Pierwszą „zimową” budowlą, która przychodzi nam do głowy, jest oczywiście igloo.
Jego nazwa pochodzi z języka inuktitut i oznacza „dom”. To kopułowa konstrukcja z wyciętych prostopadłościennych bloków śnieżnych. Bloki są cięte „na oko”, a doświadczony innuicki budowniczy potrafi skonstruować igloo w zaledwie kilka godzin. Rdzenni mieszkańcy terenów podbiegunowych mieszkają w ten sposób od setek lat. Kiedyś igloo służyło za schronienie w zimowych miesiącach, dzisiaj buduje się je tylko na potrzeby dłuższych polowań na otwartym polu. Gdy temperatura powietrza spada do –30 czy nawet –40°C, wewnątrz śnieżnego domu utrzymuje się na poziomie 0°C. Gdy w końcu konstrukcja igloo okrzepnie, a lód pokryje jego kopułę, struktura stanie się na tyle wytrzymała, że będzie można po niej chodzić. Warto też zauważyć, że igloo jest jedną z niewielu na świecie konstrukcji łukowych, która nie potrzebuje oddzielnego podparcia w trakcie budowy.
Bardziej prymitywną, ale nie mniej wytrzymałą budowlą jest tzw. quinzee. Jego nazwa pochodzi z języka atabaskańskiego, którym posługuje się wiele rdzennych plemion Ameryki Północnej. Quinzee to kopiec śnieżny o okrągłej podstawie, w którym drąży się dającą schronienie jamę. W porównaniu z igloo potrzebuje mniejszego nakładu sił i inżynierskiej myśli, ale i ta konstrukcja rządzi się swoimi prawami – nie można podejść do kolejnych czynności bez przygotowania. Warto pamiętać o tym, że nie powinno się budować quinzee, gdy temperatura jest bliska 0°C. Ryzykuje się wtedy, że śnieg nie będzie wystarczająco wytrzymały i zbity, więc wydrążony kopiec – jeżeli w ogóle uda się go zbudować – zwali się, zasypując nas w środku. Warto też kopać w dwie osoby, by jedna mogła zbierać śnieg wydobywany przez drugą.
Znajomość techniki budowania quinzee jest niezbędna dla wszelkiej maści survivalowców, którzy doprowadzili tę sztukę do perfekcji. Rząd Szwecji już w latach 90. stworzył specjalny program ćwiczeń dla młodych kadetów – umiejętność wzniesienia tego rodzaju schronienia stała się nie tylko podstawą do zaliczenia kursu, ale przede wszystkim szansą na przeżycie pięciodniowego treningu na podbiegunowych terenach kraju bez prowiantu, wody i sprzętu pomocniczego.