Claudio Romero otwiera oczy.
Śniła mu się, jak co roku, rozprawa z Ortizem:
Rwany oddech w wyzbytym latarni zaułku,
Pot srebrny od księżyca, nóż w ręku tamtego.
Nie spuszczaj wzroku z ostrza, zaczekaj na atak,
Zrób unik i sam uderz. To musi być wrzesień,
Myśli, bo zawsze we wrześniu śni mu się ta śmierć.
Wolno siada na łóżku. Boli go kręgosłup.
Myśli: czterdzieści dwa lata, czterdzieści dwa sny.
Myśli: jak Maria Rosita (kuzynka z Milagres,
Też raz na rok go odwiedza). Sięga po telefon
Czekający przy łóżku, na ekranie przegląda
"Gońca" i "Wieści". Myśli: Ortiz, stary łotrze,
Jak ci się to podoba? Gazety w telefonie,
Który mieści się w ręku jak nóż. Dałbyś wiarę?
Ortiz wzgardliwie milczy, blaknąc z resztką snu.
Romero ciężko wstaje, plecy wciąż go bolą.
Myśli: Ortiz, odpowiedz, póki masz okazję,
Bo jeśli nie ma zaświatów, tylko we mnie istniejesz,
Zaraz po przebudzeniu, w jeden ranek września.