Jutro będę algorytmem Jutro będę algorytmem
Przemyślenia

Jutro będę algorytmem

Paulina Wilk
Czyta się 6 minut

Yuval Noah Harari należy do wąskiego grona osób, dzięki którym w XXI w. nauka stała się tak ekscytująca, jak połączenie nadchodzącego sezonu House of Cards z następnym modelem iPhone’a. Kto chce być na czasie, czyta Harariego i zapisuje się na jego internetowe wykłady.

W poprzedniej książce Sapiens: A Brief History of Humankind, która przyniosła mu status gwiazdy (200 tys. osób zaliczyło cykl jego wykładów na Massive Open Online Course, a kilka milionów obejrzało wystąpienia w seriach TED czy Google Talks), zafundował ludzkości emocjonującą podróż przez własne dzieje. Teraz, w najnowszej książce Homo Deus, postawił kropkę nad i.

Harari ma 40 lat, pochodzi z Hajfy, jest profesorem Uniwersytetu Jerozolimskiego. Specjalizował się w historii wojen i średniowiecza. Później zainteresowały go wielkie pytania: czy historia jest sprawiedliwa, co istotnie różni ludzi od innych zwierząt i jaki wpływ na bieg dziejów wywierają religie?

Narracja Homo Deus zaczyna się teraz, a kończy – w przyszłości, którą trudno datować, bo nie wiadomo, czy homo sapiens będzie w niej uczestniczyć. Dlatego nie sposób ją sobie wyobrazić ani przepowiedzieć. Historyk futurysta wykorzystuje jednak wiedzę o przeszłości, by rozważać różne opcje i wyzwolić nas z tego, co było. Przede wszystkim z przekonania o własnej świętości.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Ostatnie 300 lat nazywa prymatem humanizmu, który nadał człowiekowi najwyższą pozycję, umacnianą przez rytualne pielęgnowanie indywidualizmu. Postęp i odkrycia sprawiły, że wojny, głód, choroby nie są już powszechnym zagrożeniem, tylko „technicznym problemem”, którego rozwiązania oczekujemy od właściwych organizacji. Populacja rośnie niezagrożona niczym dramatycznym. Z wyjątkiem katastrofy ekologicznej, której mamy szansę uniknąć. Bo im więcej problemów przynosi nasze wyrafinowane i złożone życie, tym więcej skutecznych rozwiązań wytwarzamy. Staliśmy się „grupą strażaków w świecie pozbawionym pożarów”. Jesteśmy na szczycie, nasyceni, bezpieczni. Trochę jak rozkapryszeni bogowie. Do czego mamy dążyć teraz, gdy wspierają lub wyręczają nas technologie?

Harari odpowiada bez ogródek: do nieśmiertelności. De facto robimy to od wieków, choć ukrywamy się za skromnymi potrzebami ratowania życia i leczenia. Medycyna (i kilka innych dziedzin) jest przecież historią interwencji człowieka w naturę. Odkąd wygrywamy z chorobami, przedłużamy sobie życie. W XX w. – średnio z 40 do 70 lat. Zapładniamy w laboratoriach zarodki, drukujemy kończyny w 3D i hodujemy narządy. Wszczepianie zaprogramowanych nanorobotów, które będą usuwać nowotwory i odnawiać komórki, to już nie kwestia marzeń, lecz czasu.

Nieśmiertelność – rozumiana biologicznie czy przez zastosowanie sztucznej inteligencji – jest w zasięgu naszego gatunku. Ćwiczą ją m.in. Aubrey de Grey – brodaty gerontolog immortalista, Ray Kurzweil – popularyzator teorii osobliwości, a także zamożny Peter Thiel, gotowy bez końca poddawać się zabiegom przedłużającym życie.

Współczesność okazała się transakcją, w której ludzie zyskali władzę, ale utracili ważność i znaczenie. Postęp nauki i rozwój rynku osłabiły przekonanie o byciu błogosławioną cząstką kosmicznego planu. Pozostała nam wiara w przesuwanie mety. Nieśmiertelność będzie finałowym aktem zamiany miejsc – człowieka z Bogiem.

Co potem? Tu otwierają się nieznane perspektywy. Ludzkie mózgi są dość powolnymi komputerami, wytworzyliśmy już urządzenia dużo szybsze i silniejsze. Czy jesteśmy gotowi ustąpić im miejsca? Zdaniem Harariego teraz kolej na detronizację człowieka i dominację sztucznej inteligencji.

Podczas gdy większość recenzentów wystawia mu najwyższe noty za stworzenie emocjonującej encyklopedii przyszłości, wnikliwi krytycy literatury naukowej i autorzy science fiction wytykają, że nie przepowiada niczego nowego, swoje wizje rysuje szalenie atrakcyjnie, ale ogólnikowo i zbyt łatwo zadowala się efektownymi określeniami, do tworzenia których ma niewątpliwy talent. Dla pierwszych jest popularnonaukową ikoną, dla drugich – szpanerem epoki chwytliwych, lecz powierzchownych opowieści.

Czym dokładnie budzi skrajne reakcje? Rysuje trzy możliwe scenariusze jutra, w którym homo sapiens odejdzie w cień. Po pierwsze, ludzie mogą utracić ekonomiczną i militarną przydatność – systemy obliczeniowe prześcigną nas nie tylko w wykonywaniu zadań mechanicznych, ale także tych, które na razie uważamy za zbyt złożone (jak pisanie tego artykułu).

Po drugie, możliwe, że pozostaniemy dla przyszłego ładu cenni jako masa, ale nie jako jednostki. Nastąpi krach indywidualizmu, a suwerenami staną się byty, takie jak Google albo Facebook, skutecznie zarządzające naszymi zbiorowymi zachowaniami. W takim świecie śmiercią byłoby odłączenie od systemów komputerowych.

Po trzecie, może nastąpić podział na klasy biologiczne. Powstanie elita superludzi, którzy dzięki pieniądzom zdołają udoskonalić siebie przez terapie oraz interwencje biologiczne dające im mocniejsze mózgi, zdrowsze i sprawniejsze ciała.

Harari sugeruje, że nowych religii – tych, które prowadzą na skraj naszego istnienia – warto wypatrywać nie w kościołach, ale w laboratoriach. A najlepiej w Dolinie Krzemowej. Tam podtrzymywana jest obietnica szczęścia, pokoju i dobrobytu. Tyle że nie w przyszłym, pozaziemskim życiu, lecz tu i teraz, z udziałem technologii.

Możliwości są dwie: technohumanizm albo wiara w dane, czyli dataizm. Technohumanizm będzie kontynuacją humanizmu, wykorzystaniem osiągnięć inżynierii genetycznej do umocnienia boskiej roli człowieka. Przyniesie wiarę w ulepszone umysły, w połączenia mózgów i komputerów. Zamiast homo sapiens nadejdzie homo deus. Natomiast dataizm wyrośnie z przekonania, że ludzie nie radzą sobie z przetwarzaniem danych, powinni więc przekazać kluczowe kompetencje sztucznej inteligencji i zgodzić się na jej rządy.

Harari wskazuje, że już teraz postrzegamy rzeczywistość jako zarządzanie zbiorami danych. W takim myśleniu komunizm i kapitalizm to dwa różne sposoby opracowania tych samych danych ekonomicznych, a ewolucja to tylko ciąg metod ulepszających przetwarzanie informacji zawartych w języku, pieniądzach czy piśmie. Dane są wartościowe, o ile je udostępniamy. Wolność obiegu informacji nie jest prawem nadanym człowiekowi, lecz samej informacji. Ważny jest jej ruch, wymiana. A więc nasze przeżycia i doświadczenia, niepowtarzalni, intymni my utracimy wyjątkowość przypisaną przez Nowy Testament czy filozofię liberalną.

Antropocentryczny wszechświat dobiega końca. Człowieka współczesnego zastąpi albo jego boska wersja, albo byt zupełnie inny, niebiologiczny. Homo Deus jest ożywczym kubłem zimnej wody. Harari ogłasza koniec letargu i rozleniwiającej sytości. Jako ludzie mamy wszystko do stracenia.
 

Czytaj również:

Amerykański głód Amerykański głód
Przemyślenia

Amerykański głód

Paulina Wilk

Beth Macy odmalowuje rozległy i drobiazgowy pejzaż współczesnych Stanów Zjednoczonych, przez które przetacza się przerażających rozmiarów epidemia. Choroba przyszła z Appalachów, z dotkniętych bezrobociem i zapomnieniem górniczych miasteczek, w których rynek wymościły dilerom ból i beznadzieja. Opioidy zabijają dziś w USA więcej ludzi niż broń palna, wypadki samochodowe i HIV razem wzięte. A będzie gorzej.

„Jesteśmy kanarkami w kopalni” – mówi jeden z mieszkańców Roanoke, miasteczka w stanie Wirginia, od 20 lat trawionego przekleństwem opioidów. Uzależnieni są robotnicy i intelektualiści, emeryci i nastolatki, miejscowe gwiazdy. Nie ma rodziny, której nie dotknęłaby „choroba zdesperowanych”.

Czytaj dalej