Humanistyczna apokalipsa Humanistyczna apokalipsa
Doznania

Humanistyczna apokalipsa

Dariusz Kuźma
Czyta się 3 minuty

Fleabag wróciła. Od emocjonalnie druzgocącego – aczkolwiek zakończonego ciepłym i szczerym uśmiechem pewnego bankowca – finału pierwszego sezonu minęło 371 dni, 19 godzin i 26 minut. Zastajemy protagonistkę oszołomioną i krwawiącą obficie z nosa w toalecie eleganckiej restauracji. Obok niej siedzi, także zakrwawiona, anonimowa kelnerka. Męski głos dopytuje zza drzwi, czy może pomóc. Fleabag doprowadza się do ładu, pozbywa wyrazu rezygnacji, kieruje oblicze w kierunku kamery i z typową dla siebie miną wiecznego chochlika oznajmia widzowi, że sezon drugi będzie historią miłosną. Cięcie. Biały tytuł na czarnej planszy. W tle rozkręca się kasandryczny chór. Cięcie. Cofamy się do początku wieczoru, gdy nikt jeszcze nie broczył krwią. Ujęcie na monologującą Fleabag, wyjaśniającą, co wszystkich w to miejsce przywiodło. Sekundy później premierowy czarny gag. Pierwsze pięć minut odcinka: żarty z alkoholizmu, powołania kapłańskiego, masturbacji, pedofilii. Oto nowa odsłona humanistycznej apokalipsy Phoebe Waller-Bridge (autorki i głównej aktorki Fleabag), jednego z najlepszych seriali ostatnich lat.

„Fleabag”, reż. Tim Kirkby, 2 sezon, 2019
„Fleabag”, reż. Tim Kirkby, 2 sezon, 2019

Drugi sezon ma z perspektywy (anty)bohaterki wiele cech apokalipsy. Z jednej strony ojciec, z którym po śmierci mamy straciła emocjonalny kontakt, zaręcza się z jej znienawidzoną matką chrzestną, ekscentryczną artystką, która zawsze stara się odczuwać mocniej od innych. Z drugiej zaś zrozpaczona po tragicznej śmierci przyjaciółki, odrzucona przez siostrę Fleabag zakochuje się w katolickim księdzu (wybitny Andrew Scott), który zauważa ją taką, jaka ona jest, a nie jaką widzą ją inni. Do tego stopnia, że duchowny dostrzega w kobiecie zmianę, gdy ta burzy czwartą ścianę i dzieli się z widzem swoimi refleksjami. Fleabag musi konkurować z samym Bogiem, co daje Waller-Bridge okazję do kilku zaskakujących skeczy, ale pozwala też ukazać rozwój emocjonalny bohaterki, która po utracie dwóch bliskich kobiet zamknęła się w sobie. Fleabag dojrzewa, by pogodzić dwie połówki swojej osobowości – znaną tylko widzom inteligentną, pewną siebie, samoświadomą babkę oraz roztargnioną, szukającą zapomnienia w seksie kobietę, którą inni ludzie postrzegają jako pustą prowokatorkę.

Kokieteryjną zapowiedź Fleabag z prologu sezonu należy interpretować nie tyle jako opowieść o romantycznych perturbacjach poszukującej bliskości kobiety i doświadczonego przez los księdza, ile historię różnych rodzajów miłości. Męsko-damskiej, siostrzanej, rodzicielskiej, toksycznej, przyjacielskiej, cielesnej, platonicznej, a nade wszystko – miłości do samej/samego siebie. Ta ostatnia, a raczej jej brak, przewija się w tle różnych spotkań i rozmów. W wyznaniu ojca Fleabag, że jego zmarła żona wiedziała, jak być osobą ciepłą i życzliwą, a jemu pozostaje tylko zgadywać. W monologu pewnej bizneswoman (gościnny występ Kristin Scott Thomas) o bólu kobiecości i wyzwalającej menopauzie. W przejmującym kazaniu księdza, który znalazł ratunek od alkoholu i chaosu spraw doczesnych w byciu dla kogoś innego moralną podporą. Problemy z samoakceptacją naznaczają wszystkie postacie Fleabag i stanowią wytrych do lepszego ich zrozumienia; do uświadomienia sobie, że humor i sarkazm przeważnie zasłaniają strach przed emocjonalnym obnażeniem, a popisywanie się przed nieznajomymi kryje często niespełnioną potrzebę bliskości.

„Fleabag”, reż. Tim Kirkby, 2 sezon, 2019
„Fleabag”, reż. Tim Kirkby, 2 sezon, 2019

W tym tkwi clou dzieła Waller-Bridge. Dzięki charyzmatycznej bohaterce oraz scenariuszowi obfitującemu w trafne komentarze dotyczące ludzkiej natury i seksualności Fleabag bywa przeraźliwie zabawny. Daleko mu jednak, wbrew powszechnej opinii, do miana serialu komediowego. To raczej telewizyjny ekwiwalent sztuk i filmów Martina McDonagha, na czele z Trzema billboardami za Ebbing, Missouri, gdzie poczucie humoru jest środkiem do zaglądania pod maski, które ludzie zakładają, by ukryć ból, zagubienie, poczucie nieprzystawalności do otaczającego świata. Phoebe Waller-Bridge przygląda się swoim bohaterom równie intensywnie, ukrywając wszelkie refleksje pod warstwą werbalnych atrakcji i zabawy z możliwościami języka wizualnego. Po części z tego powodu, że wie, iż osłodzenie gorzkiego posmaku Fleabag ułatwi jego przełknięcie, a po części dlatego, że taki jest po prostu jej autorski styl. Brytyjka nie dała się stłamsić uśredniającej branży telewizyjnej. Zachowała w swoich kreacjach samą siebie, a obecnie, dzięki Fleabag oraz Obsesji Eve, jest za to hołubiona na całym świecie. Brawo.
 

Czytaj również:

Romeo i Julia z jerozolimskiego sztetlu Romeo i Julia z jerozolimskiego sztetlu
Przemyślenia

Romeo i Julia z jerozolimskiego sztetlu

Miłada Jędrysik

Shtisel to opowieść na czasy, w których próby przywrócenia dawnych restrykcyjnych norm społecznych zwykle kończą się źle. W izraelski serial o nieszczęśliwej miłości wkręciła się – ku swemu wielkiemu zdumieniu Miłada Jędrysik.

Oni się kochają, ale przeciwko ich związkowi są obie rodziny. Brzmi znajomo, ale to nie jest historia zwaśnionych rodów. Rody nie miałyby nic przeciwko, ale takie małżeństwo po prostu nie spodobałoby się tam, na górze. Bo on jeszcze nie ma trzydziestki, a ona jest 10 lat starsza i pochowała dwóch mężów. W ortodoksyjnej żydowskiej społeczności zamieszkującej Geulę, dzielnicę Jerozolimy, małżeństwa muszą zostać skomponowane tak, żeby miały jak największe szanse na harmonijne trwanie. Skomponowane – bo zadanie dobrania męża i żony należy do swata lub swatki. To zbyt poważna sprawa, żeby pozostawić ją romantycznym złudzeniom młodych. No więc on, Akiwa, grany przez błękitnookiego Michaela Aloniego, zakochuje się w Eliszewie (w tej roli filmowa gwiazda Ajjelet Zurer). To dwoje pięknych izraelskiego kina, a tu on chowa się za pejsami, rzadką brodą i tym śmiesznym, za małym (zapewne tylko z naszego punktu widzenia, pannom z Geuli się to podoba) kapeluszem, ona pod sztywną peruką i spódnicami ledwo ponad kostkę. Czy dalej są piękni? Oczywiście. Tam nie ma niepięknych postaci – owdowiały ojciec Akiwy rabin Szulem, ze swoim wielkim brzuszyskiem i okruszkami jedzenia w rozłożystej brodzie, jego trochę za tłusty syn Cwi Arie, emablowane przez Szulema w celach gastronomicznych 60-latki w czepkach nietwarzowych tak bardzo, że aż boli; oni wszyscy jakoś rozczulają. Przy czym nie jest to rozczulenie tkliwe i łzawe. „Tam jest takie ciepełko” – powiedziała kiedyś przyjaciółka o pewnej znajomej rodzinie. W tym serialu jest właśnie takie ciepełko. Pewnie dlatego, że oni wszyscy – Akiwa, jego bracia, siostry, wujkowie, babcia – to dobrzy ludzie. Zwykli ludzie.

Czytaj dalej