Urodzony w 1927 r. Wassilij Bułakow jako dziecko intensywnie marzył o wyprawie na biegun północny, ale wchodząc w dorosłość, zapomniał o tym marzeniu i został księgarzem. Gdy skończył 22 lata, zasadnicze zadowolenie z życia przerwała przypadłość, którą początkowo określał mianem pecha: każda zakupiona przez niego książka miała litery, które w nocy ulegały wymieszaniu. Lektura nigdy nie przypominała tej z dnia wczorajszego. Wassilij był amatorem literatury pięknej: wspomniana przypadłość szybko doprowadziła do jego lęku przed zmierzchem. Jeśli nie przeczytał danej powieści w ciągu jednego dnia, nie przeczytał jej nigdy. Znał wiele opowiadań, ale najważniejsze dzieła Dostojewskiego i Tołstoja pozostawały poza jego zasięgiem. Kompromitowało go to w księgarskim środowisku. Interes coraz gorzej prosperował.
Po przekroczeniu 30. roku życia pomieszanie liter nie dotyczyło już tylko produkcji literackiej, ale każdego tekstu, który wpadł mu w ręce. Rozkłady jazdy, książki telefoniczne, wyciągi z banku, rachunki za gaz, za węgiel – wszystkie te sekwencje znaków, należąc do niego, miały układ jednodniowy. Bułakow zaczął gwałtownie trenować swoją pamięć, w czym osiągnął dobre rezultaty, ale nadal nie był w stanie pomieścić w sobie informacji, których wymagało codzienne życie.
Po przekroczeniu przez niego czterdziestki zaczęły znikać całe stronice tekstów, zostawały tylko fragmenty, porozrzucane chaotycznie, niewymawialne akapity. Gdyby nie pomoc rodziny, nigdy nie zapłaciłby rachunku, czynszu, nie stawiłby się o odpowiedniej porze w urzędzie.
Z trwogą świętował 50. urodziny. Trafnie przewidział, co nastąpiło w poranek po mocno zakrapianym jubileuszu: każda stronica, którą posiadał, była biała i niezapisana. W nagłym błysku olśnienia niezapisane kartki przypomniały mu o dziecięcym marzeniu pokonywania nieskończonych, pokrytych śniegiem przestrzeni. Doprowadziło to do ważnego postanowienia.
W grudniu 1977 r., zakutany w futra i z grubą czapą na głowie, opuścił swoje moskiewskie mieszkanie. Po raz ostatni widziano go w marcu 1978 r. w norweskiej wsi Sandland i słuch po nim zaginął. Wiadomo tylko, że w grudniu tego samego roku wszystkie strony jego księgozbiorów znów zostały pokryte drukiem.