Piosenka, która zaraz wybrzmi, to centralny motyw tego opowiadania. Rozlegnie się tu dwa razy, a potem jeden z bohaterów już nigdy więcej nie zaśpiewa. Los drugiego również zmieni się radykalnie. Który będzie którym?
To opowiadanie będzie poświęcone zbrodni. Nic w tym dziwnego, jest wyjątkowo duże zapotrzebowanie na kryminalne historyjki. Czasy takie, że nikomu nie są potrzebne latarnia, kamizelka czy pokład Idy. Czytelnicy prowadzą spokojne, dostatnie życie i są żądni silnych wrażeń, czytają więc opowieści z trupem w treści. Dlatego autor, wynajęty i dobrze opłacony, odpowiada na ten popyt, oddając głos narratorowi.
Jeśli chodzi o narratora, to autor jeszcze go nie zna. Skąd ma wiedzieć, kto najlepiej przedstawi historię o talencie, o poczuciu niższości i krzywdy, a także o frustracji. Kto opowie o piosence, o słowach i głosach, z których jeden niestety wybrzmi krzykiem? Kto dobrze odmaluje ten krzyk? Ostatni, śmiertelny, wydobyty z zaciśniętego gardła? I wreszcie, kto ukaże sedno tej opowiastki, czyli motyw? Nie jest to oczywiste, bo motyw okazuje się tak pokrętny i tak głęboko ukryty w zakamarkach duszy ludzkiej, że żaden śledczy z posterunku, żaden psycholog z poradni, żaden Holmes z książki nie odgadnie, co u zabójcy w sercu na dnie.
Autor zastanawia się więc, czy najlepszy nie byłby narrator ukryty. Taki, który się nie ujawnia. Być może tak. Zrelacjonowałby on przebieg koncertu w mieście i dobrze przedstawił skalę tego wydarzenia, które przeszło przecież najśmielsze oczekiwania organizatorów. Ale czy wyraziłby „tysięczny tłum spijający słowa z ust”? Czy wystarczyłaby chwila z telebimu, by odmalować emocje widoczne na twarzy głównego bohatera? Chyba nie. Potrzeba więcej wrażeń i przepływających myśli.
Autor rozmyśla dalej. Może idealny będzie narrator pierwszoosobowy? Wybór nie byłby tutaj zbyt skomplikowany. Występują tylko dwaj bohaterowie – zabójca i ofiara. Ale którego wybrać? Obaj są muzykami. Obaj grają na gitarze. Obaj śpiewają, ale żaden z nich nie wie, co się wydarzy, ani się tego nie spodziewa. Nawet w najbardziej mrocznym ze snów nie wymyśliłby tego, co się będzie działo na kolejnej stronie. Jeszcze nie przypuszcza, że wkrótce ich drogi się skrzyżują. Przecież się nie znają. Bo jak mieliby się poznać? Dzieli ich prawie wszystko. A przede wszystkim prawie półwieczna przepaść. Jeden jest młody, drugi stary, ale nawet w latach łatwo się pogubić, bo stary wygląda na starszego, niż jest w rzeczywistości, a młody – na młodszego. Może z powodu ubioru?
Wąskie, obcisłe spodnie na patykowatych nogach nie dodają młodemu ani lat, ani męskości. Do tego wielkie buty na grubej, obstalowanej podeszwie zdają się stabilizować rachityczną, chłopięcą budowę. Te ciężkie buty wyglądają tak, jakby miały powstrzymać noszącego je przed odlotem.