Dokładnie sto lat temu z lwowskiego Dworca Głównego w kierunku Warszawy wyruszył nocny pociąg pospieszny z przedziałami sypialnymi o nazwie „Żalny”. Pociąg nigdy nie dojechał do Przemyśla, a jego zaginięcie (po raz ostatni widziany był na stacji w Brzuchowicach) pozostaje jedną z największych zagadek w historii polskiego kolejnictwa. Udało nam się dotrzeć do zaginionej listy pasażerów, którzy owego wieczora wsiedli do feralnego pociągu…
Liczymy na to, że lista wraz z informacjami dotyczącymi podróżujących – odtworzonymi na podstawie źródeł policyjnych, medycznych i literackich, a także fantazji autora – pozwoli z czasem odkryć prawdę o losie zaginionego pociągu. Zwraca uwagę fakt, że gros pasażerów to mężczyźni, a zdecydowana większość z nich pracowała niegdyś na kolei. Może czytelnikom „Przekroju” uda się zrekonstruować przebieg wydarzeń owej demonicznej nocy.
CZĘŚĆ TRZECIA
Przedstawiamy kolejnych pasażerów feralnego pociągu. Zapraszamy do zapoznania się z pierwszą oraz drugą częścią listy.
Wagon nr 233, przedział (pierwszy z brzegu)
Kluczka Agapit – osobnik dobrze znany służbom dworcowym, a także podróżnym odwiedzającym lwowski dworzec. Ze swym posiwiałym rudym wąsikiem oraz nieodłączną walizką, stanowił od wielu lat stały element dworcowego życia. Przez służbę dworcową ironicznie nazywany „wiecznym pasażerem” i traktowany jako „nieszkodliwy bzik”. Podobno pochodził ze Snowia i kiedyś był pisarzem sądowym, jednak od wielu lat całe dnie spędzał w dworcowej poczekalni, studiując wystrzępiony rozkład jazdy, obliczając ceny biletów oraz wyszukując fikcyjne połączenia parowozów. Czasami zagadywał podróżnych i udzielał wyczerpujących informacji o destynacjach, do których się udawali (przez co niektórzy brali go za agenta biura informacyjnego). Niekiedy opowiadał też o swoich planach. Podobno miał starannie wyznaczoną trasę i wciąż czekał na swój pociąg. Co jakiś czas zdarzało mu się podobno wsiąść do podstawionego pociągu, zawsze jednak tuż przed ostatnim gwizdkiem zdążył wyskoczyć. W ten sposób, jak mówili świadkowie, utrzymywał się w stanie permanentnego reisefieber. Tym bardziej dziwi, że Agapit Kluczka swój pierwszy bilet od niepamiętnych czasów wykupił właśnie na przejazd pechowym „Żalnym”. Nie jest pewne, czy do pociągu jednak wsiadł. Niektórzy świadkowie twierdzą, że w momencie odjazdu Kluczka stał w otwartych drzwiach wagonu, z niepewnym wyrazem twarzy, jakby się wahał. [Wieczny pasażer]
W tym samym przedziale podróżować miał niejaki Wawrzyszyn – przez lata portier na stacji w Snowiu. [Wieczny pasażer]
Wagon nr 233, przedział 2
Nie wiadomo, z jakich przyczyn (prawdopodobnie błąd systemu rezerwacji) do kolejnego przedziału sprzedano więcej miejscówek niż miejsc. W efekcie w przedziale tym – zauważmy o bardzo międzynarodowym składzie – jechać musiało dziewięć osób:
- sir Reginald Pemberton – znakomity astronom angielski,
- Charles Gerald – dziennikarz z Bordeaux,
- J. Leszczyc – profesor fizyki na Uniwersytecie Warszawskim,
- Sven Warborg – podróżnik i geograf szwedzki,
- Luigi Rovelli – młody włoski poeta,
- Amenti Riszivirada – hinduski jogin, tłumacz wiedzy tajemnej i sługa wielkiego Buddy z Madrasu,
- dziennikarz Boerhaven,
- a także młode małżeństwo z Hiszpanii niepodane z nazwiska.
Według przypadkowych świadków obserwujących zdarzenia na peronie na chwilę przed odjazdem pociągu, cała grupka (łącznie z profesorem, joginem i kastylijskim małżeństwem) ubrana w fioletowe lub ciemnofiołkowe stroje oddawała się działalności agitacyjnej. Jej członkowie rozdawali zdezorientowanym podróżnym ulotki reklamujące pociąg „dynamoelektryczny” (sic!) „Infernal Méditerranée”. Startując z Barcelony, miał on jakoby w trzy dni okrążać Morze Śródziemne, zatrzymując się po drodze w Marsylii, Genui, Buon Ritiro, Wenecji, Raguzie, przez most ruchomy (sic!) docierać do Konstantynopola, a stamtąd dalej przez Beirut, Jaffę, Aleksandrię, Tripolis, Ceutę, by przez Most Herkulesa (sic!) powrócić na kontynent. Co najdziwniejsze, na ulotkach widniała data odjazdu pociągu: 23 sierpnia 2345 r. [Dziwna stacja]
Wagon nr 234 (sypialny), przedział 1
W wagonie sypialnym jeden przedział (dwuosobowa kuszetka) zarezerwowali:
Rastawieccy Mieczysław i Nuna – małżeństwo, jeszcze do niedawna zapaleni turyści, miłośnicy krajoznawstwa, wycieczek pieszych i rowerowych, co jednak zmieniło się w momencie wypadku kolejowego, w wyniku którego małżonek Rastawiecki został inwalidą. Okoliczności wypadku do dziś nie są jasne. Wiadomo, że inżynier wypadł z pędzącego pociągu, którym podróżował z żoną. Niektórzy sugerują, że został wypchnięty. Niestety efektem ubocznym kontuzji, jakiej doznał, była amnezja, która nie pozwalała mu przypomnieć sobie ostatniej godziny poprzedzającej wypadek. [W przedziale]
Wagon nr 234 (sypialny), przedział 2
W sąsiednim przedziale jedno miejsce leżące wykupił niejaki Godziemba, podróżnik i miłośnik kolei, członek programu lojalnościowego PKP. Z materiałów szpitala psychiatrycznego w Kulparkowie, gdzie pacjent Godziemba leczony był na „manię lokomocyjną”, wynika, że ten cichy i nieśmiały marzyciel pod wpływem stukotu kół przeistaczał się w „pełnego woli i poczucia własnej wartości życiowca”, zdolnego do realizacji wielkich planów i przedsięwzięć (np. założenia firmy zarejestrowanej w Trieście, zajmującej się importem pomarańczy z Hiszpanii). Aktualizacja: jak wynika z danych systemu rezerwacyjnego, obywatel Godziemba nie pierwszy raz podróżuje w tym samym pociągu co państwo Rastawieccy, a pierwsza ich „wspólna” podróż miała miejsce na trasie, podczas której doszło do niefortunnego wypadku p. Rastawieckiego. [W Przedziale]
Wagon nr 235, piąty wóz od końca
Wiór Wawrzyniec – dróżnik, niegdyś też podobno uczony, myśliciel i samozwańczy filozof (jak sam się określał „dobrowolny strażnik zapomnianych linij”). Świadkowie opisali go jako małego, garbatego człowieczka („garbus”, „oryginalny kaleka”) w mundurze kolejarza niższego stopnia w pocerowanej na łokciach bluzie, o fizjonomii raczej odpychającej (zacięta twarz fanatyka). Zwolniony z pracy po tym, jak udowodniono mu współudział w procederze opisanym przez prasę jako „wagon śmiechu”, „wagon transformacyjny” (w wagonach rozpylana była tajemnicza substancja skłaniająca pasażerów do określonych zachowań). W przypadku „wagonu samobójców” historia zakończyła się istotnie samobójstwami. Jak potem dowiedziono w toku postępowania, tajemnicze wagony wyszły na linię wprost ze ślepego toru, którym opiekował się właśnie Wawrzyniec Wiór.
W tym samym wagonie miejsca zarezerwowane mieli także:
- prof. Ryszpans – znakomity psycholog, chudy, wysoki gentleman w jasnopopielatym kostiumie, z monoklem w oku,
- inż. Zniesławski – ceniony wynalazca, krępy, o energicznym profilu,
- br. Józef Zygwulski – karmelita, zakonnik o ascetycznym wyrazie twarzy zatopiony w modlitwie, autor paru głębokich traktatów mistycznych,
- były maszynista Stwosz,
- dwóch byłych konduktorów,
- trzy kobiety (bez żadnych cech charakterystycznych),
- a także dwóch mężczyzn (starannie ogolonych wyglądających na aktorów).
Według świadków wszystkie te osoby zjawiły się na peronie z walizkami z napisem BŚT. Przewodził nim jakoby garbaty karzeł niosący czworoboczną tekturę z jakimś rysunkiem, być może mapą kolejową. Jeden ze świadków zwrócił uwagę na czerwoną, „pąsową” linię przecinającą mapę. Inny zauważył napis: Bractwo Ślepego Toru. [Ślepy Tor]