Kto trawie piszczy Kto trawie piszczy
Przemyślenia

Kto trawie piszczy

Iza Smelczyńska
Czyta się 4 minuty

Sugerowana muzyka w tle: Mort Garson, Mother Earth’s Plantasia*

Z roślinami warto mieć emocjonalny kontakt. Podobno im więcej człowiek do nich mówi (a nawet śpiewa), tym chętniej odwdzięczają się, wydając na świat kolejne liście, pączki i kwiaty. Czy rośliny są rzeczywiście łase na komplementy, czułe słówka i ballady przy pełni Księżyca? I czy w ogóle cokolwiek do nich dociera, skoro nie mają uszu? W końcu wykazują preferencje związane z nasłonecznieniem i wilgotnością, więc może także audiosfera nie jest im obojętna?

Na forach internetowych poświęconych tradycyjnym metodom uprawy roślin ogrodnicy wymieniają się spostrzeżeniami na temat korzystnego wpływu dźwięków na hodowlę. Kolejne wątki dotyczą nawet poszczególnych gatunków muzyki. Ponoć klasyka dobrze działa na kwitnięcie, a hard rock i metal przyprawiają rośliny o zawał chloroplastów.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Rekordzista pochwalił się, że popołudniowe przyśpiewki do juki poskutkowały i z 60-centymetrowej roślinki w ciągu zaledwie kilku lat wyrósł ponad 2-metrowy gigant. Ostatecznie juka musiała się wynieść do mieszkania z wyższym stropem. Czyżby właściciel był posiadaczem cudownego głosu? Albo wręcz przeciwnie – roślina szybko urosła, bo chciała się wynieść z domu w te pędy. Sceptycy sprowadzają gadatliwych ogrodników na ziemię i przyrosty tłumaczą zwykłą koincydencją – ludzie, którzy znajdują czas na umuzykalnianie swoich roślin, są po prostu lepsi w opiece nad nimi: poświęcają im więcej uwagi, a problemy zauważają, zanim w donicy pozostanie wyschnięty kikut. Jeśli nasze monologi nie uzdrawiają roślin, to przynajmniej gadaniem pomożemy sobie – mówiąc, co nam leży na wątrobie, produkujemy równocześnie dwutlenek węgla, który rośliny zamienią w procesie fotosyntezy na zbawienny dla nas tlen. A więcej tlenu oznacza lepsze samopoczucie.

Pozytywne efekty oddziaływania muzyki na wzrost roślin wciąż są przedmiotem dyskusji wśród naukowców. Może więcej w tym pseudonauki, dziwactwa i fanaberii, ale istnieje też zbiór argumentów, które wydają się uzasadnione. Problem zainteresował wielkiego specjalistę od ewolucji – według anegdoty przechadzający się po ogrodzie Darwin zauważył, że sadzonki roślin reagują na głośne granie jego syna na fagocie. Naukowcy specjalizujący się w biologii roślin wysuwają hipotezy, że dźwięki – zarówno te wyśpiewane, jak i wygrane – mogą powodować subtelne zmiany w niektórych roślinach na pewnych etapach ich cyklu życiowego. I nie chodzi o poszerzanie gustu muzycznego rododendronu, ale o docierające do niego wibracje, bo przecież dźwięk to – w uproszczeniu – mikrodrgania powietrza, które niejako „masują” powierzchnię rośliny, stymulując jej wzrost. Przeprowadzone niedawno badania nad rzodkiewnikiem pospolitym dają do myślenia. Na University of Missouri nagrano odgłosy gąsienicy zajadającej się liściem rzodkiewnika, a następnie odtworzono nagranie innym osobnikom tego samego gatunku. Rośliny zaczęły się bronić, wydzielając związki odstraszające szkodnika. Koreańczycy już zwęszyli interes. Twierdzą, że będzie można wykorzystać „słuch” roślin do manipulowania ich wzrostem, co oznacza większe plony. Być może wkrótce uda się zmodyfikować florę tak, aby kwitła, gdy w odtwarzaczu naciśniemy „play”.

Mimo że wpływ muzyki na świat roślin wydaje się raczej anegdotyczny aniżeli poparty szczegółowymi badaniami, lepiej dmuchać na zimne i najskrytsze tajemnice zdradzać w pokoju bez roślin. Cóż, być może pod naszą nieobecność paprotka wcale nie uschła z braku wody, lecz z tęsknoty. Po prostu.

 
* Album z 1976 r. brzmi jak ścieżka dźwiękowa do psychodelicznej animacji. W rzeczywistości płytę dołączano przy zakupie materaców marki Simmons. Garson dedykował ją „Roślinom… i wszystkim ludziom, którzy je kochają”. Płycie towarzyszyła książeczka z obszernymi instrukcjami dotyczącymi pielęgnacji roślin.
 

Czytaj również:

Mów do mnie szeptem Mów do mnie szeptem
i
Sam Moghadam Khamseh / Unsplash
Doznania

Mów do mnie szeptem

Iza Smelczyńska

Sugerowane dźwięki w tle: Holly Herndon, Lonely at the Top

Jako że w niniejszej rubryce podejmujemy tematy z rubieży percepcji dźwięków mniej lub bardziej muzycznych, nie mogło zabraknąć tzw. najnowszych trendów w tej dziedzinie. Otóż od kilku sezonów z playlisty nie schodzą przeboje syg­nowane ASMR. Pod tym skrótem nie ukrywa się niszowa wytwórnia ani nawet żaden raper. ASMR, czyli autonomous sensory meridian response, to nic innego jak internetowy fenomen na pograniczu estetyki i fetyszyzmu. A że nazwa, jak i samo zjawisko, jest stosunkowo nowym tworem, skrót do tej pory nie doczekał się przekładu na rodzimy język. Oznacza spontaniczną odpowiedź układu nerwowego na bodźce płynące z różnych zmysłów. Najczęściej reakcje te objawiają się w postaci przyjemnego mrowienia, odczuwalnego w okolicach głowy, szyi, ramion i innych wrażliwych obszarów ludzkiego ciała. Za „uczucie nieziemskiego relaksu”, „mózgowy masaż”, a nawet „orgazm głowy” – jak zwykli opisywać swoje doświadczenia entuzjaści ASMR – odpowiedzialne są zarówno wizualne, jak i dźwiękowe „wyzwalacze”, które towarzyszą nam w codziennych czynnościach. Miłośnika takich doznań możemy spotkać u fryzjera, na poczcie albo w dziale z przyborami szkolnymi – okazuje się bowiem, że dźwięk składania kopert, cięcia papieru i włosów, odgłosy zgniatania plastikowego kubeczka czy układania kredek w piórniku mogą ukoić zszargane nerwy skuteczniej niż garść waleriany. Równie dobrze mogłabym doświadczać dzikiej rozkoszy, pisząc niniejszy tekst (pomijam już fakt zaspokojenia swojej próżności), bo odgłosy uderzania opuszkami palców w klawiaturę i klikanie myszką plasują się wysoko w rankingu ASMR. Nie ma jednoznacznego podziału na dźwięki przyjemne i niepożądane. Podczas gdy ekstremiści rozpływają się nad skrzypieniem styropianu i piłowaniem paznokci pilniczkiem, innym wystarczy dźwięk na granicy słyszalności. Wyzwalaczem może być też szept i mówienie delikatnym głosem, któremu często towarzyszy odgrywanie scenek rodzajowych z użyciem wideo – proszę wpisać te cztery litery w okno przeglądarki, bo jest w czym wybierać.

Czytaj dalej