Józef Opalski, znany szerzej jako Żuk (kresowe zdrobnienie od imienia Józef, którym nazywano również Piłsudskiego), to żywa strasząca w Krakowie legenda, twórca teatralny, animator ZASP-u, wykładowca krakowskiej AST, a kiedyś UJ-otu. Zresztą kim on nie był – i w Starym Teatrze, i w Operze Krakowskiej, i w Teatrze Słowackiego, i na włoskiej emigracji… Pisał również dla „Przekroju”. Czasem się mówi, że wszyscy w teatrze polskim to uczniowie Lupy. A kto uczył Lupę? No właśnie.
Maciej Stroiński: Kochany Żuku, jeżeli tak mogę mówić: gdy się umawialiśmy, że porozmawiamy, powiedziałeś, że pracujesz, nagrywasz aktorów, a w ogóle to masz fryzjera. Odpowiedź godna najprawdziwszej gwiazdy! Pozwól, że zapytam, nad czym obecnie pracujesz i jak to było obciąć włosy pierwszy raz od epidemii?
Józef Opalski: Oczywiście, że możesz tak mówić. Kropka. Zgodziłem się na tę rozmowę, ale jeśli zaczniesz ją prowadzić w twoim stylu, który czasem jest zabawny i inteligentny, a czasem w ogóle nie rozumiem, o czym piszesz – rzucę w ciebie komputerem. Mam nadzieję, że trafię, i będziesz miał „teatr nowoczesny”.
Fryzjer… To nie jest prosta sprawa. Lubię być dobrze ostrzyżony, więc fryzjer to także sprawa światopoglądu. Przywiązuję się do ludzi i do miejsc. Kiedyś miałem swojego ulubionego fryzjera w Neapolu, od lat mam w Krakowie. Pan Artur z Kazimierza jest nie tylko wspaniałym profesjonalistą, superprzystojnym facetem i ma niezwykły personel, ale na dodatek – biedny! – połknął przeze mnie bakcyla teatru. I to do tego stopnia, że nawet przyjechał na moją ostatnią premierę do Gdyni. Chodzę teraz do Artura (przy zachowaniu wszelkich ostrożności, bo się boję) jak do najbliższych przyjaciół. Zresztą u fryzjera można się dowiedzieć „wszystkiego”. A jestem ciekawy świata z każdej strony…
Pracy mam trzy razy więcej niż zazwyczaj. Wszystkie te online’y (studenci, konferencje, spotkania, projekty…) spowodowały, że mój kręgosłup szyjny daje o sobie znać. Z powodów oczywistych piszę np. recenzje z przedstawień dyplomowych w AST, oglądając je na nagraniach. Co ciekawe, kolejny student AST został opanowany przez operę. Wyreżyserował (bardzo dobrze) na dyplom Giove in Argo Lottiego, kompozytora właściwie zapomnianego (1666–1740), który pisał też utwory dla późniejszego króla Polski Augusta III. W swoim czasie Lotti był bardzo popularny (skomponował 23 opery!). Teraz student Szymon Komarnicki pisze u mnie pracę o Billym Buddzie, ale – o operze Brittena. Po Karolinie Sofulak i Przemku Klonowskim to kolejny w ostatnich latach student, który nie może żyć bez opery. Tak jak, znany ci doskonale, Piotr Kletowski, który też stał się operomanem, co się zowie.
To ciekawe, że wiel