Beth Macy odmalowuje rozległy i drobiazgowy pejzaż współczesnych Stanów Zjednoczonych, przez które przetacza się przerażających rozmiarów epidemia. Choroba przyszła z Appalachów, z dotkniętych bezrobociem i zapomnieniem górniczych miasteczek, w których rynek wymościły dilerom ból i beznadzieja. Opioidy zabijają dziś w USA więcej ludzi niż broń palna, wypadki samochodowe i HIV razem wzięte. A będzie gorzej.
„Jesteśmy kanarkami w kopalni” – mówi jeden z mieszkańców Roanoke, miasteczka w stanie Wirginia, od 20 lat trawionego przekleństwem opioidów. Uzależnieni są robotnicy i intelektualiści, emeryci i nastolatki, miejscowe gwiazdy. Nie ma rodziny, której nie dotknęłaby „choroba zdesperowanych”.
W wyniku przedawkowania zmarli: uczeń siódmej klasy, lubiany prezenter pogody w telewizji, młoda matka, którą znaleziono ze strzykawką wkłutą w ramię w samochodzie (w foteliku obok niej płakał noworodek). Zmarł też Jesse, dobrze zapowiadający się sportowiec, oraz 29-letnia Tess – poetka, którą po latach życia w nałogu znaleziono zamordowaną, ze śladami znęcania się, na śmietniku tysiące mil od domu.