Historia znalazła mnie Historia znalazła mnie
Przemyślenia

Historia znalazła mnie

Joanna Kinowska
Czyta się 19 minut

Pod koniec czerwca 2023 r. pizzeria Ria w Kramatorsku została trafiona przez rosyjską rakietę. Przypadek sprawił, że wśród gości restauracji był wybitny polski fotograf, Wojciech Grzędziński. Jego zdjęcie przedstawiające kobietę uwięzioną pod gruzami obiegło świat. Do 17 sierpnia fotografie z wojny w Ukrainie można obejrzeć na wystawie w Leica Gallery w Warszawie.

Wchodzisz do galerii i musisz wejść w obraz. Na kotarze wyświelone jest z rzutnika zdjęcie tłumu ludzi. Trzeba rozsunąć kotarę, przedrzeć się przez nich. W środku kilkadziesiąt zdjęć, kilka ekranów i tkaniny z tekstami. Oglądamy zranionych ludzi, miasta w gruzach, steranych żołnierzy i dymy na horyzoncie całkiem ładnego krajobrazu. Dzięki lakonicznym reporterskim podpisom wiadomo, gdzie i kiedy dane zdjęcie zostało zrobione, czasem podana jest też informacja o imieniu człowieka znajdującego się na fotografii lub o tym, na jaką sytuację właściwie patrzymy. Niewiele. Za to na tkaninach można przeczytać 20 dłuższych historii, fragmenty rozmów, poznajemy dużo liczb. Teksty i zdjęcia. Wspólnie opowiadają historie – i rozrywają serce.

Wystawa jest piękna. To nie tylko moje zdanie. Kilka znajomych osób, które już zdążyły ją obejrzeć, także ją tak określiło. A przecież wojna, jej obrazy nie mogą być piękne – więc szybko cofam to słowo. Dziwi dopisek przy wejściu na wystawę: „Wszystkie fotografie przedstawiają rzeczywiste, niearanżowane sytuacje i wydarzenia”. Wydawało mi się, że to rozumie się samo przez się. Ale może właśnie trzeba to doprecyzować.

***

Wojciech Grzędziński: To są zdjęcia informacyjne, opisujące i pokazujące rzeczywistość. Razem z fenomenalnymi tekstami Pawła Reszki stanowią w pewnym sensie dawną formę opowiadania historii. Dawną, bo dzisiaj nie ma jej w prasie. Wystawa jest opowieścią, dokumentalnym zapisem wojny w Ukrainie, od początku konfliktu w 2014 r. – co odzwierciedlone jest w tekstach Pawła. Moje zdjęcia zaczynają się od 2016 r., aż do końca kwietnia bieżącego roku.

To podróż przez wojnę i powtarzalność tych historii. Niezależnie od czasu i miejsca, w którym się wydarzają, opowiadają ciągle o tym

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Fotografka jak żadna inna Fotografka jak żadna inna
i
fotografia: Maria Lubomirska, Sestri Levante, Włochy, 1908; ze zbiorów rodziny Morawskich
Opowieści

Fotografka jak żadna inna

Joanna Kinowska

Właśnie odkurzono archiwa Marii Lubomirskiej. Zeskanowano negatywy oraz odbitki, dzięki czemu ukazał się nowy prywatny mikrokosmos. Z takich ukrytych w skrzyniach światów utkana jest historia fotografii.

Zdjęcia odnalazła rodzina. To trochę więcej niż prywatne fotografie, a trochę mniej niż retrospektywa twórczości mistrzyni fotografii tamtych czasów. Fotografie wyglądają na wykonane spontanicznie na własny użytek, mogły więc się zapodziać w domowych archiwach, nie zwracając większej uwagi. Na strychu, w skrzyniach, pudłach, pudełkach, teczkach. Pod grubą warstwą kurzu. Albo tkwiły w salonach, tyle że ukryte w albumach czy starych książkach. Może czasem nawet ktoś tam zajrzał, chciał wskazać kogoś z przeszłości, zbłądzić wspomnieniem. Taką przeszłość zwykle ogląda się przy okazji pogrzebów czy innych uroczystości. Pewnie te zdjęcia wydawały się zbyt zwykłe, żeby je pchać w świat. Kogo to może interesować? Jaką to ma wartość?

Czytaj dalej