Jorge Luis Borges: „Gdy pisarze umierają, stają się książką, co nie jest najgorszą inkarnacją”
Szła, trzymając w rękach zwoje białego płótna. Jak długi welon ciągnęło się ono po leśnej ścieżce. Materiał zamiatał igły opadłe z wysokich sosen, liście i grudki ziemi, kreśląc wzór na piaskowej drodze. Biel płótna kontrastowała z jej czarnym strojem i ciemnym, gęstym lasem. Droga opadała i wznosiła się, więc chwilami kroczący za nią w pewnym oddaleniu tłum tracił ją z oczu, by po chwili znów ujrzeć biały drogowskaz.
Gdy ta procesja dotarła na polanę otoczoną starymi drzewami, kobieta w czerni uklękła na środku. Zaczęła zawijać coś w płótno, mocno sfatygowane przebytą drogą. Na jej twarzy malowało się napięcie, a dłonie drżały, gdy próbowała przewiązać sznurkiem pakunek. W końcu opanowała emocje, zrobiła supeł i mocno przytuliła zawiniątko do piersi. Gapie otoczyli ją kręgiem, ale z zachowaniem pełnego szacunku dystansu. By jak najmniej przeszkadzać w tej intymnej chwili. W tym pożegnaniu.
Ludzie siadali na mchu i mokrej od majowej rosy trawie. Uważnie stawiali kroki, by nie podeptać kilkunastocentymetrowych choinek z czerwonymi wstążkami przewiązanymi na czubkach. Na drzewkach widać było jaskrawozielone, tegoroczne, przyrosty.
Kobietą w czerni była Han Kang, 49-letnia południowokoreańska pisarka, nagrodzona w 2016 r. Bookerem. W białe płótno zawinęła manuskrypt. Malutkie choinki z czerwonymi wstążkami, gdy dorosną, staną się jej książką. Nastąpi to jednak dopiero w 2114 r. Do tego czasu, przez blisko 100 lat, manuskrypt Kang zawinięty w przybrudzony materiał, będzie schowany przed światem. Ani pisarka, ani jej 18-letni syn nie doczekają publikacji. Podobnie jak każdy z gapiów zgromadzonych tego dnia w lesie Nordmarka na wzgórzach okalających Oslo. Biblioteka Przyszłości tworzona jest dla kolejnych pokoleń z nadzieją i wiarą, że za 100 lat będzie jeszcze istniała ludzkość i że będzie chciała czytać książki.
Future Library to projekt szkockiej artystki konceptualnej Katie Paterson. Co roku na polanie, na której rosną przyszłe książki, wybrany przed Radę Biblioteki pisarz składa manuskrypt. Treść, forma, objętość, wszystko – poza tytułami – pozostanie przez 100 lat tajemnicą. W 2014 r. jako pierwsza do Oslo przyjechała Margaret Atwood, która słynie z dystopijnych wizji przyszłości. Później dołączyli do niej David Mitchell, islandzki poeta Sjón, Turczynka Elif Shafak, a w tym roku Kang. W maju 2020 r. manuskrypt na polanie w lesie złoży Karl Ove Knausgård. Będzie miał najbliżej z dotychczasowych twórców, bo to Norweg pochodzący i na co dzień mieszkający w Oslo. Zostały jeszcze miejsca dla 94 pisarek i pisarzy.
59°59’10.0 N 10°41’48.6 E
W centrum Oslo wsiądź do T-bane nr 1, pociąg jeszcze w mieście wyjeżdża na powierzchnię i pnie się na wzgórza z widokiem na fiord i stolicę. Na stacji końcowej – Frognerseteren – szukaj drogowskazów kierujących do restauracji. Stamtąd udaj się leśną drogą z latarniami po obu stronach – zimą oświetlają trasę biegówkową. Po nieco ponad półtorakilometrowym spacerze przejdź kawałek znacznie węższą i bardziej stromą dróżką – to początek szlaku prowadzącego na szczyt wzgórza Frønsvollen. Po 100 metrach zobaczysz tabliczkę z napisami po angielsku i norwesku: „Future Library Forest” i „Framtidsbibliotekskogen”. Jesteś na miejscu.
Las
nieprzeczytanych książek
rosnący przez stulecieKatie Paterson nie przypuszczała, że jej pomysł okaże się czymś więcej niż trzema linijkami tekstu zapisanymi w formie podobnej do haiku – tak zwykła notować projekty, które rodzą się w jej głowie. Biblioteka Przyszłości stała się jednak dużym przedsięwzięciem, a może raczej – wciąż się nim staje, bo jakakolwiek forma dokonana przy projekcie mającym trwać 100 lat wydaje się nieadekwatna.
– Zaczęło się od rysowania kręgów – mówi „Przekrojowi” Katie Paterson. – Rysowałam słoje drewna i wyobrażałam je sobie jako kolejne rozdziały książki. Rozmyślałam o relacjach między drzewem a książką, lasem a biblioteką. O przenikaniu. Myśląc, bazgrałam na kartkach kolejne kręgi.
Paterson ma 38 lat, jej sztuka często dotyczy kosmosu i przypomina prace naukowe – mapa nieba z 27 tysiącami martwych gwiazd albo zegary pokazujące czas na różnych planetach. Przy większości projektów artystka współpracuje z naukowcami i inżynierami – jak chociażby przy żarówce emitującej światło księżyca w pełni czy palecie wszystkich barw wszechświata. Do swojej sztuki zaangażowała nawet Europejską Agencję Kosmiczną (ESA), by z jej pomocą wysłać z powrotem w przestrzeń kawałek meteorytu Campo de Cielo, który 4,5 miliardów lat krążył po naszym układzie słonecznym, aż spadł na Ziemię. Ostatnio współpracę zaproponowała jej NASA. Katie Paterson można próbować przedstawić przez pryzmat miejsc, w których jej dzieła były wystawiane – Tate Britain, nowojorskie Guggenheim, Louisiana w Kopenhadze czy Turner Contemporary – ale nie do końca ma to sens. Równie ważne są bowiem jej projekty w plenerze, z dala od słynnych galerii, jak chociażby Hollow, budowla na uniwersytecie w Bristolu złożona z 10 tysięcy kawałków drewna – każdy z innego gatunku drzewa, ze wszystkich zakątków planety. Przy okazji innego projektu zaprasza ludzi do stawiania na plażach replik najsłynniejszych szczytów górskich – foremki w kształcie Kilimandżaro czy Stromboli pobiera się przy wejściu, a gdy fala przypływu zmywa je z plaży, można się oddać rozmyślaniu o czasie i przemijaniu. W zetknięciu z Biblioteką Przyszłości też nie sposób o nich nie myśleć.
– Gdy zostałam zaproszona do napisania dla Biblioteki Przyszłości, zaczęłam wyobrażać sobie świat za 100 lat. Długo po mojej śmierci, gdy mojego syna, jakkolwiek długo zdoła utrzymać się przy życiu, prawdopodobnie także już nie będzie wśród żywych. Podobnie jak wszystkich, których kocham, i innych ludzkich istot, które w tej chwili żyją i oddychają razem ze mną na planecie. To był przeraźliwy obraz samotności. Nie porzuciłam jednak tych wyobrażeń, tylko zaczęłam się przez nie przedzierać. Zrozumiałam, że świat za 100 lat, jako że czas płynie nieubłaganie, nadejdzie jako nieunikniona rzeczywistość. Przez te 100 lat, las wokół Oslo urośnie duży i gęsty. Wiosną zakwitną gałęzie, oświetlać je będzie popołudniowe słońce. Wieczory i długie spokojne noce nadejdą bez przeszkód – mówiła cicho Han Kang, stojąc na polanie pośród choinek, które staną się książkami. Także jej książką.
By zrozumieć, co może się zmienić przez stulecie, wystarczy sobie uzmysłowić, że 100 lat przed złożeniem pierwszej książki w Bibliotece Przyszłości, w maju 1914 r., jeszcze nie wybuchła Wojna Światowa. Pierwsza, bo 25 lat później ludzkość postanowiła samej sobie udowodnić, że potrafi jeszcze więcej i do encyklopedii wprowadziła pojęcia Holocaustu, D-Day czy Little Boy. Ludzie nie mieli pojęcia o Internecie, telefonach komórkowych, o Internecie w telefonach komórkowych nie wspominając. W Stanach Zjednoczonych dopiero w 1926 r. Henry Ford zaczął zamykać swoje fabryki na soboty i niedziele, wprowadzając weekend. W większości krajów europejskich dopuszczono kobiety do głosowania po 1918 r., w Stanach Zjednoczonych poprawka do konstytucji zapewniła im to prawo dwa lata później. Amerykanie do 1964 r. mieli zinstytucjonalizowaną segregację rasową. 100 lat to bardzo dużo czasu.
– Czasem wyobrażam sobie świat w 2114 r. i myślę, że najlepszy scenariusz, to taki, że nie zajdą wielkie zmiany. Że będzie prawie tak, jak teraz. Tylko małe różnice – mówi Katie Paterson.
Kustosze projektu postanowili, że w Bibliotece Przyszłości znajdzie się maszyna drukarska, wraz z instrukcją obsługi – na wypadek, gdyby człowiek za 100 lat stracił umiejętność produkowania papierowych książek. Oczywiście, o ile ludzkość będzie jeszcze istnieć. W wieczór poprzedzający złożenie przez Han Kang manuskryptu w lesie, w teatrze w Oslo odbyła się nieformalna kolacja przyjaciół Biblioteki Przyszłości. Podczas kameralnej imprezy – nieco ponad 40 osób z całego świata – dyrektorka projektu, zajmująca się nim od strony organizacyjnej Anne Beate Høvind mówiła ze sceny o nieprzewidzianych problemach technicznych. Istniejące maszyny, przeznaczone do druku przemysłowego, nie są zaprojektowane, by je wyłączać. – Raz uruchomiona pracuje bez przerwy. Zatrzymana, szczególnie na tak długi czas, zaczyna rdzewieć – tłumaczyła zebranym, po czym dodała z uśmiechem – Problemu druku nie mamy więc jeszcze rozstrzygniętego. Cóż, pomyślę o tym później, za jakieś 10 lat…
Han Kang nie przyszła na kolację. Pokonały ją emocje. Dzień później przyznała, że miała moment wahania, czy skazać książkę, której napisanie tyle ją kosztowało, na 95-letni niebyt. Koreanka ma delikatny głos i mówi niemal szeptem. Sprawia wrażenie kruchej i onieśmielonej, ale w książkach mierzy się z najtrudniejszymi tematami
Najnowsza – po angielsku wydana jako White Book – to próba rozprawienia się ze własną historią: narratorką jest starsza siostra Kang, której nigdy nie poznała, gdyż zmarła ona zaledwie dwie godziny po narodzinach. Rodzice pisarki przyznawali, że gdyby siostra przeżyła, nie zdecydowaliby się na kolejne dzieci. Gdy matka Kang była z nią w ciąży, poważnie rozważała aborcję. Pomysł na książkę, w której każdy rozdział to opis innej białej rzeczy, zrodził się daleko od rodzinnego miasta Koreanki, ale za to blisko redakcji „Przekroju” – w Warszawie. Han Kang pisała ją w czasie czteromiesięcznej rezydentury na Wydziale Orientalistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Choć czuła się samotna i odizolowana przez nieznajomość języka, miasto z początku jej się podobało („do listopada” – podkreśliła Kang). Lubiła chodzić do Łazienek, ale wszechobecne ślady po II wojnie światowej nie dawały jej spokoju. Myślała o zniszczeniu oraz rekonstrukcji i stało się dla niej jasne, że duch siostry jest jej częścią. A że biel to dla niej kolor życia i śmierci, do lasu Nordmarka na złożenie manuskryptu książki, która zostanie opublikowana za 100 lat, postanowiła pójść ze zwojem białego materiału.
– Z jednej strony czułam się, jakby to był ślub, a płótno było welonem. Ślub książki z lasem. Z drugiej, jakby to była uroczystość z okazji narodzin dziecka, nowej książki. Jednocześnie nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że to pogrzeb, a białe płótno jest rodzajem szaty żałobnej. Pogrzeb mojego dzieła – mówiła Han Kang.
– Gdy napisałam pierwsze zdanie, musiałam uwierzyć w świat za 100 lat. W tę, wcale nie tak pewną, możliwość, że wciąż będą istnieć ludzie, którzy przetrwali, którzy przeczytają to, co napisałam. Muszę mieć nadzieję, że ludzka historia nie zniknie jak fantom, że planeta nie stanie się do tego czasu wielką ruiną lub grobem ludzkości. To nadzieja, która opiera się na kruchych podstawach. Podobnie jak założenie, że ludzie, którzy kierują tym projektem, a także pisarze teraźniejszości i przyszłości, którzy będą się rodzić i umierać w ciągu 100 lat, będą kontynuować tę pracę i dalej nieść tę pochodnię. Mimo to muszę wierzyć w tę niepewną szansę, że przeznaczeniem papierowej książki jest przetrwać wystarczająco długo, by mogła dotrzeć do ludzi za 100 lat – prezentowała swoją wersję wątłego optymizmu Han Kang podczas ceremonii prawie szeptem.
Opowieść o Bibliotece Przyszłości to zatem opowieść o wierze i nadziei, ale też o strachu. Jeśli spełnią się przepowiednia, w 2114 r. resztki ludzkości będą zbyt zajęte walką o wodę czy o skrawki ziemi nadające się do życia, by przejmować się projektem artystycznym sprzed wieku. Według think tanku z Australii Breakthrough National Centre for Climate Restoration w okolicach 2050 r. Ziemia w tylu miejscach przestanie nadawać się do zamieszkania, że pociągnie to za sobą gigantyczne ruchy ludzkości, rozpad krajów i całego dotychczasowego międzynarodowego porządku. Ponad miliard ludzi zostanie zmuszonych do migracji, dwa miliardy będą miały problemy z dostępem do wody.
O nadejściu antropocenu – epoki, w której działalność człowieka ma wpływ na procesy przyrodnicze – mówi się od prawie 100 lat. Mimo iż instytucje naukowe nie uznały jeszcze tego terminu za oficjalny, to antropocen niewiele sobie z tego robi. Milion gatunków flory i fauny jest zagrożonych wyginięciem bez pieczątki zatwierdzającej użycie tego terminu, lodowce bez zatwierdzenia topnieją, a temperatura wzrasta bez aprobaty odpowiedniej instytucji.
Pół wieku temu wylądowaliśmy na Księżycu. Z dumą mówiliśmy, że z kosmosu widać dzieło rąk ludzkich, czyli Wielki Mur Chiński. Okazało się to nieprawdą – mur jest zbyt wąski, by można było go dostrzec gołym okiem. Z kosmosu natomiast widać doskonale sztuczny archipelag wysp dla bogaczy w kształcie palmy w Dubaju, przykryte białym plastikiem szklarnie w pobliżu Almerii w południowej Hiszpanii zajmujące powierzchnię ponad połowy Warszawy, kratery kopalni odkrywkowych, wycinkę puszczy amazońskiej, podświetloną granicę między Indiami i Pakistanem oraz pierwszy dowód antropocenu – piramidy w Gizie. Nie trzeba jednak patrzeć aż z kosmosu, by widzieć, co dzieje się na Ziemi. 18 z 19 najgorętszych lat (średnia temperatura) zostało zanotowanych po 2001 r. – rekord padł w 2016 r. To dane NASA, ale niemal identyczne podają Climatic Research Unit, a także National Oceanic and Atmospheric Administration. W październiku 2018 r. w raporcie Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu alarmowano, że mamy 12 lat na zapobiegnięcie katastrofie. 12 zmarnowanych miesięcy później mamy 11 lat, a zegar tyka…
Katie Paterson twierdzi jednak, że Biblioteka Przyszłości napawa ją optymizmem. – Las tak na mnie wpływa. Ilekroć w nim jestem, przypominam sobie, jaki jest stary. Puszcze są poza czasem, gdy człowiek jest w środku, zdaje sobie sprawę, że równie dobrze mógłby znajdować się głęboko w przeszłości. Mam nadzieję, że tak samo będzie z naszym lasem. Że nasze drzewka z polany urosną równie wysokie, jak te wokół niej. Oczywiście mój optymizm studzi to, co się dzieje z planetą – mówi artystka. – Zdaję sobie sprawę, że w przypadku wielu moich projektów, zmiany klimatyczne są najłatwiejszym skojarzeniem. Tak też jest w przypadku Biblioteki Przyszłości. Jestem w pełni świadoma, że Ziemia przechodzi przez straszliwy kryzys, ale walka z nim nie jest czymś, co ma definiować moją sztukę. Chcę poruszać wyobraźnię. Chodzi mi o relacje i przenikanie. Las staje się papierem, papier książką, książki biblioteką, która z kolei łączy się z czytelnikami przyszłości i autorami z przeszłości. Ten projekt mówi przede wszystkim o czasie. O środowisku i o ekologii oczywiście też, ale nie mam w sobie tyle próżności, by twierdzić, że mogę zmieniać świat sztuką.
A jednak coś zmienia. Gdy czytacie te słowa, manuskrypty leżą schowane w sejfie miejskiej biblioteki w Oslo, Deichmanske Bibliotek. Najnowsze dzieło Han Kang spoczęło obok najstarszej księgi w kolekcji, ręcznie pisanej Biblii z 1250 r. W przyszłym roku Bibliotekę Deichmana czeka przeprowadzka. Nowy budynek powstaje tuż obok słynnej opery, w dzielnicy Oslo, która przechodzi rewitalizację, by nie powiedzieć, że jest budowana od nowa. Bjørvika – do niedawna industrialny port – to dziś nowoczesna dzielnica ze szkła i stali. Biurowce i apartamentowce są właśnie wykańczane. Opera, przeniesione muzeum Edwarda Muncha i nowa biblioteka mają być wizytówką dzielnicy, położonej u podnóża fiordu
Na ostatnim piętrze budynku, który ma zostać oddany do użytku publicznego wiosną 2020 r., powstaje pokój z drewna. W pomieszczeniu znajdzie się 100 wyjmowanych szuflad, w których spoczywać będą manuskrypty, te zajęte będą lekko podświetlone. Każdy autor będzie mógł wybrać swoją szufladę. Jako pierwsza uczyniła to Han Kang, autorzy, którzy już dzieła złożyli wcześniej, mają wrócić do Oslo i dokonać wyboru.
– Pokój wykonano z drzew, które wycięliśmy w Nordmarka, by zasadzić nowe pod Bibliotekę Przyszłości – tłumaczy Katie Paterson. – Manuskrypty będą tam bezpieczne. A jeśli chodzi o las… cóż, tak naprawdę niewiele możemy zrobić. Najlepiej byłoby go po prostu zostawić samemu sobie.
To nie przypadek, że pomysł ten zrodził się właśnie w Oslo. To de facto miejski projekt: jedyną osobą, która mogła odebrać manuskrypt od Han Kang, jest burmistrz stolicy Norwegii, Marianne Borgen. Tylko w Skandynawii wysoki urzędnik państwowy może pojawić się na polanie w lesie w swetrze, przybyć na piechotę, bez obstawy, a przemówienia nie zmienić w polityczny wiec, tylko w pochwałę i podziękowanie dla poprzednich pokoleń polityków, którzy 120 lat temu zdecydowali, że las wokół Oslo będzie chroniony i wspólny.
W 2018 r. ponad 49% nowych samochodów kupowanych w Norwegii stanowiły auta elektryczne. Rząd zwolnił je z podatku od nabycia oraz z 25-procentowego VAT-u, a stolica – z opłat za parkowanie oraz za wjazd do centrum. To przykład, że rozwiązania systemowe i polityczne działają o niebo skuteczniej od indywidualnych zrywów, co oczywiście nie oznacza, że macie teraz, Drodzy Czytelnicy, znów używać plastikowych słomek w kawiarniach i pić wodę z takich butelek, czekając, aż politycy rozwiążą kryzys klimatyczny.
Biblioteka Przyszłości jest projektem towarzyszącym powstawaniu dzielnicy Bjørvika. – Miasto rozpisało konkurs na dzieła sztuki. Miały być związane z czasem. Kilka kroków od budynku opery powstała więc miejska farma Losaeter. Na tym sporym kawałku ziemi mieszkańcy hodują warzywa i owoce, między grządkami biegają kury i stoi piękna piekarnia w kształcie Arki wykonana z drewna i szkła. Na miejskim etacie zatrudniony jest farmer, który tradycyjnymi metodami prowadzi gospodarkę. To z kolei dzieło amerykańskiej artystki Amy Franceschini – opowiada Anne Beate Høvind. Pokój nieprzeczytanych książek znajduje się niedaleko
– Mam nadzieję, że ten projekt coś da przyszłym pokoleniom. To niby tylko książki, ale pokazują, że myślimy o ludziach jeszcze nienarodzonych. Że nie wszyscy chcemy zostawić im w spadku tylko spustoszenie i zniszczenie – mówi Katie Paterson.
Anne Beate Høvind też wyobraża sobie świat za 100 lat: – Jestem martwa… to tyle. Boję się, ale robię, co mogę, bo mam poczucie wielkiego obowiązku. Uważam, że potrzebujemy projektów opartych na myśleniu katedralnym – mówi Norweżka.
StudioCathedral thinking to termin opisujący pomysły, których realizacja rozłożona jest nie na lata, tylko na pokolenia. To myślenie i projektowanie bez egoizmu, satysfakcja z działania, nie z rezultatu. Jak sama nazwa wskazuje, a każdy nawet nieobeznany wcześniej z tym pojęciem chwyta je w lot, korzenie ma w Średniowieczu i budowaniu katedr. Od pomysłu do wykonania mijały setki lat, dzieło kontynuowały kolejne pokolenia. Budowniczowie wiedzieli, że nie ujrzą efektów swojej pracy. Wtedy myślenie o tak dalekiej przyszłości podyktowane było pragnieniem zapewnienia sobie miejsca w niebie. Dziś potrzebne jest, by stworzyć niebo na ziemi. Lub przynajmniej uniknąć piekła.
Myślenie katedralne optymistycznie zakłada, że przyszłość ma sens, a stoicko zmusza do namysłu nad sensem życia i przemijaniem. – Nie mam wątpliwości, że nie będzie mi dane przeczytać książek z Biblioteki Przyszłości, ale ten mały tutaj… kto wie? – mówi Katie Paterson, wskazując na siedzącego na jej kolanach syna. – Jego życie nadal mierzy się w miesiącach, nie w latach. Jest nierozerwalnie związany z tym projektem. Byłam w lesie, gdy się go spodziewałam, a choinki ledwie wystawały nad ziemię, w zeszłym roku przyjechał ze mną i trzeba było go nosić, a tym razem był najgłośniejszym uczestnikiem ceremonii. Będzie rósł razem z lasem.
– Jeśli modlitwą nazwiemy moment, gdy mimo wielkiej niepewności, wykonujemy krok w stronę światła, to ten projekt, Biblioteka Przyszłości, jest czymś zbliżonym do trwającej 100 lat modlitwy – zakończyła przemowę Han Kang na polanie w lesie Nordmarka. Mogła zdradzić tylko jedną rzecz o książce – tytuł. – Drogi synu, mój ukochany – wyszeptała.