Pokora polega na tym, że wiesz, na co cię stać. Nie wyobrażasz sobie siebie ani większym niż jesteś, ani mniejszym. Wiesz, co umiesz i wedle tego pracujesz – jak umiesz najlepiej – z Wojciechem Bonowiczem, pisarzem, poetą i autorem książki „Tischner. Biografia” rozmawia duet Bibliocreatio.
Bibliocreatio: Porozmawiajmy o pisaniu. Czym ono dla ciebie jest?
Wojciech Bonowicz: Jest ciekawym i pięknym doświadczeniem, ale też żmudą. Musisz dużo siedzieć, rujnaujesz sobie kręgosłup, krzyż boli i właściwie, jak intensywnie pracujesz, to wszystko cię zaczyna boleć. A jednocześnie pisanie, jak każda twórczość, daje poczucie wyzwolenia. Zwłaszcza kiedy się kończy pracę i widać rezultat, nawet niedoskonały. I potem, kiedy się dostaje zwrot od tych, którzy już przeczytali. Widzisz, że to, co zrobiłeś, zaczyna działać, że wchodzi między ludzi. W literaturze nie jest najważniejsze, czy będzie odbiór, czy go nie będzie. Choć się go pragnie w naturalny sposób. Poczucie wyzwolenia daje już samo stworzenie czegoś.
Na czym polega to wyzwolenie?
Inaczej to wygląda w poezji, inaczej w prozie. W przypadku biografii czy wywiadu-rzeki jesteś z bohaterem bardzo długo. Przygotowujesz się, idziesz nagrać, spisujesz, jeszcze raz nagrywasz. Z bohaterem takim jak Tischner idziesz przez lata. Zbierasz materiały na jego temat, rozpytujesz ludzi, sięgasz do swoich własnych wspomnień, nakładasz na te wspomnienia inne. W poezji wszystko jest skumulowane, przynajmniej u mnie. Wybucha krótkim ogniem. Jak wpadniesz na to zdanie, na ten obraz, odczuwasz natychmiastowy przypływy radości! Ta mała forma jest taka kruchutka. Ma trzy linijki czy sześć linijek, ale czujesz, że będzie działać. Nie tylko na ciebie.
Z tego, co mówisz, wynika, że pisanie jest uwikłane w ciągłe paradoksy. Naprawdę nie potrzebujesz odbiorcy?
Niby nie potrzebujesz, a nie pisałbyś, jakbyś wiedział, że nie będzie czytane. Nawet jeśli to będą dwie osoby, nawet jeśli to będzie jedna osoba. Ale będzie. Nie bardzo ufam deklaracjom pisarzy, którzy mówią, że odbiór nie ma dla nich znaczenia. Takich deklaracji jest zresztą niewiele. Wszyscy czekają na to, żeby była recenzja, żeby była reakcja. Cieszą się tym.
Jak są dobre.
Niektórzy cieszą się boleśnie. Mam znajomego, który miewał dobre recenzje swoich książek, ale nawet z tych dobrych nie był zadowolony, bo go chwalili nie za to, za co chciał być pochwalony.
A&n