Kiedy półtora wieku temu Verne zaczynał pisać słynne Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi, miał jasny plan. Bohater powieści, kryjący się pod pseudonimem kapitan Nemo (łac. Nikt), to Polak. Arystokrata i były powstaniec, który zatapia rosyjskie okręty, mszcząc się na zaborcach za zbrodnie i zsyłki. Verne jasno wyłożył to w listach do wydawcy. Jednak ten przekonał pisarza, że carskie imperium jest zbyt ważnym rynkiem zbytu, by zrażać do siebie tamtejszą klientelę. Autor zgodził się, że ukryje prawdziwą tożsamość swojego superbohatera, aczkolwiek kto będzie chciał, ten się jej domyśli…
Nim ktokolwiek się domyślił, po kilku latach francuski pisarz wydał Tajemniczą wyspę, z której wynikało, że kapitan Nemo pochodzi z Indii. Długo by pisać, co w istocie rzeczy kryje się za tą woltą (poświęcona temu jest książka Labirynt Verne’a). Dość powiedzieć, że całe życie Francuz inspirował się twórczością Poego, który opisał kiedyś postać mającą za sobą parę żyć, w tym jedno w Indiach. Verne mógł wykorzystać ten pomysł, komplikując żywot kapitana Nemo.
Wróćmy jednak do początku. Skoro Verne chciał, by w Dwudziestu tysiącach mil podmorskiej żeglugi kapitan Nemo był Polakiem, to może zainspirował się kimś konkretnym?
Człowiek z portretu
Superbohater Verne’a ma na pokładzie łodzi podwodnej „Nautilus” pewne polonicum: portret Tadeusza Kościuszki. Francuski autor bardzo cenił polskiego przywódcę, ciepło pisał o nim w swojej młodzieńczej rozprawce o losach Rzeczypospolitej (były czasy, gdy uniwersytecka młodzież w Europie dyskutowała o losie Polaków tak jak dziś o Syryjczykach!).
Wielce także prawdopodobne, że Verne słyszał o Polaku, który zaprojektował statek rybę, by z francuską pomocą uwolnić Kościuszkę, gdy ten był uwięziony w Twierdzy Pietropawłowskiej w Petersburgu. Konstruktor nazywał się Fryderyk Hoffmann i w archiwach zachował się jego list do napoleońskiej generalicji. Polak skarżył się w nim, że jego pomysł na statek rybę ukradł Amerykanin Robert Fulton, tworząc okręt podwodny o nazwie „Nautilus” (takiej samej, jak użyta potem przez Verne’a w książce). Pokrzywdzony Hoffman powoływał się przy tym na szanowanego generała Karola Kniaziewicza. Ów miał bowiem oświadczyć, że „Nautilus” Fultona jest „absolutnie podobny” do projektu Hoffmanna.
Oczytany jak mało kto Verne zetknął się też zapewne z doniesieniami o rzekomym bracie lub bratanku Kościuszki znalezionym przypadkowo na wysepce St. Paul na Oceanie Indyjskim, którą rządził niczym własnym królestwem (totalne nieporozumienie, ale XIX-wieczna prasa traktowała to jak fakt!).
Wszystko to tworzy układankę, dzięki której inspiracja Verne’a staje się jasna. Lecz przecież z korzeniami superbohaterów nie może być tak prosto. Otóż w przypadku kapitana Nemo pojawia się jeszcze jeden trop…
Człowiek z Nowego Amsterdamu
Właścicielem wysepki sąsiadującej z tą, na której rzekomo znaleziono krewniaka Kościuszki, był inny Polak – Adam Piotr Mierosławski. To powstaniec, rewolucjonista i żeglarz (a trochę także pirat). Często bywał w Nantes, rodzinnym mieście Verne’a. Na dodatek był bratem znanego w Europie Ludwika Mierosławskiego, przywódcy niezliczonych wolnościowych rebelii.
Należąca do A.P. Mierosławskiego wysepka Nowy Amsterdam wspomniana jest przez Verne’a – jako miejsce rządzone przez jakiegoś tajemniczego Polaka – w powieści Dzieci kapitana Granta. Książka ta tworzy trylogię z Dwudziestoma tysiącami mil podmorskiej żeglugi i Tajemniczą wyspą – przez niektóre występujące tam postacie. Jednak Nemo w Dzieciach kapitana Granta się nie pojawia. Chyba że incognito, jako ów tajemniczy polski właściciel kawałka lądu na oceanie. Bo kto wie, czy nie taki był zamysł francuskiego pisarza? Może pierwotnie Nemo-Nikt miał być Polakiem o znanym w Europie nazwisku i mającym bazę na odległej wyspie?
Kościuszko, Mierosławski, tak czy owak nasz rodak. Szkoda, że w nowej ekranizacji przygód kapitana Nemo – planowanej przez twórcę serii X-Men Bryana Singera – polskich wątków nie będzie. Verne tak głęboko ukrył fascynujące korzenie swojego superbohatera, że filmowcy się nimi nie interesują.