Zdumiewające podobieństwa między starożytnym językiem Indii a językiem polskim skłoniły pewnego profesora do zrewidowania kilku utartych poglądów dotyczących historii europejskiej cywilizacji.
Sanskryckie buddhi znaczy tyle, co przebudzić się, wedy – to wiedza. Tak ów uczony wpadł na trop prasłowiańskiego kultu, który miał być prabuddyzmem, prahinduizmem, pradżinizmem.
Ugruntował go w tej opinii jeden z lasów, w którym obserwował rozkład kamieni przypominający pewną archaiczną mandalę.
Porzucił jednak tę koncepcję; uznał, że za językiem indoeuropejskim i za prasłowiańskim stoi jeszcze inny, pierwotny język chrząknięć i onomatopei. Po latach rekonstrukcji, pracując z noworodkami i szympansami, udało mu się zrekonstruować tę mowę.
W latach 70. tylko krok dzielił go od poznania mowy zwierząt. I zrobił ten krok. Po czasie uświadomił sobie jednak, że mowa zwierząt wywodzi się z innego paradoksalnego języka: z bezgłosu.
Tego dnia, gdy dokonał owego odkrycia, było już tylko kwestią godzin, kiedy zacznie porozumiewać się z roślinami i kamieniami.
Niestety, uczony nigdy nie opublikował rezultatów swoich badań na tym polu, a jego poglądy, które zostały tutaj naszkicowane, streszczono bardzo ogólnikowo. Podstawowa trudność polega zresztą na tym, że nie dałoby się ich tutaj wyrazić.