Żalnego"!
Z kolei pierwszą część listy mogą Państwo przeczytać tutaj.