
Nawet czynność tak prosta jak wypicie szklanki wody może zostać uznana za dzieło sztuki w zależności od tego, kiedy, gdzie i w jakim towarzystwie zostanie dokonana – powtarzał Jan Świdziński. Kontekst jego życia wciąż budzi wiele pytań, nie tylko związanych ze sztuką.
Już ponad 15 lat temu zrealizowałem serię prac pod wspólnym tytułem Mistrzowie. Jej celem wobec braku stosownych tekstów ze strony rodzimej prasy było wskazanie kilku znaczących dla ówczesnej sceny artystycznej postaci, które mocno wpłynęły na kształt polskiej sztuki w latach 70., a co za tym idzie, oddziaływały też w następnych dekadach. Nie bez znaczenia pozostawał fakt, że wskazania tego dokonywał praktykujący artysta, a nie jakiś teoretyk, np. historyk sztuki. Wśród wybranych przeze mnie artystów znaleźli się: Anastazy Wiśniewski, Andrzej Partum, Zofia Kulik, Jacek Kryszkowski, a także bohater dzisiejszego artykułu – Jan Świdziński. Przyznać jednak muszę, że wówczas, czyli jeszcze za życia sędziwego już wtedy Świdzińskiego, nie wiedziałem jeszcze tego wszystkiego, co dzisiaj tak bardzo domaga się wyświetlenia.

Balet i budowlanka
Jan Świdziński urodził się 25 maja 1923 r. w Bydgoszczy. Jego ojciec, noszący również imię Jan, był oficerem Wojska Polskiego w stopniu kapitana, byłym żołnierzem Legionów Józefa Piłsudskiego. W jednej z walk odniósł ranę głowy, która później, w roku 1938, stała się przyczyną jego przedwczesnej śmierci. Przedtem jeszcze, w połowie lat 30., przeszedł już jako major w stan spoczynku,