Wystarczy przeczytać Tołstoja, Dostojewskiego oraz Szekspira i właściwie większość problemów życiowych jest rozwiązana – mówi Rafał Trzaskowski. O książkach rozmawiały z nim Zofia Karaszewska i Sylwia Stano, czyli duet Bibliocreatio.
Bibliocreatio: Co panu daje czytanie książek?
Rafał Trzaskowski: To jest sprawa oczywista! Umberto Eco powiedział, że kto czyta – żyje podwójnie, a ja uważam, że nawet więcej tych żyć można przeżyć. Nie wyobrażam sobie dnia bez czytania! Jestem uzależniony. Nawet w najtrudniejszej kampanii wyborczej, jak nie poczytam pół godziny, to ręce mi się trzęsą.
Dlaczego polityk powinien czytać książki?
Niektórzy sądzą, że polityk powinien się kojarzyć z kimś, kto ma zakasane rękawy i nie ma czasu na czytanie, bo pracuje. Ja sobie nie wyobrażam osoby, która wykonuje jakikolwiek poważny zawód i nie czyta książek. Książki są źródłem wiedzy, to jest oczywiste, ale uczą też wrażliwości, uczą nietuzinkowego spojrzenia na świat, uczą, żeby nie zamykać się w swojej własnej bańce. Wystarczy przeczytać Tołstoja, Dostojewskiego oraz Szekspira i właściwie większość problemów życiowych jest rozwiązana. W tym sensie, że już nic innego się nie wymyśli à propos uczuć i problemów.
Książki uczą otwartości na innych?
Żyjemy dziś w bańkach, za które w dużej mierze odpowiadają media społecznościowe. Jesteśmy wciąż wśród znajomych, którzy mają dokładnie takie same poglądy. Książki pozwalają nam zetknąć się z innymi poglądami. Ludzie mnie pytają: „Po co ci piętnaście biografii Stalina?”. Jak to po co?! Żeby sobie wyrobić opinię. Jedna jest dobrze napisana, druga gorzej. Od deski do deski czytam jedną albo dwie, ale później sprawdzam w innych książkach interesujący mnie epizod. Ciekawi mnie, jak opisali go inni autorzy. To jest dla mnie naturalne. Poza tym zupełnie inaczej piszą, np. o Aleksandrze Wielkim, rosyjscy historycy, a inaczej amerykańscy czy francuscy. To są różne perspektywy, więc zawsze to jest kwestia poznania różnych poglądów. Bardzo mnie one ciekawią. Nie jestem w stanie przeczytać wszystkiego, ale czasami wystarczy mi rozdział i wiem, że nie podoba mi się styl, coś mnie drażni czy nudzi. A jak mnie coś nudzi, to do widzenia.
Co znaczy „do widzenia”? Odstawia Pan na półkę czy oddaje komuś?
W życiu nie oddam ani jednej książki! Jak już mówiłem – to jest nałóg. Nie lubię nawet pożyczać. Chodzi o to, że nawet jeśli wszyscy mi mówią, że książka jest fenomenalna, a mnie nudzi albo wydaje mi się pretensjonalna, to jej nie czytam. Do widzenia, odkładam. I się tego nie wstydzę.
Co pan czyta?
Czytam wszystko! Mam wielki sentyment do polskich komiksów, bo nauczyłem się na nich czytać. Uwielbiam książki sensacyjne. Jak miałem siedem lat, zaczytywałem się Agathą Christie. Czytam, kupuję, gromadzę. Uwielbiam literaturę – klasyczną i nowoczesną. Studiowałem literaturę amerykańską, więc nałogowo czytam wszystko, co dostaje Pulitzera czy Bookera. Kupuję i muszę mieć. Choruję na tsundoku. Muszę kupić książki wszystkich nominowanych do ważniejszych nagród literackich. Jestem zawsze ciekaw. Literatura amerykańska i anglojęzyczna jest dla mnie ważna, ale nie tylko! Czytam tysiące książek historycznych! Zawsze zgłębiam temat, którym się zajmuję. Mam takie poczucie, że podróże kształcą wykształconych. Jeśli ktoś się przygotowuje, czyta, zgłębia temat, to wynosi z podróży nieprawdopodobne bogactwo. Czytam też książki filozoficzne, one mi poszerzają horyzonty.
A czego pan nie czyta?
Mało czytam książek popularnonaukowych, ale to chyba jedyna kategoria, której unikam. Nie lubię też poradników i przewodników.
Czyta pan książki innych polityków?
Nie. Stop, wróć! Chodzi o to, że nie przeczytałem dobrej książki napisanej przez polityka w Polsce. Książki Macmillana, Thatcher, nawet Blaira czy biografie polityków amerykańskich są dobre. Też dlatego, że tam jest kultura ghostwritigu, więc te książki są świetnie napisane. Takie książki czytam, chociaż wolę autoryzowane biografie. Książki pisane przez polskich polityków są zazwyczaj po prostu nudne.
Czy politycy rozmawiają o książkach między sobą? Polecają sobie tytuły?
Tak, sporo rozmawiamy o książkach. Polecamy sobie i piszemy do siebie, jak coś nam się spodoba. Tylko ja nie mam przyjaciół w polityce. Polityka to jest zawód, który sprawuję. Tam mam ludzi, których bardzo cenię i szanuję, ale przyjaciół mam gdzie indziej, więc rozmawiam z politykami o książkach, ale przede wszystkim rozmawiam o nich z moimi przyjaciółmi. Non stop.
Dlaczego fotografował się pan na tle książek?
Przede wszystkim dlatego, że jestem otoczony książkami, więc jest to naturalne. W każdym moim biurze, w domu rodziców, w domu, w którym mieszkam – wszędzie są książki. Jeśli jestem w jakimś wnętrzu, to tam zawsze są moje książki. Fotografowanie się bez książek byłoby udawaniem.
Ale jednak odradzano to panu?
Odradzano mi to, bo książki tworzą elitarny wizerunek i na ogół próbowano mi narzucić taką narrację, że jestem elitarny i oderwany od ludzi. Natomiast oczywiście wiem, że jedno z drugim się nie kłóci, bo można wychować się na podwórku, mieć dużo wspólnego z warszawiakami, rozumieć ich problemy, a przy okazji również czytać książki. Gdy gdzieś idę na koncert czy wystawę, gdy zwiedzam – i nie poczytam o tym przed albo po, to mam poczucie straconego czasu. Gdy jadę do jakiegoś miasta, zwiedzam i nie poczytam o tym miejscu – uważam ten czas za zmarnowany.
Czy da się poznać miasto przez książki? Gdyby pan miał polecić jakiś tytuł o Warszawie, to co by to było?
Tylko co to znaczy o Warszawie? Jeśli ktoś chciałby przeczytać książkę sensacyjną o Warszawie, żeby wczuć się w temat, to mam kilka tytułów. Może być Zły Tyrmanda, ale może być też Śmierć frajerom Kalinowskiego. Można oczywiście przeczytać też Małą apokalipsę Konwickiego czy Dzienniki Tyrmanda. Można czytać książki aktywistów miejskich, które mówią o przyjaznym miejscu – one też pomagają zrozumieć, jak nowoczesne miasto powinno wyglądać. Można czytać Wiecha, żeby się wczytać w klimat języka. Jakbym miał coś polecić, to rozpiąłbym się między Cafe pod Minogą, Tyrmandem i Małą apokalipsą.
Sam pan kupuje książki, wybiera czy kieruję się krytyką?
Czytam tak nieprawdopodobne ilości książek, że krytyka nie jest dla mnie istotna. Oczywiście, jeśli ktoś dostaje Pulitzera, Bookera albo nawet PEN Faulknera, to nie może być słaby. Jak jestem w księgarni i widzę, że leżą nowości, to oglądam. Czasami jak moi przyjaciele coś polecą, to sprawdzam.
Jakich polskich pisarzy pan czyta?
Kocham Stasiuka. Lubię Tokarczuk. Lubię styl Pilcha. Jeśli chodzi o literaturę sensacyjną, to bardzo lubię Krajewskiego. Ze starszych pisarzy, to uwielbiam Haupta za jego wyczucie języka. A wychowywałem się na Szklarskim, Nienackim, Niziurskim, Bahdaju i mam do nich ogromny sentyment. Sam już nie czytam, ale dzieciom polecam.
Prezydent ma mniej czasu na czytanie?
Czytałem, jak byłem ministrem i pracowałem po 18 godzin dziennie, i czytam w kampanii wyborczej. Albo się coś ma we krwi, albo nie. Wszystko inne jest wymówką.
Oczywiście są takie okresy w życiu, że ma się więcej czasu na czytanie książek. Ja najwięcej książek przeczytałem między ósmym a dwunastym rokiem życia. Teraz tego czasu jest mniej. Ale można czytać w metrze, w samolocie, w pociągu. Jedni patrzą w komórkę czy w sufit, a inni czytają.
Jak sprawić, żeby więcej osób sięgnęło po książkę?
Uważam, że to jest kwestia edukacji. Dlatego fotografowałem się na tle książek i dlatego teraz rozmawiamy, bo trzeba o tym mówić. Jeśli ktoś czyta, jego życie jest 10 razy bogatsze. To nie są frazesy. Czyta się literaturę, żeby poukładać sobie pewne rzeczy w głowie, wyrabiać wrażliwość i poznawać różne punkty widzenia. Natomiast literaturę poważną czy historyczną czyta się, żeby się uczyć cały czas. Nieustająco. Ja czytam dużo po angielsku i w innych językach też, żeby poszerzać słownictwo, mieć kontakt z językiem. Czytam w różnych językach, bo uważam, że nie można sobie pozwolić na to, żeby tracić język. To jest też bogactwo perspektyw, poznanie innych punktów widzenia, innych ludzi, innych krajów. To jest niebywale cenne. Książka o historii Polski opisana z perspektywy polskiej, francuskiej, niemieckiej, amerykańskiej pozwala nabrać pewnego dystansu do tego, co się dzieje.
Ostatnie książkowe odkrycia?
Książki Juliana Barnesa, zwłaszcza Zgiełk czasu o Strawińskim. Fenomenalna książka, zresztą jego ostatnie książki są świetne. Michaela Chabona i Adama Johnsona, zwłaszcza Syn zarządcy sierocińca. Kawał dobrej powieści sensacyjnej z fenomenalną historią miłosną. Coś nieprawdopodobnego i jeszcze pisze o Korei Północnej, której nie znamy.
A nie kusi pana pisanie?
Każdy, kto kocha książki, chciałby napisać książkę. Chciałbym napisać dobrą powieść. Może mi się kiedyś uda. Mam ciekawe historie rodzinne, znam miliony opowieści o nich, więc może napiszę kiedyś książkę trochę o rodzinie, ale nie na zasadzie klasycznej biografii rodzinnej, tylko bardziej migawkowo, może w formie opowiadań.
Jeśli podoba Ci się to, co robimy – wesprzyj nas!
Fundacja PRZEKRÓJ