Znakomity zbiór esejów słynnego niemieckiego filozofa poświęcony konieczności wyzbycia się światopoglądu. Jak autor wyjaśnia w przedmowie, bezpośrednią inspiracją do powstania tej książki była Organizacja Ludzi Nieposiadających Poglądów, którą założył buddyjski mnich Thích Nhất Hạnh.
Trudno nie zgodzić się z główną tezą tej książki: posiadanie poglądów jest niebezpieczne społecznie. Sloterdajk zadaje pytanie: „Czy istnieje jakaś zbrodnia, która nie byłaby uzasadniona teoretycznie?”. Pomijając przypadki zbrodni w afekcie, które dotyczą najczęściej jednej nieszczęsnej osoby, wszelkie masowe rzezie od zawsze były poprzedzone jakimś argumentem. Historia nie skąpi przykładów na poparcie tej tezy, przy czym nie chodzi wyłącznie o zjawiska tak osobliwe jak wojny wywołane sporami teologicznymi.
Nie tylko wszelkie spory polityczne, ideowe, ekonomiczne, ale po prostu wszelkie spory w ogóle wynikają z różnic poglądowych, które z kolei nie są niczym więcej niż abstrakcyjnymi zbiorami twierdzeń wyrażonych w języku. Sloterdajk postuluje, by pozbyć się wszelkich poglądów, które nie dotyczą bezpośrednio życia. Jeśli sam nie wychowujesz dzieci – zaleca filozof – nie kłopocz się wychowaniem ich przez pary homoseksualne. Jeśli nie interesujesz się Bogiem, niech nie przeszkadza tobie, że ktoś jest muzułmaninem. Zainteresowanie życiem seksualnym ogranicz do własnego życia seksualnego. I tak dalej, i tak dalej.
Posiadanie poglądów, a niekiedy całego katalogu poglądów na każdy temat to przykra konsekwencja życia miejskiego – wyjaśnia Sloterdajk. Zdaniem filozofa otoczenie betonem, neonami, smogiem, brak kontaktu z naturą prowadzi do specyficznego ogłupienia świadomości, która zaczyna redukować świat do światopoglądu.
Człowiek mieszkający w lesie – argumentuje Sloterdajk – ma w nosie wszelkie poglądy, bo „wie, co w trawie piszczy”. Pewne kontrowersje budzą fragmenty Krytyki przemądrzałego rozumu, które traktują o czymś, co Sloterdajk nazywa „dyktaturą przyszłości”. Gdybym był dyktatorem – grzmi Sloterdajk na s. 319 – każdy za posiadanie jakiegoś poglądu dostawałby w ramach kary nakaz pielęgnowania ogrodu przez pół roku. Jednakże taka kara z czasem stawałaby się nagrodą, bo umysł ukaranego ulegałby stopniowemu oczyszczeniu, czemu towarzyszyłoby zwiększenie spokoju ducha.
Pomijając te niepokoje wywołane powyższymi stronicami, należy przyznać, że to Sloterdajk znów zaoferował czytelnikom ciekawą i dającą do myślenia publikację. Jedyny problem z nią polega na tym, że sama jest – jak każda książka filozoficzna – zbiorem twierdzeń wyrażonych w języku, czyli poglądów.