
O Lászlu Nemesie usłyszeliśmy po raz pierwszy w 2015 r., kiedy spektakularnie debiutował pełnometrażowym Synem Szawła na festiwalu w Cannes. Był to dla europejskiego kina rok fantastyczny, o Złotą Palmę walczyli wtedy najwięksi, z Paolem Sorrentino, Giorgosem Lanthimosem i Jakiem Audiardem na czele.
Nemes, choć wtedy w Cannes nie wygrał, przywiózł do domu cztery inne nagrody, w tym Wielką Nagrodę Jury, a Syn Szawła kontynuował triumfalny pochód po światowych festiwalach, zakończony Oscarem dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego. Oszałamiająca liczba laurów dla pełnometrażowego debiutu Węgra to dowód na to, że podejmowanie ryzyka czasem się opłaca. Reżyser bardzo długo zbierał pieniądze na realizację tego trudnego, wymagającego projektu, którego źródłem była bardzo osobista historia. Wielu członków rodziny Nemesa zginęło bowiem w obozach koncentracyjnych w czasie Holokaustu, a sam twórca wspomina ze wzruszeniem, że zostało mu po nich tylko kilka pożółkłych zdjęć. Syn Szawła powstał z palącej potrzeby opowiedzenia o Zagładzie w inny sposób, niż robili to dotychczas twórcy, ze Stevenem Spielbergiem na czele. Powstał z frustracji wynikającej z uproszczeń i skrótów w hollywoodzkich wizerunkach ludzkiej tragedii na niewyobrażalną skalę, z opowiadania o historii z wygodnego dystansu. Najnowszy film Nemesa Schyłek dnia to również bardzo osobista historia, której kanwą są opowieści babci