Kornwalia to nie tylko ładne widoczki rodem z pocztówek. To region, który ma swoją, nie zawsze dla nas zrozumiałą, historię. Mark Jenkin, reżyser z kornwalijskiego Newlyn, podważa stereotypowy obraz Kornwalii, pokazując w swoich filmach, czym było to miejsce przed eksplozją masowego turyzmu. Historię skromnych osad rybackich i okalających je dziewiczych ziem, gdzie jeszcze do niedawna możliwe było znalezienie samotności i ciszy, przybliża w rozmowie z Mateuszem Demskim.
Mark Jenkin, dziennikarz i autor nagrodzonej przez Brytyjską Akademię Filmową Przynęty, na co dzień żyje w portowym mieście Newlyn. Tu się urodził, tu dorastał, stąd pochodzi też jego ojciec. Na rozmowę ze mną łączy się ze swojej pracowni urządzonej w budynku dawnej szkoły. „Mój tata chodził tu do podstawówki” – mówi, pokazując na pomieszczenie za sobą. Patrzę na ściany obwieszone niebieskimi szpulami na stare taśmy.
Jenkin jest miłośnikiem technik analogowych. Filmy kręci wyłącznie na celuloidowej taśmie. Jak sam twierdzi, fizyczny kontakt z tą materią i poddawanie jej żmudnej ręcznej obróbce pomaga mu zbliżyć się do korzeni kina. Ma jeszcze jeden powód: ziarnisty, szorstki obraz doskonale pozwala mu oddać charakter Kornwalii.
Poprzedni film Jenkina – czarno-biała, nakręcona kamerą 16 mm Przynęta – pokazywała, jak kornwalijskie osady rybackie z dnia na dzień zamieniły się w nadmorskie kurorty. Opisał w nim historię skromnego poławiacza, który jest