Człowiek nie powinien pracować. Istnieją na to setki argumentów. Pomyślmy choćby o stresie i chorobach wątroby. Zawsze inspirowali mnie Aborygeni. Aby zaspokoić wszelkie życiowe potrzeby, lud ten pracuje wyłącznie cztery godziny dziennie – przez resztę czasu oddaje się metafizycznej medytacji.
Niestety, nigdy nie potrafiłem wiernie ich naśladować. Przede wszystkim nie umiałem zrezygnować z odzieży (co przyznaję z pewnym wstydem).
Niemniej to właśnie Aborygeni są odpowiedzialni za moją decyzję, by zostać milionerem. I bardzo dobrze to powiedziałem: decyzję, ponieważ w gruncie rzeczy była to kwestia decyzji, a nie wykształcenia czy jakiejś ogólnej smykałki do interesów.
Mój sekret, jeśli mogę tak powiedzieć, polega na tym, że zamiast posługiwać się zwykłymi kartami płatniczymi, używam po prostu kart tarota.
− Płaci pan zbliżeniowo?
− A jakże – odpowiadam.
Widząc moje szaleństwo, widząc, ile czasu poświęcam każdego dnia na wizyty w butikach, u jubilerów lub w portach morskich, gdzie handluję przede wszystkim z weneckimi kupcami, moi przyjaciele (głównie z ruchu socjalistycznego) często mawiają, że mi odbiło, że zgłupiałem.
Jest w tym pewna racja, bo rzeczywiście najczęściej płacę „pierwszą” kartą talii, czyli Głupcem.
A jednak bardzo sobie to wszystko chwalę i niczego nie żałuję.
Oto na przykład kilka dni temu na ulicy wdałem się w rozmowę z grupą cudzoziemców. Nie potrafiłem się opamiętać i zapytałem, czy nie mogliby mi czegoś sprzedać. Zgodzili się. I co się okazało? Kupiłem nieśmiertelność.