Osoby, które całą zimę mówiły: „Byle do wiosny”, mogą się rozczarować. Wiosny w tym roku nie będzie, gdyż została aresztowana. Nawet wróble o tym ćwierkają na targu, na którym o tej porze roku powinny być nowalijki. Tymczasem nowalijek nie ma, co dowodzi, że wróble się nie mylą i wiosna siedzi w areszcie.
Za co wiosnę aresztowano, nikt nie wie, nawet ona sama. Podobno poszło o to, że wiosna chciała zastąpić zimę, a zimie się to nie spodobało, bo przecież nie po to skuła ziemię lodem, żeby ją teraz rozkuwać. Niech więc wiosna czeka cierpliwie, najlepiej pod kluczem, aż zima zechce sama odejść.
Pomysł, aby rok podzielić na cztery części i każdą dać komuś innemu we władanie, zima ocenia jako niepoważny. Nie może być tak jak na karuzeli: wiosna, lato, jesień, zima – i tak dalej, od nowa. Sama kolejność, w jakiej wymienia się pory roku, wskazuje, że zima jest najdojrzalsza i jako taka ma prawo rządzić tyle, ile zechce. Nie będzie jej wiosna ponaglać, jest na to za młoda i za głupia. Lato i jesień też mogą poczekać.
Zima tymczasem skupia się na sobie i umacnia, aby jak najskrupulatniej wypełniać swoje obowiązki. Już zmroziła wszystko na zewnątrz, teraz chce przeniknąć do naszych wnętrz. Właśnie ogłoszono, że kto nie wpuści zimy do domu z dobrej woli, temu zima wejdzie z nakazem w dłoni: najpierw do kuchni, potem do łazienki, aż wreszcie do sypialni. Nic się przed zimą nie ukryje, bo nikt nie ma tak ostrego spojrzenia jak ona. Ani tak przenikliwego oddechu, który obezwładnia.
Tak, proszę państwa, zima ma siłę, władzę i umie wymóc posłuszeństwo. Mądrzy ludzie wiedzą, że daremnie byłoby z nią walczyć. Najlepiej wbić czapkę na uszy, owinąć twarz szalikiem, nic nie słyszeć, nic nie widzieć, nic nie mówić. Przede wszystkim – nie mówić.
Siedzi więc wiosna pod kluczem i czeka, a zima się puszy i panoszy. Usłyszała raz, że ziemia się kręci i że następstwo pór roku jest wynikiem ruchu ziemi. Coś podobnego, kręci się bez pytania! Zatrzymać ziemię! – rozkazała.
Jednego tylko zima nie wie: że tam gdzieś po cichu, skrycie i niepostrzeżenie dzieje się coś, co jej położy kres. To coś nazywa się przedwiośnie i nie jest znane porom roku. Jest małe i niepozorne, bez charakteru, zmienne i kapryśne, czasem powieje chłodem, sypnie śniegiem, a czasem tchnie czymś cieplejszym, w czym czają się zarodki zmiany,bakcyle nowych porządków, które odbiorą zimie władzę.
Już ożywił się kret i zaczął swoją krecią robotę. Obudziły się pędraki głęboko pod ziemią i dalej knuć przeciw zimie. Drzewa, jak zawsze zdradliwe i obłudne, stoją bezlistne niby nic, a już ciągną korzeniami wodę. Wszystko, co złe i podstępne, zaczyna się pod ziemią.
Teraz tylko czekać, aż ptaki zaczną swoje wstrętne fiju fiju, słońce bezczelnie wzniesie się wyżej niż dotychczas, a śniegowe bałwany, którymi zima znaczyła granice swoich włości, zaczną się chylić, garbić i smętnie opuszczą marchewkowe nosy. Wróble, co ćwierkały, że wiosny w tym roku nie będzie, teraz siedzą cicho, a na targu pojawiły się jak spod ziemi szczypiorek i sałata, bezwstydna para kolaborantów, których całą zimę nie widziano.
Puszczają rzeki i puszczają zamki w lodowych celach: odkluk, odkluk, wyszła wiosna z aresztu, a ci sami strażnicy, którzy jej tak gorliwie pilnowali, teraz pochwycili zimę i zamknęli w chłodni. Pytają, co z nią zrobić. Nic – mówi wiosna – niech tam siedzi i czeka na wyrok.
I jest wyrok: dziewięć miesięcy będzie zima za karę na wygnaniu, a potem dostanie szansę powrotu. Skorzysta z niej oczywiście tak jak zawsze: wszystko zmrozi, skuje, a opornych zamknie pod kluczem. Bo zima, wieczna recydywistka, ma ten defekt, że nie umie rokiem dzielić się z innymi. Dlatego co rok ma wyrok. I co roku ten sam.