Zanim zdecydujemy się zaopiekować dziećmi w Kambodży lub Tajlandii, powinniśmy się zastanowić, czy tego rodzaju pomoc w ogóle ma sens.
Bo wolonturystyka to biznes, w którym dobro potrzebujących schodzi na drugi plan.
Chcesz zwiedzić dalekie kraje i przy okazji pomóc rozwiązać tamtejsze problemy? Nic łatwiejszego, wystarczy połączyć wakacje z wolontariatem – przeczytałem ostatnio na Facebooku. Na pierwszy rzut oka pomysł wydaje się kuszący. Wpisuję więc w wyszukiwarkę po angielsku wyrażenie „wolontariat za granicą”. Jako jedna z pierwszych stron wyskakuje mi Global Crossroad. Klikam. Jest to portal istniejącej od 15 lat instytucji, która wysyła wolontariuszy do 18 krajów w Azji, Afryce i Ameryce Łacińskiej. Chwalą się, że za ich pośrednictwem wyjechało pomagać już ponad 20 tys. ludzi. „Dużo – myślę sobie – czyli mają doświadczenie”. Jedną z najczęściej pojawiających się na stronie ofert jest możliwość odbycia wolontariatu w domu dziecka. Klikam więc i natychmiast pojawia się zachęta. „Czy w Twoim wrażliwym sercu znajdzie się miejsce dla dzieciaków? Czy zawsze chciałeś wyjechać za granicę?” Na oba pytania odpowiedź jest tylko jedna: tak. Czytam zatem dalej. „Możesz wybrać się w podróż do tak egzotycznych miejsc, jak Kostaryka, Tajlandia, Sri Lanka, Brazylia i Nepal, aby udzielić tam swojej cennej i potrzebnej pomocy. Osierocone dzieci z całego świata potrzebują Twojej dobroci, współczucia i miłości”.