Grzechy debiutantów. Kulisy poczty literackiej Grzechy debiutantów. Kulisy poczty literackiej
i
zdjęcie: Jaredd Craig/Unsplash
Opowieści

Grzechy debiutantów. Kulisy poczty literackiej

Marcin Kozłowski
Czyta się 9 minut

Pierwszy kontakt

Kilka do kilkunastu dziennie. Tyle propozycji nowych książek trafia na biurka redaktorów w polskich wydawnictwach. A w zasadzie nie tyle na biurka, ile do skrzynek e-mailowych, bo autorzy coraz częściej korzystają z poczty elektronicznej. Propozycje ślą nastolatki, emeryci, lekarze, prawnicy, bibliotekarze, świeżo upieczeni rodzice, byli ambasadorowie. Debiutanci przy pierwszym kontakcie z wydawnictwami bywają niezwykle tajemniczy.

„Dostajemy na przykład wiadomość z dziwnego adresu e-mailowego, a w środku jedno, dwa zdania: »Przesyłam swoją książkę«. Podpisane inicjałami” – mówi Łukasz Najder z Wydawnictwa Czarne. Podobnie jest u Eweliny Angielczyk z wydawnictwa Media Rodzina, do której autorzy czasem nie piszą nic, przesyłając tylko sam załącznik. Redaktorka ma opory, by do niego zaglądać, bo nie wiadomo, co znajdzie w środku. „Czasami w treści wiadomości wklejają sam link. Takiego linku też wolałabym nie otwierać. Kto wie, może to jakiś wirus” – tłumaczy.

Inni stawiają na przyciągnięcie uwagi i&n

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Astronom Astronom
Doznania

Astronom

Magda Kiełbowicz

Piątego sierpnia we wtorek usiane gwiazdami niebo rozpostarło nad Witusiem swoje przestworza, ukazując wszystkie, nawet najbardziej skrywane tajemnice. Z tego nieba, jak z kartki, Wituś wyczytał, że jutro na obiad u matki będzie ogórkowa. Nie wahając się ani chwili, opuścił w pośpiechu ośrodek kolonijny „Bosman”, choć obóz kończył się dopiero za tydzień. I nie żeby mu było tam źle, bo było nawet miło, ale karmili tak okropnie, że rozpieszczony matczyną kuchnią Wituś cierpiał prawdziwe katusze. Ogórkowa przesądziła sprawę. Następnego dnia w południe pies oznajmił, że swój idzie, a matce łyżka wypadła z ręki prosto w świeżo przesmażone na maśle ogórki.

– Ale skąd wiedziałeś?! – pytała raz po raz, jakby nie dowierzając.

Czytaj dalej