Kobieta z kamyczkiem w sercu Kobieta z kamyczkiem w sercu
i
zdjęcie: Wojciech Plewiński
Opowieści

Kobieta z kamyczkiem w sercu

Ewa Pawlik
Czyta się 15 minut

Ani kociak, ani superkobieta: skromny, kulturalny Jan Kamyczek. Czytelnicy nie zawsze wiedzieli, że tak naprawdę to nie on, ale ona, Janka Ipohorska. 

Nie chciała nim zostać. Pomysłodawcą rubryki „Demokratyczny savoir-vivre” był znakomity krytyk muzyczny, publicysta i bon vivant, Jerzy Waldorff. „Rób to, Żansiu, rób!” – nalegał. – Broniła się: „Ze skromnego domu jestem, nie mogę!”. – „To dobrze! – nie odpuszczał. – Przecież hrabiny bym o to nie poprosił!”.

Marian Eile, redaktor naczelny, wymyślił pseudonim, dając jej możliwość wyboru pomiędzy Janką Myczek a Janem Kamyczkiem. Przez pierwsze sześć miesięcy Waldorff starał się jej pomagać, ale właściwie raczej przeszkadzał. Janka uważała wiele z jego rad za chybione i w końcu zaczęła redagować rubrykę sama. 

„Demokratyczny savoir-vivre” i jego wpływ na kształtowanie się społeczeństwa w powojennej Polsce doczekały się szeregu opracowań i publikacji naukowych.

Listy czytelników i Kamyczkowe na nie odpowiedzi wydawane były i wznawiane kilkakrotnie w Polsce i w krajach bloku wschodniego jako Grzeczność na co dzieńSavoir-vivre dla nastolatków

Złe czasy, dobre wychowanie

Rubryka powstała w 1947 r. Pierwszy raz pojawiła się w 91. numerze tygodnika. Początkowo była czymś pomiędzy cyklicznym poradnikiem obyczajowym a rubryką humorystyczną. Dopiero dwa lata później stała się „skrzynką odpowiedzi na listy”. Do redakcji napływały ich setki. Dość powiedzieć, że co tydzień wypełniały wannę – redakcja mieściła się wówczas w zwykłym, niewielkim zresztą, mieszkaniu. 

„Że wtedy, w tych pierwszych kilkunastu latach po wojnie kompletnie nie schamieliśmy i nie skretynieliśmy, zawdzięczamy w dużej mierze Kamyczkowi” – pisał po latach Waldorff. 

Rysunek autorstwa Janki Ipohorskiej (1950 r.)
Rysunek autorstwa Janki Ipohorskiej (1950 r.)

Zmieniła się przecież całkowicie struktura społeczna. Spora część przedwojennej inteligencji nie przeżyła wojny albo pozostała na Zachodzie. Ziemiańskie, inteligenckie pochodzenie eliminowało z gry o posadę lub miejsce na wyższej uczelni. Przyszłość należeć miała do klasy robotniczo-chłopskiej, błyskawicznie pnącej się w górę społecznej drabiny. 

Pochodzące z innej epoki wytyczne bon tonu nijak się miały do rzeczywistości. Ludzie byli zagubieni. Już negowali właściwe sobie dotąd normy grzecznościowe, ale jeszcze nie przyswoili i nie poznali nowych. W wielopiętrowych blokach na miejskich osiedlach zdarzały się trzydniowe wiejskie wesela. W dzielonych często przez kilka rodzin mieszkaniach wybuchały mikrowojny. 

Zamiast elitarnych trzeba było

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Lekko! Pismo robi się lekko Lekko! Pismo robi się lekko
i
zdjęcie: Wojciech Plewiński
Doznania

Lekko! Pismo robi się lekko

Ewa Pawlik

Według Mariana Eilego, twórcy „Przekroju”, to miało być „jedyne takie pismo na 800 mln Słowian”. Tworzenie każdego numeru było dla niego bardziej przyjemnością niż pracą. 

Reakcja jest zawsze ta sama: „Pamiętam!”, „Ciocia kupowała!”, „Tata czytał!”, „A tak, Filutek! Ostatnia strona!”, „Te krzyżówki!”. Każdy zna, większość czytywała, wszyscy pamiętają. Ukazywał się tydzień po tygodniu przez 68 lat. Czytywały go całe rodziny, wszystkie pokolenia. Pisywali do niego wybitni dziennikarze, pisarze, poeci. Wielu trafiło na listy lektur szkolnych, a dwoje – Miłosz i Szymborska – na listę laureatów Nagrody Nobla. Instytucja. Zjawisko. Fenomen. A za tym wszystkim on – niepozorny starszy pan. Elegancki, na każdym zdjęciu krawat i papieros w szklanej lufce, niekoniecznie uśmiech. Idealny everyman, znaków szczególnych – brak.

Czytaj dalej