Kolorowo i konwencjonalnie Kolorowo i konwencjonalnie
Przemyślenia

Kolorowo i konwencjonalnie

Mateusz Czerwiński
Czyta się 3 minuty

Ni no Kuni II: Revenant Kingdom jest efektem kooperacji japońskiego wydawcy i developera Level-5 oraz studia Ghibli, odpowiedzialnego za stworzenie kultowych filmów animowanych, takich jak Ruchomy zamek Hauru lub Księżniczka Mononoke. Rezultat tej współpracy przybrał wygląd klasycznej gry RPG. Musimy w niej stawić czoła licznym oponentom, dzięki czemu sukcesywnie będziemy rozwijać postać głównego bohatera, a także – za pomocą prostych mechanizmów strategicznych – zarządzać własnym królestwem.

Eksploracja świata, jaki oddano graczom we władanie, odbywa się co prawda w odgórnie narzuconej przez twórców konwencji i kolejności, których nijak nie można ominąć, ale zachwyca przemyślanym systemem walki. Na szczęście jednak Ni no Kuni II nie składa się jedynie z bitew, równie ważne są dialogi z napotkanymi postaciami, misje poboczne i poznawanie architektury mijanych na swojej drodze lokacji.

Graficznie tytuł prezentuje się bardzo dobrze. Jest różnorodnie i kolorowo, a bogate w detale otoczenie i modele postaci są fantastycznie zaanimowane. Kilka elementów może razić, a najbardziej chyba rzucający się w oczy infantylizm rzeczonej produkcji – nie tyle ze względu na stylistykę czy bohatera, z którym może utożsamiać się co najwyżej młodzież, ile z powodu swojej bezpośredniej prostoty. Z drugiej strony, gdyby dać grze szansę i przymknąć oko na przewidywalność fabuły, można docenić poruszane problemy, takie jak patologia władzy czy dorastanie. Nawet jeśli przedstawiono je w konwencji, która średnio mnie przekonuje.

Po zestawieniu jednak zalet i wad tej produkcji (np. brak spójności w udźwiękowieniu postaci lub irytująca momentami eksploracja świata) przeważają te pierwsze. Ni no Kuni II: Revenant Kingdom to produkcja godna polecenia. O ile oczywiście akceptujesz mangowe „opakowanie” gry i gatunek, którego tytuł jest przedstawicielem.

Czytaj również:

Humor z zeszytów greckich Humor z zeszytów greckich
i
Giuseppe Maria Crespi, „The Wedding at Cana”, 1686 r., Wirt D. Walker Fund (domena publiczna)
Dobra strawa

Humor z zeszytów greckich

Łukasz Modelski

Wytrawne wino to w wielu językach wino „suche”. Dania ostre są „hot”, czyli gorące, rybę skrapiamy cytryną, powolnych nazywamy flegmatycznymi, a gwałtownych – cholerykami. Te przekonania, nazwy i obyczaje zawdzięczamy greckim dietetykom, którzy definiując właściwości pokarmów, ustalili kulturowe kody.

Piąte i czwarte stulecie przed Chrystusem było w Grecji okresem szczególnego intelektualnego fermentu i myślowym skokiem w nowoczesność. Podczas gdy jońscy filozofowie przyrody mieli nadzieję na odkrycie uniwersalnej zasady rządzącej rzeczywistością dzięki obserwacji świata zmysłowego, Sokrates – uznając te poszukiwania za jałowe – skoncentrował się na badaniu ludzkiej duszy (psyche). Niemal równolatkiem Ateńczyka był Demokryt, pochodzący z niezbyt wówczas popularnej trackiej Abdery. Według niego świat składał się z niepodzielnych atomów, a struktura przedmiotów oraz ich cechy – w tym smak – miały zależeć od ich kształtu i ułożenia. Słodycz na przykład zapewniały atomy gładkie, gorycz zaś chropawe. Niezależnie od słuszności ich teorii wiedza wynikała już z rozumowania, a nie doświadczenia, co stanowiło zapowiedź nowych czasów.

Czytaj dalej