Gabloty z cukrem, muzyką i Bauhausem Gabloty z cukrem, muzyką i Bauhausem
i
Rzeźba „Molecule Man” na tle wieży telewizyjnej w Berlinie. Autor: Daniel Lonn/Unsplash.
Przemyślenia

Gabloty z cukrem, muzyką i Bauhausem

Subiektywny przewodnik po Berlinie
Jakub Bas
Czyta się 8 minut

Warto czasem pojechać na Zachód. Poszerzyć horyzonty, od tych ciut wąskich odpocząć, poobserwować życie inne niż nasze lokalne.

Do Berlina dostać się można z każdego zakątka Polski pociągiem. Wars na trasie międzynarodowej oferuje nawet wino, którego w Pendolino relacji Kraków-Warszawa szukać próżno. Ledwo opuściłem Dworzec Centralny, a już poczułem, że zmierzam w stronę większego dobrobytu i szerszej oferty, nie tylko gastronomicznej.

Odwiedzam Berlin regularnie, bo – podobnie jak coraz więcej rodaków – mam w nim i krewnych, i znajomych. Wydeptałem tam własne ścieżki. A że lubię te piosenki, które już znam, każda wizyta ma stałe punkty programu. Poruszam się po tym mieście trochę jak kot. Niby swobodnie, lecz jednak w obrębie pewnego rewiru. Wysiadam na stacji metra Frakfurter Tor lub Warschauer Straße i krążę. Zapraszam na wycieczkę moimi śladami.

Warszawa i Berlin to dwa europejskie miasta z najbogatszą ofertą kulinarną skrojoną pod upodobania wegan i wegetarian. Okolice Boxhagener Platz to mekka ludzi łakomych. W soboty plac zamienia się w olbrzymie targowisko z ponad 80 punktami gastronomicznymi. Znajdziemy tu produkty lokalne i egzotyczne, nie ma chyba rejonu świata, który nie byłby tu reprezentowany. Warto upolować stolik na zewnątrz, w jednej z kilkudziesięciu okalających plac barów i restauracji, by oddać się konsumpcji oraz niespiesznej obserwacji życia. Jeśli konsumpcja się przedłuży, co akurat w Berlinie może się stosunkowo łatwo przydarzyć, możemy tak siedzieć aż do niedzieli, kiedy to stragany z jedzeniem zamieniają się w pchli targ. Jeśli pragniemy wyglądać podobnie jak mieszkańcy tego miasta, czyli eklektycznie, swobodnie i z nutą szaleństwa, możemy się tu zaopatrzyć w odzież vintage. Chyba większość mieszkańców tej okolicy ubiera się na targu lub położonym niedaleko ogromnym sklepie Humana, w którym sprzedaje się ubrania, buty i inne rzeczy z drugiej ręki. To w przebieralni tego przybytku bohaterka popularnego na Netflixie serialu „Unorthodox” zrzuciła swoje ortodoksyjne wdzianko i po raz pierwszy wskoczyła w dżinsy.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

A kilka minut spacerem z Humany w stronę Alexander Platz znajduje się wspaniale zahibernowane w czasie Kino International, ze ścianami krytymi boazerią i klubowymi fotelami z lat 50. i 60. Tu kręcono scenę moskiewskiego turnieju szachowego w serialu „Gambit Królowej”. Tuż obok Centrum Konferencyjne Kosmos ze wspaniałą mozaiką na elewacji. Miłośnicy eleganckich domów wypoczynkowych dawnego Kołobrzegu powinni być zachwyceni.

Berlin stał się europejskim centrum komików-ekspatów. Szczególnie silną reprezentację ma tu Izrael. W każdy piątek w klubie komediowym The Wall sprawdzić można, z czego się ekspaci śmieją i czy może z samych siebie? Dla przybysza z dosyć monokulturowej ojczyzny wizyta w The Wall może być prawdziwym świętem. Piątkowa formuła „open mike” niesie ze sobą ryzyko trafienia na humor niskich lotów, ale założyciel klubu, Teksańczyk z urodzenia, dorzuca do programu zawsze kogoś ze stałego repertuaru, na przykład kolumbijską dominatrix, która po pracy lubi dzielić się swoimi spostrzeżeniami na różne tematy. Trafiłem akurat na przemyślenia na temat Polski i nieźle się uśmiałem. Przez łzy.

Skłamałbym nieco polecając Państwu kluby prezentujące popisy djskie, bo od początków pandemii omijam je szerokim łukiem. Mogę ewentualnie wyznać, że łukiem tym omijam zwłaszcza te, których przed pandemią nie omijałem wcale: Berghain i Hoppetosse. I po pandemii też omijać nie zamierzam. W tańcach berlińskich szalenie mi się podoba, że nie wyróżniam się w tłumie. W Polsce miewam niekiedy obawy, że z powodu różnicy pokoleniowej dzielącej mnie i resztę klubowiczów, wyglądam trochę jak tata szukający swej pociechy, by sprowadzić ją do domu. W Berlinie natomiast, techniczną muzyką niesiony, czuję się zawsze jak młody bóg. A na drugi dzień, kiedy już zdecydowanie się tak nie czuję, przesiaduję w kawiarni Books & Bagels, której oferta opisana jest w szyldzie. To kameralne miejsce pełne nowości i staroci, w równym proporcjach. Jeśli jednak muszę się raczej rozłożyć wygodnie, co po ekstatycznych tańcach okazuje się niekiedy konieczne, wybieram Michelberger Hotel z jego wysmakowanym designem, swobodną atmosferą i rozłożystymi sofami. W miesiącach letnich tu można mnie spotkać i serdecznie zapraszam, jeśli zdecydujecie się Państwo na wycieczkę moim subiektywnym szlakiem.

Uprzedzam – żadna z tych atrakcji nie jest dostępna dla niezaszczepionych. W każdej kawiarni, sklepie czy muzeum okazać musimy covidowy paszport, ewentualnie aktualny test. Ale testować można się wszędzie i zajmuje to ledwie kwadrans i kosztuje kilkanaście euro. Bez tego ani rusz.

Z paszportem lub testem proponuję wybrać się do wymienionych poniżej placówek. To moje prywatne, aktualne „the best off”. Mam nadzieję, że znajdziecie Państwo coś dla siebie. A jeśli nie, to poszukać warto na stronie mydays.de, gdzie zebrane są absolutnie wszystkie aktualne berlińskie wydarzenia.

Muzeum Gier Komputerowych
Computerspielemuseum
Karl-Marx-Allee 93A
Ekspozycja stała

zdjęcie: Marcin Wichary/Flickr (CC BY 2.0)
zdjęcie: Marcin Wichary/Flickr (CC BY 2.0)

Zawartość sal wystawienniczych tej instytucji koresponduje ściśle z jej nazwą. Dla miłośników gier, których wiek przekracza już średnią wieku bywalców berlińskich klubów, będzie to podróż do lat szczenięcych. Retro-futurystyczny design lat 80., pierwsze popularne joysticki przeskalowane do rozmiaru słonia, ścieżki dźwiękowe pierwszych gier – wszystko to tutaj znajdziemy. Prześledzimy też historię i rozwój tej gałęzi przemysłu rozrywkowego na przestrzeni, bagatela, 60 lat. Są i nowości. Warto zabrać dzieci, jeśli się akurat nimi dysponuje. Ja akurat zatrzymałem się w kwestii gier na etapie planszówki „Na grzyby” i czasami nie wiedziałem, na co patrzę, ale i tak mi się podobało. Więc polecam.

Muzyka starożytnego Egiptu
Neues Museum
Bodestraß3 1
Otwarte do 03/07/2022

zdjęcie: Yair Haklai, źródło: Wikimedia Commons
zdjęcie: Yair Haklai, źródło: Wikimedia Commons

Uprzedzam od razu – nie można tu posłuchać muzyki, do której pląsali faraonowie. Trochę na to w głębi serca liczyłem, bo wszystkie aspekty życia w dawnym Egipcie są już dość dobrze opisane. Można kupić egipskie książki kucharskie i jeść jak Nefretete, ale muzyka nam nadal umyka. Niestety, ta wystawa tego mocno nie zmieni. Zobaczymy natomiast szereg instrumentów, które na co dzień nie są pokazywane w ramach stałej ekspozycji muzeum. Moja fascynacja Egiptem jest, przyznaję, raczej płytka i odnosi się do walorów estetycznych egipskich artefaktów. Cenię je na równi z estetyką japońską. Zachwyca mnie każdy egipski drobiazg – zabawka, grzebyk, dzbanuszek. Mogę je oglądać godzinami. A tu, po raz pierwszy i tylko tu w takim zagęszczeniu, instrumenty muzyczne. Każdy z nich jest świetnie opisany i daje pojęcie o szerszym kontekście i warunkach, w jakich z niego korzystano. Zachowało się kilka zapisów, notatek właściwie, z czasów Cesarstwa Rzymskiego, i na ich podstawie podjąć można próbę rekonstrukcji dawnych piosenek delty Nilu. Interesują Państwa grzechotki w kształcie ludzkich dłoni lub liry w formie końskiego łba? Fantastycznie. To tu!

Alles zucker!
Deutsches Technikmuseum
Trebbiner Straße 9
Wystawa stała

Źródło: Wikipedia (domena publiczna)
Źródło: Wikipedia (domena publiczna)

Nie chcę słodzić, ale to jest naprawdę fenomenalna wystawa! Jeśli kiedykolwiek zastanawiali się Państwo, czym jest spoiwo łączące mnogość wątków i kierunków rozwoju naszej cywilizacji, to po wizycie w Muzeum Techniki nabierzecie przekonania, że spoiwem tym jest cukier. Punktem wyjścia przy tworzeniu tej arcyciekawej wystawy były zbiory działającego od 1904 r. Zucker-Museum, poświęconego głównie procesowi produkcji i konsumpcji cukru w szeroko rozumianym świecie Zachodu. Tutaj oglądamy, a właściwie śledzimy, dzieje cukru z uwzględnieniem aspektów jeszcze niedawno mniej oczywistych i zdecydowanie mniej słodkich – ekonomicznych, zdrowotnych, przyglądamy się też związkom cukru z kolonializmem i szeroko rozumianym wyzyskiem, trwającym zresztą nadal. Cukier jest jednak tylko pewnego rodzaju narzędziem, czy może składnikiem, z którego powstać może nie tylko to, co złe. Współczesna nauka i medycyna znajdują dla cukru szerokie zastosowanie. Podobnie zresztą nasze wspaniałe, ludzkie ciała, które bez cukrów nie byłyby w stanie funkcjonować ani ewoluować. A w toku ewolucji nauki znajdujemy dla cukru nowe, wspaniałe zastosowania. Może nasza przyszłość nie będzie gorzka?

Futurium. Wie wolen wir leben?
FUTURIUM
Alexanderufer 2
Wystawa stała, ale morfująca

zdjęcie: Maria Teneva/Unsplash
zdjęcie: Maria Teneva/Unsplash

Nie ma chyba narodu ani społeczności, która nie zastanawia się nad tym, jaka przyszłość nas czeka. W wersji wschodnioeuropejskiej, polsko-słowiańskiej, pytanie to jest ostatnio delikatnie nacechowane obawą i można by je sformułować na przykład tak: O boże słodki, jaka przyszłość nas czeka? A tu ujęcie niemieckie, pragmatyczne: Wie wolen wir leben? Jak chcemy żyć? Poza sensownie postawionym pytaniem znajdziemy tu liczne próby udzielenia na nie odpowiedzi. Mamy do dyspozycji trzy sale i każda dedykowana jest jednemu z trzech filarów, na których to co nadejdzie (lub to, co stworzymy) się opiera: naturze, człowiekowi i technologii. Nazwano je pokojami myślenia. Placówka prowadzi szereg działań warsztatowych, organizuje seminaria, wykłady i ćwiczenia z konstruowania możliwych ścieżek rozwoju naszego gatunku i jego środowiska. Oglądamy też to, co do tej pory udało się ludzkości wymyślić. Najnowsze koncepcje naukowe, architektoniczne czy wreszcie  ekonomiczne. Jedno jest pewne – myślenie, wbrew pozorom, ma przyszłość. Futurium opuścimy z horyzontami myślowymi rozciągniętymi i elastycznymi, jak po porządnej sesji futuro-jogi.

Alltag formen!
Werkbundarchive-Museum der Dinge
Oranienstraße 2510999
Otwarte do 07/02/2021

zdjęcie: San Andreas, źródło: Wikimedia Commons
zdjęcie: San Andreas, źródło: Wikimedia Commons

To wystawa stworzona z myślą o obchodach stulecia Bauhausu, świętowanego dwa lata temu, uzupełniona teraz o wątek tzw. wschodniego modernizmu, czyli osiągnięć Werkbundu – działającego od 1907 r. Niemieckiego Związku Twórczego. To obowiązkowy punkt berlińskiego programu dla miłośników XX-wiecznego designu. Jest wszystko: architektura, meble, oświetlenie, bibeloty. Sympatyk stylu retro, w różnych jego odsłonach, dostanie tu oczopląsu. Wystawa stwarza możliwość prześledzenia sposobu, w jaki Bauhaus był i jest procesowany w Niemczech dalej – od czasów rozkwitu i zachwytu, poprzez zaprzeczenie i dyskredytowanie jego założeń, aż po rehabilitację i zwrot należnego mu szacunku.

Franz Ehrlich, Rudolf Horn, Margarete Jahny, kogo tu nie ma? Ale nawet laik, któremu te nazwiska nie mówią nic, opuści ekspozycję wielce zadowolony. Warto dbać o regularną suplementację czystego piękna, a tu jest go sporo.

Hitler – wie konnte es geschlehen.
Berlin Story Bunker
Schöneberger Straße 23 A
Wystawa stała i zawsze aktualna

zdjęcie: Enno Lenze, źródło: Wikimedia Commons
zdjęcie: Enno Lenze, źródło: Wikimedia Commons

W bunkrze przy stacji metra Anhalter Bahnhof, na trzech piętrach, śledzimy historię kariery Adolfa Hitlera i mechanizmów, dzięki którym stał się ulubieńcem mas. O początkach niemieckiego faszyzmu i jego najmroczniejszych osiągnięciach teoretycznie wiemy wiele, ale ponadczasowość i uniwersalność jego założeń może się wydać współczesnemu turyście z Polski zaskakująco znajoma. Warto, choć zaboli.

Czytaj również:

Szczęście po berlińsku Szczęście po berlińsku
i
fot. Alessandro Bellone / Unsplash
Przemyślenia

Szczęście po berlińsku

Stach Szabłowski

Bracia Fujiwarowie upierają się, że twarde dane nie kłamią, a wynika z nich, że berlińczycy nigdy nie byli szczęśliwsi.

Czy mieliście okazję zajrzeć do Muzeum Szczęścia, zanim opuściło Polskę wraz z końcem lata? Mam nadzieję, że tak, i to nie tylko dlatego, że wraz z nadejściem jesieni łatwiej od szczęścia znaleźć grzyba albo melancholię. Chodzi raczej o to, że nawet jeżeli jesienią szczęście pozostaje niewykluczone, to w sztuce praktycznie się nie zdarza i pora roku nie ma tu nic do rzeczy. Współczesna sztuka podejmuje problemy, demaskuje, krytykuje, oskarża. Przedstawianiem współczesnego szczęścia jednak się nie zajmuje, porzucając temat na pastwę reklamy, która praktycznie go zmonopolizowała.

Czytaj dalej