Góry są święte. Rozmowa z twórcami filmu „Ściana cieni” Góry są święte. Rozmowa z twórcami filmu „Ściana cieni”
i
mat. prasowe „Ściana cieni”
Opowieści

Góry są święte. Rozmowa z twórcami filmu „Ściana cieni”

Mateusz Demski
Czyta się 11 minut

Dla Szerpów Himalaje są miejscem zamieszkanym przez bogów. Kiedy idą w góry z zagranicznymi gośćmi, nie tylko narażają swoje życie, lecz mierzą się też z religijnym tabu. Śmiertelnie niebezpieczna wspinaczka to jednak – paradoksalnie – dla nich jedyna szansa, by przetrwać. Dramat życia u stóp Himalajów pokazuje film dokumentalny „Ściana cieni”, z którego twórcami rozmawia Mateusz Demski

Mateusz Demski: Nakręciliście film u podnóża Kumbhakarny, świętej góry Szerpów we wschodnim Nepalu. Jak tam trafiliście?

Piotr Rosołowski: Na samym początku zafascynowała nas idea świętych gór, czyli takich szczytów, które dla Szerpów i ludu Kirat uchodzą za miejsca sacrum i są dla zwykłych śmiertelników zakazane. Ludzie z tamtego regionu wyznają swoisty kult Himalajów, odnoszą się do gór z pokorą, rozumieją ich ogrom, dlatego przez wieki nikt z nich nie śmiał postawić stopy na ich szczycie. Ale dziś z tej świętości już niewiele zostało.

Eliza Kubarska: Chcieliśmy sfilmować, jak góra traci świętość. Wydarzyło się to już w wielu miejscach, czego najdobitniejszym przykładem jest Everest. Niegdyś była to najświętsza góra Szerpów, nazywana przez nich „matką Ziemi”. Dzisiaj jest dosłownie zadeptana, w sezonie baza u jej podnóża zamienia się w małe miasteczko. Jakiś czas temu krążyły w Internecie zdjęcia z ataku szczytowego, kiedy przy linach poręczowych stoi kolejka ludzi. Taki widok jest trudny do zaakceptowania, daleko mu do etosu himalaizmu z początku XX w. 

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Kiedyś himalaizm to było poszukiwanie duchowości i harmonii, pragnienie przekraczania granic. Teraz jeździ się w Himalaje jak na wczasy. 

P.R.: Nie ma wątpliwości, że wspinaczka jest dzisiaj przede wszystkim gałęzią przemysłu turystycznego. W Katmandu znajduje się dzielnica, będąca jednym wielkim bazarem i sklepem trekkingowym dla „niedzielnych himalaistów”. Trudno uwierzyć, jak wielu jest ludzi gotowych, by zapłacić pieniądze i osiągnąć cel, który – jak wspomniała Eliza – niewiele ma wspólnego z dawnym etosem himalaizmu. W trakcie dokumentacji do naszego filmu mieliśmy okazję zobaczyć jedną z takich komercyjnych ekspedycji, która planowała wejść na Kanczendzongę. Helikoptery przez kilka dni latały w tę i z powrotem, przerzucając tony sprzętu. W dodatku chyba ze 20 Szerpów przyniosło na miejsce ciężkie toboły, zbudowało obóz, rozstawiło namioty, założyło liny poręczowe. Dzięki temu ich klienci mogli spokojnie przejść aklimatyzację i wejść sobie na górę.

Czy są jeszcze takie święte, prawdziwie dziewicze miejsca na Ziemi?

E.K.: Początkowo chcieliśmy opowiedzieć właśnie o Kanczendzondze, a więc trzecim co do wysokości ośmiotysięczniku świata. Byliśmy przekonani, że miejscowa ludność ją właśnie postrzega jako tę świętą. Był wrzesień 2016 r., końcówka pory deszczowej. Postanowiłam dotrzeć do maleńkiej wioski, która znajduje się w tamtym rejonie. To była wymagająca droga – dwa tygodnie marszu, straszliwe opady deszczu, urwane drogi. Kiedy już tam się dostałam, usłyszałam od tamtejszych Szerpów, że Kanczendzonga faktycznie święta niegdyś była – ale już nie jest. Jednocześnie dowiedziałam się, że za najświętszą, jedną z ostatnich świętych gór, uchodzi obecnie Kumbhakarna. Pokazali mi więc inny szczyt, imponujący i nieprzewidywalny, który od strony wschodniej pozostawał wówczas niezdobyty.

Kard z filmu „Ściana cieni”
Kard z filmu „Ściana cieni”

W filmie skupiacie się nie na samej górze, ale na losach Szerpów. 

E.K.: Prawda jest taka, że większość przełomowych wypraw w Himalajach nie mogłaby się odbyć, gdyby nie asysta miejscowych. Szerpowie przez lata byli bezimiennymi, przezroczystymi uczestnikami tych wypraw. Nigdy nie natknęłam się na historię opowiedzianą z punktu widzenia Szerpów, są to dzieje niezauważone i nieuświadomione, dlatego też pomyślałam, że najwyższy czas oddać im głos. Niedawne zimowe zdobycie K2 przez Nepalczyków, w tym przez dziewięciu Szerpów, ma bardzo symboliczny wymiar. To wejście dało im poczucie godności i dumy, pokazało, że sami mogą być zdobywcami. Myślę, że jest to wydarzenie, które ma szansę zmienić sposób myślenia o wyprawach wysokogórskich. A przede wszystkim jest to piękne zwieńczenie trwającej od niemal 100 lat symbiozy między Szerpami a wyprawami himalajskimi.

Tenzing Norgay Szerpa w 1953 r. zdobył najwyższą górę świata razem z Edmundem Hillarym, co uznaje się za pierwsze zdobycie Everestu w historii. Kami Rita Szerpa niedawno pobił rekord liczby wejść na Everest – stanął na jego szczycie 24 razy. 

P.R.: Ngada, bohater naszego filmu, też ma na swoim koncie imponujące osiągnięcia. Jest dziewięciokrotnym zdobywcą Everestu, dwa razy był na szczycie Kanczendzongi i Ama Dablam, trzy razy na Czo Oju. To znaczące wyczyny i gdyby Ngada nie był Szerpą, tylko wspinaczem z naszej szerokości geograficznej, zapewne z takimi sukcesami byłby w czołówce europejskiego himalaizmu, międzynarodową gwiazdą. Tymczasem jego wysokogórskie dokonania nie mają żadnego znaczenia. Nadal jest postrzegany jako prosty, niepiśmienny Szerpa z zabitej dechami wioski.

Ojciec i syn: Ngada i Dawa Szerpa
Ojciec i syn: Ngada i Dawa Szerpa

Jak wygląda jego życie codzienne?

E.K.: Nawiązując do tego, co powiedział Piotrek, warto dodać, że w Europie takie sukcesy miałyby zapewne wpływ na jego status materialny. Natomiast Ngada wciąż żyje w małej wiosce na wysokości 4 tys. metrów n.p.m., ze swoją kilkuosobową rodziną mieszka w jednej małej izbie, na której środku stoi palenisko służące do gotowania i ogrzewania. Ngada od 20 lat ryzykuje życie jako tragarz wysokościowy, zawieszając liny na ośmiotysięcznikach i jest to właściwie jedyne realne źródło dochodu. Jego żona,  Jomdoe, również pracuje jako tragarz na wyprawach. Zdarzyło jej się nosić dwudziestopięciokilogramowe ładunki, nawet kiedy była w ciąży. Poza tym uprawia ziemniaki, dlatego że to jedyne, co rośnie na tych surowych terenach. Życie tych ludzi nie jest łatwe, brakuje im pieniędzy dosłownie na wszystko. Na przykład nie starcza im na edukację najmłodszego syna, Dawy, który chce pójść na studia i zostać lekarzem. 

Dawa Szerpa
Dawa Szerpa

Ściana cieni to obraz z rodzinnym i tożsamościowym dramatem w tle. W rodzinie Szerpów toczy się walka o marzenie chłopca. Z jednej strony widzimy matkę, która nie chce, by jej dziecko poszło w ślady rodziców i narażało życie. Z drugiej – jest ojciec, który uczy syna wspinaczkowego fachu, ale jednocześnie decyduje się wziąć udział w wyprawie na Kumbhakarna, aby zarobić pieniądze na jego edukację. 

E.K.: Zdecydowanie tak. Ngada, biorąc się na udział w tej wyprawie, nie tylko podejmuje ryzyko, które wpisane jest w każdą wyprawę górską, ale przede wszystkim łamie swoje zasady i tabu religijne. Szerpowie nie lubią się wspinać na Kumbhakarnę, a już na pewno nie wchodzą na sam szczyt, bo wierzą, że mieszka tam bóstwo i boją się jego gniewu. W filmie przytaczamy zresztą przypowieść o trzech braciach, którzy zostali przez lamę zamienieni w góry. Jednym z nich jest właśnie Kumbhakarna. Ta historia bardzo nas artystycznie zainspirowała, zaczęliśmy na jej podstawie budować naszą opowieść.

P.R.: A ja tylko dodam, że sama myśl o wkroczeniu na ten teren zdaje się dla Szerpów szaleństwem, sami porównują to zresztą do wejścia Bogu na głowę, czego ludziom naturalnie robić nie wolno. Twierdzą, że tych kilka czy kilkanaście ostatnich metrów przed szczytem jest zarezerwowane tylko dla tych najwyższych istot, które mają tam swój dom. Jest cała masa legend na ten temat, jedna z nich głosi, że gdzieś w okolicach Kanczendzongi znajduje się wejście do tunelu prowadzącego do krainy zwanej Shambala – zamieszkanej przez bóstwa i ludzi oświeconych, o czystym sercu.

Losy Ngady i utytułowanych himalaistów w waszym filmie tworzą kontrast między ideą świętości a świętokradztwem.

E.K.: Po naszych pierwszych spotkaniach z rodziną Ngady nie wiedzieliśmy, jak ta nasza historia się potoczy. Spędziliśmy z nimi miesiąc, ucząc się tego, jak oni żyją, w co wierzą i co jest dla nich ważne. Jednocześnie, szukając informacji na temat Kumbhakarny, trafiłam na wywiad z wybitnym rosyjskim wspinaczem, Dmitrym Golovchenko, który za wyprawę na Thalay Sagar wraz z Siergiejem Niłowem odbierał drugi w karierze Złoty Czekan, czyli odpowiednik himalajskiego Oscara. W tamtej rozmowie Dmitry powiedział, że wejście na Thalay Sagar było celem rezerwowym, a marzyli o zdobyciu Kumbhakarny. Skontaktowałam się z nimi, okazało się, że wciąż są zainteresowani taką wyprawą; jako trzeci do zespołu dołączył Marcin Tomaszewski i już we trzech trafili na naszego Ngadę, który jest największym specjalistą od tego rejonu. Wtedy doszło do spotkania himalaistów z Szerpami, zderzenia odmiennych kultur. Zależało nam na wejściu w środek tego wszystkiego, uchwyceniu szczegółów, które mówiłyby o ich odmiennych postawach, celach, priorytetach.

P.R.: Faktycznie czuć było w powietrzu napięcie, każdy myślał po swojemu, wiadomo było, że w takiej konfiguracji dojdzie w końcu do spięcia między tragarzami a himalaistami. Wspinacze naciskali Szerpów, namawiali ich do dalszej wspinaczki, spieszyli się, byli skupieni przede wszystkim na osiągnięciu konkretnego wyniku, a więc zdobyciu jednej z najtrudniejszej gór świata, czego wcale w filmie nie oceniamy i nie potępiamy, bo ich przygotowania trwały latami. Do tego doszła kwestia pogarszającej się i niestabilnej pogody. Przez zmiany klimatyczne coraz trudniej jest przewidzieć, co czeka człowieka na takich wysokościach w Himalajach. Nikt z nas się nie spodziewał, że warunki na miejscu okażą się tak bezwzględne.

Jomdoe, Ngada i Dawa Szerpa
Jomdoe, Ngada i Dawa Szerpa

W obliczu zagrożenia rodzina Ngady i pozostali tragarze odmówili współpracy z nastawionymi na cel klientami. Czy to znaczy, że Szerpowie zaczynają się buntować przeciwko roli, jaką przez prawie 100 lat odgrywali?

E.K.: Myślę, że nasz film powstawał w momencie, w którym w Szerpach zaczęła się budzić coraz większa świadomość i potrzeba wyrażenia sprzeciwu. Taki pierwszy wyraźny przełom miał miejsce w 2014 r., kiedy doszło do straszliwej tragedii pod Everestem. W trakcie poręczowania icefalla Khumbu, czyli pionowego lodowca prowadzącego z bazy do pierwszego obozu, spadła lawina i zginęło kilkunastu Szerpów. Wówczas okazało się, że nie byli objęci żadnym ubezpieczeniem, a ich rodziny – po śmierci męża, ojca, jedynego opiekuna i żywiciela – zostały bez wsparcia. Wtedy pierwszy raz w historii wypraw himalajskich postanowili się zjednoczyć i walczyć z rządem Nepalu o utworzenie dla nich specjalnego funduszu.

Protest tragarzy wysokogórskich okazał się na tyle poważny, że w tamtym sezonie nikt nie zdobył Everestu, a to dlatego, że Szerpowie odmówili zawieszenia lin poręczowych. To był taki pierwszy moment, kiedy powiedzieli: dość. Kolejną rzeczą, której nie da się pominąć, było pojawienie się mediów społecznościowych. Szerpowie, którzy jak Ngada mają telefony komórkowe, odkryli, że „turyści”, których oni wprowadzali na szczyt i za których prawie wszystko robili, po powrocie do swojego kraju są traktowani jak bohaterowie. A często są to ludzie bez wystarczającego przygotowania, niesamodzielni w górach, a zdarza się, że jednocześnie aroganccy w stosunku do Ngady i innych tragarzy.

Jakie są dalsze losy waszych bohaterów? Podobno tuż po pierwszych pokazach filmu postanowiliście pomóc najmłodszemu synowi Ngady.

E.K.: To jest dla nas bardzo ważna sprawa. Na stronie internetowej zrzutka.pl pod hasłem „Dawa Szerpa idzie na uniwersytet” już od kilku miesięcy organizujemy zbiórkę, z której dochód zostanie przeznaczony na opłacenie jego studiów w Katmandu. Marzeniem Dawy jest zostać lekarzem i pomagać ludziom, którzy żyją poza zasięgiem cywilizacji, ale jest to kosztowny cel, nieosiągalny dla jego rodziny. Z sukcesem zakończyliśmy już zbiórkę w Szwajcarii, wciąż zbieramy w Polsce, niedługo zaczniemy crowdfunding w Niemczech. I jest duża szansa, że uzbieramy pieniądze, które pozwolą mu skończyć studia. Często, pracując kilka lat nad filmem, jako twórcy, pytamy samych siebie: po co w ogóle to robimy? Gdyby udało się zmienić życie tego chłopaka, w jakimś sensie poprzez ten film, to byłaby to dla nas najwspanialsza nagroda.

Jomdoe Szerpa
Jomdoe Szerpa
Droga na Kumbhakarnę
Droga na Kumbhakarnę
Droga na Kumbhakarnę
Droga na Kumbhakarnę

Eliza Kubarska – reżyserka, artystka. Absolwentka Akademii Sztuk Pięknych (wydział rzeźby i video-art pod opieką prof. Grzegorza Kowalskiego) oraz Szkoły Wajdy. Autorka nagradzanych na świecie dokumentów m.in. Co się wydarzyło na wyspie Pam (2010), Badjao. Duchy z morza (2014), K2. Dotknąć nieba (2015). Poza kinem jej pasją od 25 lat jest wspinaczka. Jest jedną z niewielu kobiet na świecie, które wytyczyły nowe drogi na górskich ścianach, m.in. w Mali (masyw Ręki Fatimy), Malezji, Meksyku, Jordanii, na Grenlandii. Uczestniczka wypraw górskich w Pakistanie (Trango Nameless Tower w Karakorum), Australii, Laosie, Nepalu, Chinach. 

Piotr Rosołowski – operator, reżyser i scenarzysta filmów dokumentalnych. Absolwent Wydziału Radia i Telewizji im. Krzysztofa Kieślowskiego Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Stypendysta Academy of Media Arts w Kolonii. Współautor nominowanego do Oscara dokumentu Królik po berlińsku (2009), a także współreżyser (wspólnie z Elwirą Niewierą) filmów Efekt domina (2014) oraz Książę i dybuk (2017). Autor zdjęć do wielu nagradzanych filmów dokumentalnych i fabularnych, m.in. nominowanego do Oscara krótkometrażowego filmu Na trasie (2007) w reżyserii Reto Caffiego.

Czytaj również:

Ponieważ istnieją Ponieważ istnieją
i
Icefall. Szczelina Shiptona. Leży Stanisław Latałło. Na drugim planie: Andrzej Zawada, Kazimierz Rusiecki, Jerzy Surdel, Piotr Jasiński. Fot. Mirek Wiśniewski, album „Polskie Bieguny. Himalaje '74 i Antarktyda '77”.
Doznania

Ponieważ istnieją

Joanna Kinowska

Cóż począć, kiedy byliśmy już wszędzie. Wszystko odkryte. Najwyższa góra – checked, bieguny – checked, najniższe miejsce na Ziemi – checked? Po wizycie na Księżycu ludzkość ma duży kłopot. Mars ciągle za daleko. A w promieniu 400 tys. kilometrów byliśmy już wszędzie. Era odkryć, wielkich przygód jest definitywnie za nami, ale przecież możemy w nich uczestniczyć poprzez książki i filmy. Już nie można być pierwszym…

Chyba że… Kto pierwszy przebiegnie kontynent? Kto pierwszy go przejdzie? Przejedzie rowerem, przepłynie rzekę kajakiem, przemierzy Syberię, pustynię, pierwszy na wózku inwalidzkim, pierwszy bez tlenu, bez pomocy, bez zaprzęgu, na nartach ze szczytu itd. Tych odkrywców i eksploratorów jest coraz więcej. Turystyka ekstremalna. Podróżnicy giganci. Są przeglądy, festiwale, alternatywne zawody, nagrody, trofea. Potem książki, wykłady, wspomnienia, filmy, żeby widzowie mogli uczestniczyć.

Czytaj dalej