Film o frajerach Film o frajerach
i
Kadr z filmu „Pechowi szczęściarze"
Przemyślenia

Film o frajerach

Anna Wyrwik
Czyta się 3 minuty

Pechowi szczęściarze powstali na podstawie powieści pt. La noche de la Usina Eduarda Sacheriego (autora m.in. Sekretu jej oczu – ekranizacja tej powieści została w 2010 r. nagrodzona Oscarem za najlepszy film nieangielskojęzyczny).

Grupa mieszkańców małego miasteczka planuje zrzutkę na wykup terenu po opuszczonym zakładzie, by utworzyć spółdzielnię. Skład: były piłkarz, zdobywca najsłynniejszego gola w historii miasteczka, Fermín (w tej roli Ricardo Darín, jeden z najbardziej znanych argentyńskich aktorów, który zagrał choćby we wspomnianym Sekrecie jej oczu czy w jednej z części odjechanych Dzikich historii), jego optymistyczna żona Lidia i syn Rodrigo (Chino Darín, znany ze świetnego Anioła; prywatnie syn Ricarda), starsi peroniści Fontana i Rolo, klasyczna para głupków – bracia Gómez, miejscowa bogaczka Rita Cortese z małomównym synem i Medina, który z wielodzietną rodziną mieszka w domu prawie-że-na-wodzie, który ta woda zalewa przy każdej mniejszej ulewie. Ta prawdziwie cohenowska brygada to postacie wyraziste i charakterystyczne: kolorowe ubrania, grube oprawki okularów, wąsy, kapelusze. Jest wesoło, bo reżyser Sebastián Borensztein zabawnymi scenami i dialogami czyni z filmu też komedię.

Też, bo Pechowi szczęściarze to przede wszystkim kino społeczne. Rzecz dzieje się w miejscowości Alsina, leżącej w obrębie zespołu miejskiego Buenos Aires w Argentynie. Jest rok 2001. Władze kraju ogłaszają zamrożenie depozytów bankowych, kolejne osoby zostają bez oszczędności, rozpoczyna się ogromny kryzys, ludzie wychodzą na ulice protestować, prezydent podaje się do dymisji. W ciągu kolejnych tygodni na jego miejsce wskakuje kilku kolejnych prezydentów. Ta katastrofa – oczywiście – uderza głównie w tych na dole. A na dole mamy właśnie naszych bohaterów i film rozpoczynają słowa jednego z nich, czyli narratora Fermína: „Zgodnie z definicją »frajer« to ktoś, kto myśli powoli, komu brak energii i sprytu. Chociaż już wiemy, że pracowity, uczciwy człowiek, postępujący zgodnie z zasadami też często zostaje frajerem. Ale pewnego dnia dyskryminacja, do której jesteśmy przyzwyczajeni, staje się prawdziwym kopem w twarz. I mówimy sobie: »Dosyć«”. I oto grupa frajerów postanawia wziąć sprawy w swoje ręce w myśl cytowanych przez Fontanę słów ojca anarchizmu Michaiła Bakunina o tym, że jednostka jest ponad państwem i instytucjami. Świadomi tego, że na co dzień każdego z nich państwo i instytucje mają gdzieś, zrobieni w bambuko przez system oraz podpinających się pod niego oszustów, obmyślają zemstę, kolektywną jak ta ich zaplanowana spółdzielnia. Zemstę bardzo robinhoodowską.

To Ameryka Południowa w całej okazałości. Rzeczywistość, w której ludzie zmiatani są codziennie jak niepotrzebne elementy krajobrazu, by nie powiedzieć: śmieci. Miejsce, gdzie ci z nizin walczą o swoje z górą i jej łysymi, wąsatymi urzędnikami w garniturach. Gdzie socjalizm bywa głosem ludu, a nie tylko jakąś pustą wyborczą śpiewką. Zdeptani kolejnymi dyktaturami, juntami, tragediami i wiecznym piętnem bycia planszą do gry między Wschodem a Zachodem mieszkańcy Ameryki Południowej domagają się społecznej sprawiedliwości. W Argentynie dopominają się o nią nie po raz pierwszy (patrz: Matki z placu Majowego czy inne pojuntowskie próby rozliczeń) i ten film jest kolejnym ważnym głosem w polityczno-społecznej zawierusze. A do tego mamy świat pełen kontrastów. Komedia zderza się z tragedią, bo nawet najgorsze rozgrywa się tu w słońcu i przy muzyce.

Film Pechowi szczęściarze nie jest jakąś wybitną kinematograficzną analizą społecznego buntu. Bliżej mu do rozrywki, która sygnalizuje problem właśnie w tym słońcu i przy muzyce. W montażu nie zapomniano o pięknych krajobrazach, a w dźwięku – o strunach gitar. To film, który można nazwać przyjemnym, świat trochę taki jak ta Alsina. Taką ją sobie wyobrażam – miejsce na chwilę, by się zatrzymać, ucieszyć, zastanowić, jechać dalej.

Film jest dostępny na: player.pl i vod.pl.

Czytaj również:

Do kogo mówią naukowcy? Do kogo mówią naukowcy?
Przemyślenia

Do kogo mówią naukowcy?

Urszula Kaczorowska

Globalne ocieplenie jest groźniejsze od koronawirusa. Jak mogę Was przekonać, że to prawda? Czy wystarczy, że powiem: jestem dziennikarką, dużo czytam, rozmawiam z naukowcami? Nie, to nie wystarczy.

Tak jak Wy, korzystam z Internetu. Codziennie dociera do mnie lawina sprzecznych informacji, których selekcja nie jest łatwa. Niezależnie od wykonywanego zawodu, wszyscy jesteśmy ludźmi i popełniamy błędy. Ulegamy trendom. Z każdej strony ktoś domaga się uwagi i twierdzi, że jego temat jest najważniejszy. Jak więc wybrać priorytet?

Czytaj dalej