
Jeśli bywasz tam często, personel wie już lepiej od ciebie, co ci się spodoba, a co odłożysz po pierwszej stronie. Księgarnie kameralne idą pod prąd tendencji rynkowych, co nie jest łatwe w obliczu silnej konkurencji. Chodzi tak naprawdę nie o samą sprzedaż książek, ale przede wszystkim o relację z drugim człowiekiem.
Katarzyna Szwarc, właścicielka księgarni Bajbuk na warszawskiej Saskiej Kępie, prosi, żebym pojawił się jeszcze przed otwarciem. Później może zabraknąć czasu na rozmowę: klienci, dostawy, inne obowiązki.
Wchodzę do niewielkiego lokalu. Kilka sporych regałów z książkami i grami planszowymi, po prawej stronie wygodna kanapa. Pomieszczenie ma 15 m2. „To rzeczywiście wada, bo nie możemy mieć nawet osobnego działu filozofii, a dla poezji jest jedna półka. Plus jest taki, że możemy mieć tylko dobre książki. Na złe nie ma miejsca” – mówi właścicielka Bajbuka. W bazie księgarń znajduje się 2,4 tys. pozycji. Aż trudno uwierzyć, że wszystkie mieszczą się na takiej przestrzeni.
U Katarzyny Grzegorskiej z Czytelni w Puszczykowie powierzchnia większa zaledwie o 2 m. Za to u Moniki i Sebastiana Szymkowiaków w sopockiej Ambelucji jest aż 70 m2 i 7 tys. książek.