„Dwa wielkie domy w uroczej Weronie…” Nie, nie, chwileczkę, przecież to miasto S. (województwo z.), gdzie jeden dom jest rzeczywiście pokaźnych rozmiarów, ale pozostałe to li tylko przytulne gniazdeczka, dla swej małości tym jednak istotniejsze! Przedstawiona poniżej historia wydarzyła się naprawdę, słowo daję.
Dramatis personae:
LUCJAN – zziębnięty renowator
WANDA – obrończyni przyrody
ROMEK – szef budowlańców
SKÓŁKA – szefowa jaskółek
SĘDZIA – szefowa wszystkich
CHÓR BUDOWLAŃCÓW – głosy niskie
CHÓR JASKÓŁEK – wręcz przeciwnie
SCENA 1
Dom jednorodzinny na obrzeżach miasta, wokół drzewa, krzewy – natura w rozumieniu ustawy, choć wyciszona i bezlistna, bo w samym środku mrocznej jesieni. Pod spadzistym dachem budynku widać mnóstwo pustych jaskółczych gniazd.
Drzwi wejściowe otwierają się, w środku widzimy LUCJANA. Starszy pan siedzi na fotelu, ukryty pod stertą koców. W przerysowany (wręcz teatralny!) sposób dygocze z zimna.
LUCJAN: Brr! Dopiero październik, a ja już ledwie żyję. Przyjdzie mróz, to wszystkie zęby mi wypadną od szczękania. Do ciepłych krajów bym się wybrał, zimę przezimować, ale cóż, kiedy renty nie starczy. No nic. Trzeba zastosować inne metody. (chwyta telefon, wybiera numer) Halo, panie Romku! Niech no pan zgarnie swoich chłopców i przyjedzie mi izolację na ścianach położyć i elewację zrobić porządną.
Zagrzebuje się głębiej, tak że spod koców łypią jedynie jego oczy. Z zewnątrz daje się słyszeć warkot silnika, głosy robotników, odgłosy wytężonej pracy.
ROMEK: (puka, wchodzi do środka) Panie Lucjanie, przepraszam najmocniej… Mamy problem.
CHÓR BUDOWLAŃCÓW: Kto gniazd jaskółczych mnóstwo ma pod dachem, o renowacji może tylko marzyć! Przecież warunki są niesanitarne! Biada ci, biada, zmarznięty człowiecze!
ROMEK: No, jak chłopcy mówią, nie ruszymy ze styropianem, póki te domki z błota tam wiszą u pana.
LUCJAN: (niepewny) Domki z błota. Domki z błota… (marszczy brwi) Przytulne domki, miłe… ciepłe… cieplutkie… z doskonałą izolacją… (teraz już całkiem wrednie) Który dzisiaj dzień, panie Romku?
ROMEK: Koniec miesiąca…
CHÓR BUDOWLAŃCÓW: Lada dzień nowember!
LUCJAN: (zaciera ręce) Doskonale! Dajcie mi, panowie, trochę czasu. Odezwę się, kiedy… (złowieszczo) rozwiążę problem.
SCENA 2
Błękit nieboskłonu. Na jego tle tańczą tanecznice – stado jaskółek powiększa się z każdą chwilą, gdy dołączają do niego kolejne ptaki.
CHÓR JASKÓŁEK: Hej, siostrzyczki, braciszkowie! Z dalekich wracamy stron do kraju bociana i orła! Cik, cik, cik! Z Konga, Tanzanii, Kenii! Cik, cik, cik! Z Somalii, Etiopii, Sudanu! Cik, cik, cik! Z Wietnamu, Kambodży, Tajlandii! Piękne miałyśmy wakacje! Piękne niesiemy w piórkach wspomnienia. Wiele sobie będziemy opowiadać nawzajem, gdy już zajmiemy miejsca bezpieczne w domkach naszych… w Polsce! Ale cyt, oto pierwsza z nas…
SKÓŁKA: Kochane, lećcie za mną! Nie zmylimy szlaków powietrznych!
Scena 3
Stado jaskółek ze SKÓŁKĄ na czele dociera do domu LUCJANA. Ściany budynku obłożono styropianem, po gniazdach nie ma śladu.
CHÓR JASKÓŁEK: Ale jak to tak? Ale co tu tak?
SKÓŁKA: Może jednak zmyliłyśmy te nieszczęsne szlaki. Oblećmy dom, a nuż gniazda są z tyłu…
Oblatują wielokrotnie.
CHÓR JASKÓŁEK: Gdzie skrzydła zmęczone złożymy? Gdzie przygładzimy ogonki?
SKÓŁKA: Cik, cik, cik! Tylko bez biadolenia mi tu! Zbudowałyśmy raz, zbudujemy znowu. Co jak co, błota w Polsce nie brakuje.
CHÓR JASKÓŁEK: Tak, tak! Damy radę!
SKÓŁKA: (podejrzliwie) Szczególnie że podwórko tu jakieś rozjeżdżone.
SCENA 4
LUCJAN siedzi w domu, bez koców. Za oknami piękny kwiecień. Pukanie. Wchodzi ROMEK.
ROMEK: Mamy problem.
LUCJAN: Znowu?!
ROMEK: Pan spojrzy…
Wychodzą przed dom. Trwają prace nad elewacją, ale w kilku miejscach widać zalążki nowych jaskółczych gniazd. Dwa CHÓRY stoją naprzeciwko siebie (no, jeden stoi, drugi w powietrzu tańcuje).
CHÓR BUDOWLAŃCÓW: Ot, nowy problem ponad nasze siły. Co mamy robić, panie kierowniku?
CHÓR JASKÓŁEK: Cik, cik, cik! Wynocha, śmierdziuchy! Cóż nam jeden dom ludzki, kiedy o los całego stada idzie, kiedy schronień dziesiątki wznosimy właśnie z ziemi polskiej?
Robotnicy próbują tynkować. Jaskółki śmigają od kałuży błota pod dach i z powrotem. Widać, że idzie im sprawniej, bo wszystkie pracują jednocześnie, podczas gdy większość robotników świętym zwyczajem zawsze stoi na dymku.
LUCJAN: Spokojnie, panowie. Mam już doświadczenie. Idźcie do domu, a ja odezwę się, kiedy… rozwiążę ten problem.
Ściemnienie.
SCENA 5
Kolejny dzień. Po nowych gniazdach nie ma śladu. Zamiast nich pod dachem złowrogo szeleszczą na wietrze sznurki z doczepionymi kawałkami folii. Jaskółki kołują skonfundowane.
CHÓR JASKÓŁEK: O, nie! Cik, cik, cik! Cóż za złowrogie szeleszczenie! Nijak nie damy rady się tu osiedlić.
SKÓŁKA: E tam, siostry! Patrzcie tylko!
Podlatuje, przysiada na sznurku.
CHÓR JASKÓŁEK: Dzielna nasza przywódczyni! Ale co z tego, skoro po nocy cała nasza praca znów obrócona wniwecz? Mamy się tak ganiać z gospodarzem, kołować w koło Macieju?
SKÓŁKA: Rzeczywiście, niewesoła perspektywa. Ale chyba wiem, jak można… rozwiązać ten problem.
SCENA 6
Pukanie do drzwi LUCJANA.
LUCJAN: Tak, kto tam?
WANDA: Dzień dobry panu, jestem Wanda, pracuję w Wydziale Ochrony Przyrody. Mam dla pana złe wieści.
LUCJAN: Kolejne? Jakoś nie jestem już zdziwiony…
WANDA: Otrzymałam zgłoszenie, że niszczy pan siedliska chronionych gatunków ptaków…
LUCJAN: Zgłoszenie? Od kogo?
WANDA: Nie wiem. Anonimowe. Głosik, pamiętam, cokolwiek piskliwy…
LUCJAN: Wszędzie szpiedzy, nikomu nie można ufać.
WANDA: Widziałam na własne oczy stadko spłoszonych jaskółek nad pana domem. I ślady po gniazdach. Sporządziłam notatkę, mam zdjęcia, protokół. Nie ujdzie to panu płazem!
LUCJAN: Co najwyżej ptakiem…
WANDA: Bokiem to panu wyjdzie, o!
SCENA 7
LUCJAN i WANDA w sądzie, po przeciwnych stronach stołu. SĘDZIA tradycyjnie zajmuje miejsce na środku. Ma w sobie coś ptasiego, siedzi przykucnięta na żerdzi, choć gra ją oczywiście człowiek. Miejsca dla publiczności na sali sądowej zajmują oba CHÓRY.
WANDA: Jaskółki oknówki podlegają ochronie! Zgodnie z ustawą usuwanie lub uszkadzanie ich gniazd jest zakazane…
SĘDZIA: Co pozwany na to?
LUCJAN: Gniazda usuwałem, rzeczywiście.
CHÓR JASKÓŁEK: Cik, cik, cik!
LUCJAN: Ale po pierwsze działałem poza okresem ochronnym – między połową października a początkiem marca – a po drugie robiłem to z przyczyn sanitarnych. Ustawa przewiduje taki wyjątek. Wszystko wpisałem do dziennika budowy. (z naciskiem) A później już żadnych gniazd nie tknąłem choćby palcem!
Niespodziewanie otwiera się okno sali sądowej. Do środka wlatuje SKÓŁKA, ubrana bardzo formalnie – ma na sobie frak z długimi połami, a pod skrzydłem walizkę. Siada na stole obok WANDY.
SKÓŁKA: Oczywiście, że usuwał! Ja, Skółka, wiem to najlepiej. Mamy zgromadzony materiał fotograficzny. Moje stadko budowało gniazda przez cały kwiecień i większość maja, o, proszę spojrzeć, wskazuję dziobem.
LUCJAN: (niewzruszony) W trakcie wykonywania elewacji nie było nowych gniazd. Ślady są już po tych usuniętych zimą.
SĘDZIA: Nie, panie Lucjanie. To mi wygląda na świeżą robotę.
WANDA: Znam się na tym, potwierdzam. Zajmuję się przyrodą.
SKÓŁKA: A ja jestem ekspertką od gniazd i tym bardziej potwierdzam!
WANDA i SKÓŁKA przybijają międzygatunkową piątkę.
SĘDZIA: Nie powie pan, że nie usuwał niczego latem…
LUCJAN: (triumfalnie) A i owszem, usuwałem. Usuwałem materiał, ale nie gniazda!
Wszyscy w szoku.
SKÓŁKA: A to jest niby różnica?
SĘDZIA: (strapiona nieco) Rzeczywiście, z dziennika budowy i zebranej dokumentacji wynika, że oskarżony „utrudniał jaskółkom budowę gniazd”… choćby tym swoim sznurem szumiącym husarsko… Ale utrudnianie budowy to przecież jeszcze nie niszczenie.
LUCJAN: Gdyby ustawodawca chciał wprowadzić zakaz wieszania sznurków, dodałby odpowiedni artykuł. Mam rację?
SĘDZIA: Powiem tyle: na gruncie obowiązujących przepisów trudno przyjąć, by gniazdo w budowie było już gniazdem.
SKÓŁKA: Wspaniały niuans ludzkiego prawa, Wysoka Sędzio, nie ma co. Nawet ciknąć szkoda. A co z zakazem płoszenia lub niepokojenia zwierząt w miejscach noclegu? O, tu go wpisano, pozwoli sędzia, że dziobem wskażę, w rozporządzeniu ministra środowiska.
LUCJAN: A od kiedy to jaskółki nocują w niegotowych gniazdach?
SĘDZIA: Rzeczywiście. (uderza młotkiem) Pan Lucjan jest niewinny. Wyrok wydany, koniec postępowania!
SKÓŁKA: (do CHÓRU JASKÓŁEK) Bardzo mi przykro, kochane siostrzyczki…
SĘDZIA: (do publiczności) Wiedzą państwo co? Mnie też jest przykro. I części z państwa pewnie też. I – co kluczowe – naprawdę przykro jest również autorowi tej sztuki!
Ogólne zaskoczenie.
SĘDZIA: Dlatego zamierzam zerwać pęta czasu i przestrzeni, nagiąć literę prawa w imię ducha praw i znaleźć rozwiązanie dobre dla wszystkich zainteresowanych… Bum!
Dramatyczne zgaśnięcie świateł.
SCENA 8
Kolejna zima. LUCJAN siedzi na fotelu w swoim dobrze zaizolowanym domu. Pod sufitem, w rogach pomieszczenia, widać gniazda jaskółek. Ptaki tańcują w powietrzu nad jego głową.
SKÓŁKA: Jak dobrze, że mamy teraz ciepły dom!
LUCJAN: (zgryźliwie) Tak, ciepły i zatłoczony… (zwraca się do publiczności) „Dobre dla wszystkich zainteresowanych”, też mi… Przecież tak naprawdę to mnie uniewinniono! I tyle! Innymi słowy, jak mówi poeta: „Nie! To nie tak było…”.
CHÓR JASKÓŁEK i CHÓR BUDOWLAŃCÓW: „Ale tak jest!”.
CHÓRY padają sobie w objęcia. Padnijmy więc i my. Kurtyna.