– Może jednak pan wyjdzie? – porucznik Adam Szatkiewicz, kucnąwszy przy stole pośród walających się wokół serpentyn, konfetti i szczątek naczyń, podjął kolejną próbę przemówienia świadkowi do rozumu. – Wygodnie panu tak rozmawiać?
Przerażony mężczyzna pokręcił rozpaczliwie głową i jeszcze bardziej skulił się pod blatem, ściskając kolana ramionami.
– No dobrze – westchnął śledczy, siadając na dywanie. – Jak pan sobie życzy, panie Stanisławie. Pogadamy tutaj. – Podał mu kubek z wodą.
Pan Stanisław wypił łapczywie całą zawartość i wrócił do poprzedniej pozycji. Szatkiewiczowi przyszło na myśl, że wygląda, jakby za wszelką cenę próbował się przed nim ukryć.
– Jest pan szwagrem