Golem, czyli mocarz z Chełma
Doznania

Golem, czyli mocarz z Chełma

Adam Węgłowski
Czyta się 4 minuty

Kawał gliny ożywiony przez chełmskiego rabina narobił niezłego bigosu. Nie tylko w kulturze masowej.

W czeskiej Pradze na każdym rogu można kupić figurkę Golema, czyli człekopodobnego glinianego mocarza – wprawdzie niezbyt lotnego, za to bardzo niebezpiecznego. Wedle praskiej legendy ulepił go i przywołał do życia za pomocą kabalistycznego zaklęcia miejscowy rabin, znany pod przydomkiem Maharal. Stać się to miało pod koniec XVI w. Ów swoisty gliniany Frankenstein był dobrym pomocnikiem i ochroniarzem, jednak znienacka zbuntował się i wpadł w istny szał niszczenia. Wtedy rabin unieszkodliwił potwora, a Golem zamienił się w kupę gliny, którą ukryto na strychu synagogi Staronowej w Pradze. Historię tę powtarzają niezliczone książki, wykorzystywana była w filmach, komiksach etc.

Wszystko pięknie, tylko że Czesi powinni płacić nam za Golema solidne tantiemy. Przywłaszczyli bowiem sobie legendę pochodzącą z Polski. Praski Golem ulepiony został z polskiej gliny, przez naszego rabina!

Wcześniej niż w Pradze

Wystarczy spojrzeć na daty. Praskie podanie pojawiło się w pierwszej połowie XIX stulecia w opowiadaniu Golem i rabin Loew Franza Klutschaka, w XVI w. (gdy toczy się akcja legendy) zaś nikt w Pradze o tworzeniu niebezpiecznych golemów nie słyszał. Za to w XVII stuleciu hebraiści z Zachodu – Christoph Arnold (1674 r.) i Johann Wuelfer (1675 r.) – donosili, jakoby polscy Żydzi potrafili w magiczny sposób tworzyć sobie glinianych pomocników. Przy próbie unieruchomienia jednego z tych stworów pewien rabin zaś mocno ucierpiał zmiażdżony rozpadającą się gliną.

Informacja

Z ostatniej chwili! To ostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Arnold podał nawet, kim był ów pechowy mędrzec. To niejaki Eliasz, zwany też Baal-Szem. Okazuje się, że to postać jak najbardziej historyczna. Rabin Eliasz ben Jehuda, zwany Baal-Szem, żył w latach 1514–1583 w Chełmie. A w XVIII w. jego potomek pisał nawet, że mędrzec ożywił kiedyś glinianego mocarza, jednak przeraził się, że stwór rośnie jak na drożdżach i może narobić kłopotów, więc postanowił go unieszkodliwić. Starł więc Golemowi z głowy magiczne zaklęcie. Udało się, jednakże sypiący się już gliniany potwór dotkliwie poranił rabina.

Opowieść wydaje się bliźniacza z praską. Zawiera również podobne przesłanie: twórcy muszą bacznie uważać na to, co wyjdzie spod ich rąk. Zwłaszcza gdy próbują „bawić się w Boga”.

Właściwy adres

Dodajmy, że w Czechach źródła milczą o innych Golemach niż praski, podczas gdy na terenach Rzeczypospolitej słyszano o nich w Wilnie, Drohiczynie czy na Podolu. Ponadto w Czechach żyło też mniej Żydów niż w państwie polsko-litewskim i rzadziej miewali kłopoty z władzami, nieżyczliwymi sąsiadami czy dybiącymi na nich najeźdźcami. Na co więc im Golem?

Ba, okazuje się, że nawet rabin Maharal – postać historyczna, przywołana w praskiej legendzie i faktycznie pochowana na tamtejszym cmentarzu – to w istocie rzeczy pochodzący z Poznania Jehuda Loew ben Becalel! Od 1592 r. pełnił on funkcję, którą można określić jako naczelny rabin Polski.

Sprawa wydaje się więc przesądzona. Wątpliwości nie mają również uczeni żydowscy. Zdaniem Gershoma Scholema, autora książki Kabała i jej symbolika, trudno sobie wyobrazić, by praska legenda powstała niezależnie od tej z Chełma.

Jak odzyskać legendę

Nic tylko lepić golemy i sprzedawać w Chełmie turystom! A dla większego rozgłosu pisać książki i opowiadania, jak wcześniej Franz Klutschak (1838 r.) czy Gustaw Meyrink (1915 r.) o praskim Golemie. Na pewno doczekalibyśmy się też filmów grozy, jak osadzone w Pradze trzy niemieckie opowieści o golemach (1915–1920), arcydzieła kina ekspresjonistycznego. Ani chybi powstawałyby również w Chełmie gry, maskotki, może nawet posągi (póki co mamy pomnik Golema w Poznaniu). A studenci w swoich pracach powoływaliby się na wpływ chełmskiej legendy na XIX-wieczną opowieść o Frankensteinie czy perypetie rozmaitych komiksowych superbohaterów z XX stulecia.

Tylko trzeba byłoby jeszcze zająć się tradycjami i pamiątkami po chełmskich Żydach – z taką samą empatią i rozwagą, jak potrafią to robić Czesi z praskimi. Lecz to już całkiem inna historia…

Czytaj również:

Dusza z ciała uleciała
i
zdjęcie: Mathias Reding/Unsplash
Pogoda ducha

Dusza z ciała uleciała

Tomasz Wiśniewski

Euforia, wyjście poza ciało, wizje zbyt cudowne, by je opisać. To jednak tylko część prawdy o doświadczeniach bliskich śmierci. Okazuje się, że nie zawsze pojawia się w nich tunel i nie za każdym razem na jego końcu jest światło.

Zanim książka Życie po życiu Raymonda Moody’ego zrobiła światową karierę, istniały znacznie mniej znane prace opisujące doświadczenie blis­kie śmierci (NDE – near-death experience). Za prekur­sora tej tematyki można uznać żyjącego na przełomie XIX i XX w. szwajcarskiego profesora geologii i alpinistę Alberta Heima. Choć nie miał on wykształcenia w zakresie psychologii, był człowiekiem o wszechstronnych zainteresowaniach – badał m.in. terapeutyczne zastosowanie hipnozy i hodował szwajcarskie psy pasterskie.

Czytaj dalej